Literatura

Czy na pewno chcemy zostać? – „nie zawoź mnie do Stratfordu” Dariusza Ciupińskiego

Jeżeli musiałbym sformułować (...) jakiś konkretny wniosek, brzmiałby on: poezja nie dla wszystkich...

 

Przysporzył mi wiele kłopotów autor nie zawoź mnie do Stratfordu. Za każdym razem, kiedy wracałem do wierszy zawartych w tym tomie, dosięgało mnie inne uczucie. Raz byłem przekonany, że czytam kapitalne wiersze rewelacyjnego autora, innym razem dostrzegałem rzeczy, na których widok zgrzytam zębami. Już jestem w stanie przyznać wybitność tych tekstów, gdy następnego dnia przechodzę obok nich obojętnie. Z tego powodu musiałem długo poczekać, nim zdecydowałem się cokolwiek napisać o książce Dariusza Ciupińskiego i Katarzyny Joczyn.


Domyślam się oczywiście przyczyn tej sinusoidy nastrojów – i uprzedzam, że wszystkie zawarte są tylko w książce. O wieku autora wierszy zawartych w nie zawoź mnie do Stratfordu nie dowiemy się ani z Internetu (w ogóle o autorze wyjątkowo cicho w tej ogromnej przestrzeni), ani z blurba, ani nawet z trzystronicowej rekomendacji Karola Maliszewskiego zamieszczonej na początku tomu. Podobnież strona wydawnictwa milczy na ten temat. Jedyne co mi pozostało, to niewyraźne, ciemne i utrzymane w skali szarości zdjęcie na czwartej stronie okładki. Ponieważ nie jestem dobry w ocenie wieku po wyglądzie, a już na pewno nie w takich warunkach, pozostawię tę sprawę samą sobie. Trochę żałuję, bowiem pomogłaby mi w ocenie książki Ciupińskiego, która wydaje się nierównym zbiorem wierszy pisanych w ciągu ostatnich dziesięciu, może piętnastu lat. Gdzieś w połowie tomu poezja staje się klarowniejsza, bardziej wyważona i zdecydowana. Staje się zwyczajnie lepsza – czytanie sprawia więcej satysfakcji. Nie można pominąć wtedy takich utworów, jak Caterva v.2, śledziłam sarny, czy Hęry ma zawód; trzeba jednak przyznać, że dykcja z pierwszej połowy wraca z maniakalną częstotliwością, burząc odbiór co znamienitszych kawałków.


Może w tym szaleństwie jest metoda? Radosław Wiśniewski ukuł termin – wstępny, być może tylko dla użytku w jednym tekście(1) – „liryki zredukowanego »ja«”, pisząc o poezji m. in. Aleksandry Zbierskiej i Roberta Miniaka. I chociaż „ja” jest akcentowane w nie zawoź mnie do Stratfordu, stara się właśnie uciec od skupionego na nim wzroku zacierając ślady – nic o nim nie wiemy, chociaż nam o sobie opowiada. Nie wiemy nic nawet o płci owego „ja”, które dodatkowo wprowadza nas w konfuzję używając od czasu do czasu to męskich, to żeńskich końcówek fleksyjnych. Metoda jest, a szaleństwo? Oczywiście! W nie zawoź mnie do Stratfordu pojawia się seria wierszy o wspólnym członie „z katalogu DSM-IV”, czyli klasyfikacji zaburzeń psychicznych. I tutaj raz bohaterem staje się przylądek John O’Groats, gdzie podmiot patrzy sobie w oczy (s. 27); innym razem piwnica (s. 65), ale najciekawiej się robi gdy autor uderza w nutę biblijną, pisząc:


                                    mam szatę widoczną w płótno i klamry
                                    dzban modlitewny na tam i z powrotem
                                    zmęczenie już nagromadzonym dobrem
                                    niczego mi nie brak – nawet mojej twarzy.


                                    jestem więc wojsko bo jest mnie wielu.
 

(z katalogu DSM-IV), s. 43


Niestety te dobre wersy kończą się, gdy Ciupiński stara się „wyjść” z punktu widzenia „ja”, aby przyjrzeć się rzeczom „mędrca szkiełkiem i okiem”. Rezygnacja z prywatności na rzecz dążenia do wypowiedzenia prawd absolutnych rodzi momenty, w których wiersze ocierają się o zabawną dyskursywność, jak w wierszu jutrznia: „więc jeśli zjadłeś śniadanie – / umyj miskę. (s. 39). Ponadto dochodzi prawdziwa wędrówka po świecie i postaciach, od których głowa może rozboleć – łączą się one ze sobą, tworząc postmodernistyczny miszmasz, wyścig na znane nazwiska, a jaskrawym przykładem jest tu wiersz Shakespeare and Co. Kilometer Zero Paris, chociaż jemu podobnych jest tutaj ponad połowa tomu.


I wciąż się zastanawiam – dobre to, czy nie? Jeżeli musiałbym sformułować już jakiś konkretny wniosek, brzmiałby on: poezja nie dla wszystkich. Musiałbym starannie wyselekcjonować wiersze zawarte w książce, aby móc się nim zachwycać. I jestem przekonany, że wybór znacznie różniłby się od ogólnej wizji autora tomu. Jeżeli jednak nie zawoź mnie do Stratfordu wywołało u mnie tyle niepokoju gatunkowego i estetycznego, to muszę uchylić kapelusza dla Ciupińskiego. Książka trudna, niekiedy ciężkostrawna, momentami hermetyczna, ale potrafiąca dać satysfakcję.
_____________________________________________________________

(1) Pionowzloty albo spóźnieni na pokolenie, Odra, nr 9, 2010, s. 159-161.

 

 

Marcin Sierszyński / Nisza Krytycznoliteracka

 

 

Dariusz Ciupiński, Katarzyna Joczyn, nie zawoź mnie do Stratfordu

wyd. ATUT, Wrocław 2009

s. 116, okładka miękka

Marcin Sierszyński

Marcin Sierszyński premium

34 Wrocław
131 artykułów 5 tekstów 6555 komentarzy
Opiekun sekcji poetyckiej od stycznia 2008 roku do czerwca 2010 roku, prozatorskiej od kwietnia do września 2011. Redaktor prowadzący serwisu od lipca 2013 do marca 2015. Redaktor projektu Nisza Krytycznoliteracka i recenzent literacki. Aktywista…
Zasłużeni dla serwisu


Dodaj komentarz anonimowo lub zaloguj się
 
przysłano: 18 stycznia 2011 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca