[Ósmego października 2010 miała miejsce premiera kolejnej polskiej adaptacji filmowej dzieła klasyka naszej literatury. Przyp. Redakcja]
Zaintrygowała mnie informacja o nakręceniu filmu, zainspirowanego sztuką Aleksandra Fredry pt. „Śluby panieńskie”. Dotychczasowe adaptacje dzieł naszych klasyków wywarły na mnie ogromne wrażenie jak chodźmy „Pan Tadeusz”, „Krzyżacy”, „Ogniem i mieczem”, spotkałam się także z nieudaną próbą przeniesienia książki na ekran filmowy, jak np. „Quo Vadis”. Niewzruszona różnymi opiniami osób trzecich wybrałam się na „Śluby panieńskie” reżyserii w Filipa Bajona, znanego z nakręcenia wielu filmów, jak choćby „Przedwiośnie”.
W czasach, gdy niewiele osób skłonnych jest do czytania czegoś innego poza wiadomościami e-mail, programami telewizyjnymi czy też krótkimi nowinkami o często burzliwym życiu aktorów lub innych celebrytów, domyślam się, że tematyka „Ślubów panieńskich” nie jest zbyt dobrze szerokiemu odbiorcy, o ile w ogóle znana. Zatem...
Sztuka wybitnego pisarza, Aleksandra Fredry opisuje w zabawny sposób nienawiść Anieli (w filmie w roli tej wystąpiła Anna Cieślik) oraz Klary (tutaj widzimy – Martę Żmudę - Trzebiatowską) do mężczyzn i ich przysięgę, która zabrania im wychodzić za mąż. Dziewczęta odtrącają od siebie zabiegających o ich względy i ręce kawalerów. Mamy tu płaczliwego, nieszczęśliwie zakochanego w Klarze Albina (Borysa Szyca) oraz, postrzeganego jako salonowca, szalonego i porywczego Gustawa (w tej roli Maciej Stuhr). Genialnie przedstawiona wojna damsko-męska młodzieży, a także wieczne pouczania w tej sprawie osób trzecich, tj. stryja Gustawa – Radosta (Robert Więckiewicz) oraz matki Anieli – pani Dobrójskiej (Edyta Olszówka) sprawiają, że nie można się nudzić przy tej sfilmowanej sztuce.
Aleksander Fredro z niezwykłą iskrą prowadzi dialogi bohaterów. Dzieło to samo w sobie jest niepodważalnie genialne i wszelka próba naniesienia zmian, jest bardzo ryzykowna i wymaga dużego wyczucia oraz talentu reżysera. Z przykrością muszę stwierdzić, że Filip Bajon pozwolił sobie na zbyt dużą ingerencję jaką jest nieudana według mnie próba połączenia przeszłości z teraźniejszością, ukazana poprzez posiadanie telefonów komórkowych, samochodów czy kolorowych czasopism, a także zmiany w fabule, będące absolutnie niepotrzebne. Rozumiem pomysł reżysera, jakim zapewne było jednoczesne unowocześnienie i zachowanie ponadczasowości dzieła, niestety zabieg przyniósł mierne efekty.
Film ma również kilka zalet, jakimi jest choćby wierne trzymanie się wierszowanego tekstu, dobra gra głównych aktorów, a także sam pomysł wprowadzenia lektury do kina i tym samym próba zachęcenia do przeczytania sztuki. Film dzięki tekstom zawartym w „Ślubach panieńskich” Aleksandra Fredry, może rozbawić widza do łez. Warto obejrzeć komedię Bajona, chodźmy dla porównania, a także by móc zgodzić się lub nie ze słowami Pani Nierebińskiej, pozwolę sobie zacytować: „Lepiej pięć razy przeczytać tę sztukę, niż raz ją obejrzeć”.
Osobiście nie żałuję pójścia do kina na ten film, nie sądzę jednak bym kiedykolwiek chciała po raz drugi obejrzeć „Śluby panieńskie”, zaś do książki z pewnością jeszcze wrócę nie raz...
Nieco rozczarowana - George Sand
[korekty - Redakcja]
GeorgitaSant
30 Bydgoszcz
2 artykuły
29 tekstów
28 komentarzy
|
po co te "nowoczesne" wstawki?! dlaczego artyści, gdy czują, że coś jest dobre, to notorycznie polepszają, aż w rezultacie staje się to przesadzonym gniotem? miejsce, muzyka, gra aktorska, fabuła = miód dla zmysłów! aż tu nagle tu nagle pach-ciach: komóreczki, beemwice, fachowe stelaże, lampy za miliony dolarów, kolorowe gazetki, profesjonalni styliści...
...i pstryk iskierka zgasła...
Nowoczesność na począdku mnie śmieszyła lecz potem zaczeła denerwować.
Jak dła mnie film a 4