Wywrota

Nisza Krytycznoliteracka: Jakobe Mansztajn

Jakobe Mansztajn to gdański poeta i bloger, autor tomiku „Wiedeński high life", zastępca redaktora naczelnego pisma literackiego „Korespondencja z ojcem", a w dodatku laureat kilku nagród literackich.

Drodzy Wywrotowcy!

Listopad miewa na poetów wpływ dość szczególny, jak wiadomo. Niezależnie od tego, czy rozpoczynamy go tradycyjną pielgrzymką po cmentarzach w asyście lamentujących pociotków i znudzonych kuzynów, czy niezbyt może tradycyjną, ale za to znacznie mniej ponurą imprezką w towarzystwie wydrążonego dyniaczka, natykamy się przecież w końcu na ów uporczywie krążący nad literaturą cień śmierci, na tego – jak mawia Jerzy Łukosz – „demona literatury”.

 

Jak sobie z tym demonem radzić  –  oto jest pytanie! 

 

Co poeta, to inna odpowiedź, w dodatku.

 

Jest, na przykład, opcja Stachury:

             „Wypalić się do końca, do spodu, żeby śmierci, tej zwyczajnej wariatce, nic nie zostawić, niech odziedziczy po nas popiół wygasły”.  

 

Jest praktyczny poradnik od Norwida:

            „Skoro usłyszysz, jak czerw gałąź wierci

             Piosenkę zanuć lub zadzwoń w tymbały”,

 

oraz dość szczegółowa lokalizacja podana przez Świetlickiego:

              „Śmierć ma walkmana.

              Jest w ciemnym przedziale

              dla palących”. 

 

Są owe, mocno już wyeksploatowane, wersy księdza Twardowskiego, zalecające pośpiech w miłości bliźniego, oraz nie całkiem poetycka może, ale trafna i rzeczowa uwaga Woody’ego Allena: „Nieśmiertelność jest bardzo łatwa do osiągnięcia. Wystarczy nie umierać”.

 

Ja zaś proponuję, byśmy wspólnie przyjrzeli się twórczości poety, którego umieranie zdaje się dość mocno nurtować, skoro twierdzi, co następuje:

             „śmierć przewija się wzdłuż

             jak taśma wideo na funkcji slow motion”.

Poety, u  którego oswajanie śmierci idzie w parze z dojrzewaniem i u którego obok wspomnień z podwórka i pierwszych randek, zupełnie mimochodem, wspomniany jest pierwszy pogrzeb.

 

Jakobe Mansztajn, bo o nim mowa, to gdański poeta i bloger, autor tomiku Wiedeński high life, zastępca redaktora naczelnego pisma literackiego Korespondencja z ojcem, a w dodatku laureat kilku nagród literackich. Szczegółowe informacje do pozyskania tutaj:http://jakobe.art.pl/ , wiadomo bowiem, że skoro jest bloger, to musi być i blog. 

 

Poproszony o wybranie kilku wierszy do wywrotowej rozbiórki, autor wskazał, między innymi, niniejszy utwór:

 

 

                     TYBER

                               sobie, tobie i komu tam

 

          proponują porządek: pozbierać latawce,

          postery dawnych bohaterów zwinąć w rolkę.

          do piwnicy znieść: rowerek, apteczkę z lego,

          kolorowe puszki z biblijnego rfn wyrzucić.

          cały drobny majdan, co zagraca przejście,

          przesunąć pod ścianę. z piwnicy przynieść:

          kilka słoików na zimę, polowe łóżko, koc.

          systematycznie wchodzić w przyszłość.

          opowiedzieć się wreszcie za szczęściem,

          jakie jest, a nie jakiego się szuka. między

          piwnicą a schodami przeżyć tragedię.

          jedną z tych niewielkich, choć doszczętną

 

Ciekawam, jak go odbieracie? Czy odbiór będzie różny w zależności od tego, czy to Wasze pierwsze zetknięcie z twórczością tego poety, czy też macie już za sobą lekturę całego tomiku? Czy w tym spojrzeniu na świat, w tej dykcji jest to, czego szukacie i z czym potraficie się identyfikować, czy może odwrotnie – taki styl uprawiania poezji kłóci się z Waszym poczuciem smaku?

 

Gorąco zapraszam wszystkich do dyskusji.

 

_____________________

 

DOKTOR FILIPPI DOGLĄDA CHOREGO

 

że pada, powiedział. otrzepał się z płaszcza i wszedł

w rzeczy marcina. marcin nie wyraża sprzeciwu:

leży równiutko i cicho doumiera, nie na tyle cicho jednak,

byśmy nie słyszeli (rzeczy marcina tarmosi dreszcz).

 

rzeczy marcina przejęły się bardziej niż marcin, który

albo właśnie zmarł, albo myśmy wyszli z pokoju.

ja mam niebo puste, mówią oczy, które nie są już oczami

marcina. mówią: ja mam niebo puste i dogodne

 

_______________________

 

 

BALLADA O TRUPIE

clue tego zdania to trup. trup nie udaje,

jest w środku. mamy to szczęście,

możemy się przyjrzeć, przyłożyć ucho,

zastukać i stwierdzić: ni hu hu po tchu,

 

ni słychu bicia, i tylko po sali wlecze się

echo, salowa pcha wózek z pościelą

po zmarłym, brudna po zmarłych jest pościel

i echo się wlecze jak smród.

 

rację miał trup, że nic nie zostawią –

płótno bielutkie, aż w oczy zaszczypie,

z szafki przy łóżku sprzątną owoce,

szafkę opróżnią, ciało ukryją ze wstydem.

 

jeszcze raz zerkną na puste posłanie,

tym razem czulej pomyślą o trupie,

i łza się zakręci - ciężka, niezdarna,

i wspólnie nad wielkim zapłaczą porządkiem

 

________________________

 

ZNIKNIĘCIE

zaczyna się od wyjścia na balkon. mówię sobie:

na końcu tego pokoju jest balkon. można spróbować

wyjść, przewietrzyć się, może coś więcej.

pooddychać, chociaż nie. zaziębić się jak te chude

barierki, które mnie trzymają. nie uwierzysz,

ale słupek w gdańsku wskazuje minus trzydzieści.

zima dopadła nawet najlepiej ubranych,

nawet najlepiej ubranych, co jakby nas zbliża.

 

tutaj, w gdańsku, sprawy mają się tak: nic nie jest

na swoim miejscu, wszystko jest gdzie indziej.

nie ma cię kolejny miesiąc, kolejny miesiąc

przewala się po mnie jak czołg. podobno była wojna,

podobno rozstrzelano wszystkie ucieczki.

miałem ci napisać, że już w porządku. dużo wychodzę,

powoli wracam do siebie. próbuję odespać,

tylko ten wiecznie cieknący kran jest za głośno.

 

zaczyna się zniknięciem. nie panikuję, mówię sobie:

rzeczy dzieją się nadal. śniadanie, studia,

przyszłość. że mogę zaczekać, bo nic nie jest

na pewno. że zaczekam, a kiedy znów nie przyjdziesz,

wyjdę na balkon odszukać cię gdzieś

pomiędzy dworcem a napisami końcowymi,

upewnić się, że to, czym bolisz, ten mały kamień

między palcami w bucie, to wciąż nagroda

 

 

                                                                                   Dominika Ciechanowicz

 

 

 

 

___________________________________________________________________

 

 

Owoce Niszy:

 

Paweł Handzlik, Wiedeński rozrabiaka

 

Paweł Paszek, Mansztajn: koledzy, trup, króliczek

 

 

 

Nisza Krytycznoliteracka

Nisza Krytycznoliteracka

14 Polska
116 artykułów 11 komentarzy


Dodaj komentarz anonimowo lub zaloguj się
 
Radosław Kolago
Radosław Kolago 3 listopada 2011, 22:37
Bardzo przyjemnie rzuca mi się w oczy używanie terminologii związanej z popkulturą, w takim stopniu, że nie razi to, a raczej ozdabia wiersz powiewem współczesności. Fajnie również wygląda tutaj to wymienianie, chociaż nie jestem zwykle fanem takich zabiegów w wierszach.
Tyle spostrzeżeń odnośnie formy, co do treści to wyczuwam tutaj zawoalowaną krytykę dla "zdroworozsądkowego" podejścia do życia, bez miejsca na marzycielstwo i sentymenty. Pora dorosnąć, porzucić zabawki, uzbroić się w pragmatyzm. Ośmielam się stwierdzić, że motyw ten jest już dość mocno wyeksploatowany, mimo to autorowi udało się tu zawrzeć jakąś świeżość, szczególnie, że mamy tu bezpośrednie odwołania do naszych realiów - to "biblijne rfn" przypomina mi taki Eden, do którego wszyscy kiedyś chcieli uciekać. Czasy minęły, ale tam chyba nadal jest lepiej.

Nie daje mi spokoju tylko sama nazwa, którą domyślnie biorę za nawiązanie do włoskiej rzeki. Chociaż, (to będzie już lekka nadinterpretacja, ale pozwólcie) może to być też skrócona forma imienia cesarza Tyberiusza, który dla odmiany przed śmiercią sam zdążył zrzec się swojego tytułu, co może być ścieżką interpretacyjną. A wiem to tylko dlatego, że oglądałem Amarcord i tam w jednej kwestii pojawia się pytanie o tego cesarza. Bzdury może gadam, ale it was worth giving a try. Pozdrawiam wszystkich serdecznie.
Dominika Ciechanowicz
Dominika Ciechanowicz 3 listopada 2011, 23:16
Tak, Radek ma rację: "proponują porządek" = jacyś oni, którzy każą nam przeżywać życie w sposób przez nich zaaprobowany, zdroworozsądkowy. Dlatego nagle nasze dawne marzenia okazują się tylko starymi gratami ("rowerek, apteczka z lego"). Terminologia z pewnością trafia, ale... nie brakuje Wam tu jakiegoś większego BUM?
Radosław Kolago
Radosław Kolago 3 listopada 2011, 23:21
WIem, co masz na myśli, Dominiko - nie ma w tym wierszu klasycznego "uderzenia", jakiejś przyszpilającej do podłoża pointy, jest za to klimat, silnie działająca na mnie atmosfera swojskości i ciepła pomieszanych z nostalgią i niepewnością. Czy utwór ten przyciągnie czytelnika samym nastrojem nie wiem, w moim przypadku to się udało.
Marcin Sierszyński
Marcin Sierszyński 4 listopada 2011, 13:27
Radku, wspomniany wyżej Jerzy Łukosz pisał, że szukanie dobitnych point stanowi początek drogi homo legens. Wydaje mi się, że jesteś trochę wyżej. Nie mam pojęcia, czym miałby być "bum" w wierszu, nie akceptuję tego.

"Clue tego zdania to trup" - w tej części (drugiej) "Wiedeńskiego high life'u" ukazał się "Tyber". Szkoda czytać na wyrywki, zachęcam by zajrzeć do całego tomiku. Pierwsza część jest "chłopięca", wspominkowa; druga opiera się na pierwszych doświadczeniach, z naciskiem na doświadczenie śmierci. Dorastanie w powyższym wierszu wiąże się z ogromnymi zmianami, tragedią "jedną z tych niewielkich". Jest w tym siła przekazu.
Justyna D. Barańska
Justyna D. Barańska 4 listopada 2011, 20:27
Nie miałam jeszcze do czynienia z całym tomem, ale ten tekst zapowiada to, co mówi Marcin, a może raczej Marcinowa zapowiedź daje pewną nadzieję - powyższy utwór wyrwany z kontekstu ma dla mnie małą siłę, bo przede wszystkim opowiada o procesie dorastania (dojrzewania? - zawsze mam wątpliwość, które lepiej pasuje, choć zdaje się, że tu dorastanie, bo jest czymś mniej zależnym od nas, bardziej narzuconym - w tym a tym okresie człowiek musi umieć to a to, dojrzewanie to kwestia wewnętrzna), a proces ten opisywany poprzez odepchnięcie tego, co związane z dzieciństwem, jest już mało ciekawym chwytem. Ciekawszy będzie sam rozwój podmiotu na przestrzeni całego tomu, ale temu przyjrzę się potem.

"dom oniryczny w całej swojej pełni, z piwnicą – korzeniami, z gniazdem na
dachu, stanowi jeden ze schematów wertykalnych ludzkiej psychiki" - może Bachelard trochę by się przydał?

"opowiedzieć się wreszcie za szczęściem,
jakie jest, a nie jakiego się szuka. między
piwnicą a schodami przeżyć tragedię." - szczerze mówiąc, to ten fragment wystarczyłby mi za cały tekst. To okrutne i nie wolno tak robić z wierszami, bo jednak zamysł obejmuje całość (a przynajmniej powinien), ale to by pozwoliło uniknąć pewnego rozmycia i tego wyświechtanego chwytu. Bo dorastanie to przecież reforma własnej tożsamości i trzeba by zrobić mały porządek w rekwizytach: o ile latawce to tak niekoniecznie wpływ miały, za to bohaterzy z posterów (idole!) czy puszki z rfn, to już kształtowało porządnie "ja". I tu jest ważny problem: co się dzieje z człowiekiem, kiedy zabiera mu się (trochę kafkowsko mi się o tym teraz pomyślało) wszystko to, co go określało i daje się nowe czynniki? czy wcześniej wytworzone "ja" zanika, czy możemy mówić o kumulacji? ciągłość czy odrębność?

Słoiki, polowe łóżko, koc - strasznie ascetyczne i powiedziałabym "szare", bez witalności. Może mnie to się tak kojarzy, bo jestem na takim, a nie innym etapie, że się doszło do momentu zakładanego w dzieciństwie, a tu zero fajerwerek, nic nie idzie tak prosto i rzeczywiście zostaje tylko polowe łóżko. Czy naprawdę musimy się godzić na to szczęście, jakie jest - inaczej: nie mamy nic do gadania? Nieco się to kłócimy z hasłami, którymi napakowane są media i w zasadzie całe otaczające nas środowisko.
Justyna D. Barańska
Justyna D. Barańska 4 listopada 2011, 20:28
A i jeszcze jedno, trudno mi połączyć tytuł z całością. Jak ktoś rozwikła tę tajemnicę, to podpowiedzcie mi.
Dominika Ciechanowicz
Dominika Ciechanowicz 6 listopada 2011, 13:25
Zgadzam się, że w przypadku tego poety wiersze dużo zyskują, gdy traktuje się tomik jako całość. A czym miałby być bum w wierszu? Taki cytat z Barańczaka może przybliżyć, o co mi chodziło: „Poezja, która robi na nas prawdziwe, niedające się podrobić ani zafałszować wrażenie - właśnie ta poezja elementarnego dreszczu przebiegającego nam po plecach - robi je dlatego, że sama w sobie jest maksymalistycznym wyzyskaniem możliwości języka i wyobraźni".

Postanowiłam zamieścić kolejne dwa utwory „Doktor Filippi dogląda chorego” i „Balladę o trupie” równocześnie, bo mam nadzieję, że zilustruje to owe wzajemne powiązanie wierszy Mansztajna.

Jak już zdradził Marcin, otwierające „Balladę o trupie” zdanie jest jednocześnie tytułem drugiej części tomiku. „Doktor Filippi…” natomiast to pierwszy wiersz tej części. I ów Marcin, który w tym wierszu „leży równiutko i cicho doumiera” to figura, której cień i której umieranie unoszą się nad całą częścią.

Robi to wrażenie, prawda?
jakobe mansztajn
jakobe mansztajn 10 listopada 2011, 08:51
z przyjemnością śledziłem.
Dominika Ciechanowicz
Dominika Ciechanowicz 10 listopada 2011, 10:59
Witamy autora :)

Tym,którzy wciąż dysponują kryrtycznoliteracką energią, proponuję lekturę jeszcze jednego utworu, zatytułowanego "Zniknięcie". Kto tu mówi, do kogo mówi i o czym mówi? I jak to się ma do poprzednich wierszy?
Marcin Sierszyński
Marcin Sierszyński 10 listopada 2011, 12:31
Z całego tomu najbardziej przypadły mi do gustu epifanie o Marcinie, tej smutnej postaci teatru umierania. Pięknie przedstawione zostały w tych wierszach rzeczy dziejące się dokoła, z naciskiem na nas, na to jak się zachowujemy w obliczu (czyjejś) śmierci i że nic to nie oznacza dla świata.

Mnie interesuje teraz inne pytanie, niekoniecznie odnośnie konkretnego wiersza: czy słychać w wierszach Mansztajna pogłos? Czytałem różne zarzuty, że poetyka "Wiedeńskiego high life'u" to patchwork głównie ze Świetlickiego, chociaż i inne dykcje da się wyczuć. "Mansztajn nie szuka nowości i zgadza się na zapośredniczenia" pisała Marta Koronkiewicz na stronie Fundacji im. Tymoteusza Karpowicza. To dobrze, czy źle?
Radosław Kolago
Radosław Kolago 10 listopada 2011, 12:43
Ten utwór wywarł na mnie ogromne wrażenie, to jeden z najlepszych wierszy w tomiku. Choć nie należy do ściśle związanej ze śmiercią części "clue tego zdania to trup", to również tutaj szukałbym właśnie w umieraniu wskazówki do interpretacji .

It's a long shot, ale ten balkon może symbolizować samobójczą śmierć, do której nawiązania w "Wiedeńskim High-life'ie" są dość częste.

Następujący fragment wbił mi się w serce jak harpun i chyba nigdy go stamtąd nie wydostanę:

"nie ma cię kolejny miesiąc, kolejny miesiąc
przewala się po mnie jak czołg. podobno była wojna,
podobno rozstrzelano wszystkie ucieczki."

Jeśli chodzi o adresata, to zakładam dwie opcje, przy czym przychylam się bardziej ku pierwszej:
Podmiot liryczny zwraca się do zmarłego/zmarłej, zdaje swego rodzaju raport z góry, z tego, że stara się dojść z tym dramatem do porządku dziennego i tak naprawdę, choć wszystko jest nie tak, jak powinno, jakoś funkcjonuje. Widzę też swego rodzaju utkwienie w impasie, letargu oraz zrozumiałą, acz naiwną nadzieję (albo usiłowanie wmówienia jej sobie), że nic nie jest jeszcze postanowione, że ta osoba może wróci, choć wszyscy wiedzą, że tak się nie stanie.

"wyjdę na balkon odszukać cię gdzieś
pomiędzy dworcem a napisami końcowymi,
upewnić się, że to, czym bolisz, ten mały kamień
między palcami w bucie, to wciąż nagroda"

Dwa pierwsze wersy tutaj kojarzą mi się z pewnego rodzaju retrospekcją, przeglądaniem filmu na przyśpieszeniu w poszukiwaniu upragnionej sceny, bo dworzec i napisy końcowe to jest klasyczna klamra kompozycyjna w kinematografii.

świadomość bólu może być nagrodą, jeśli się ma świadomość, że taka osoba była i istniała w naszym życiu, i że mimo iż już jej nie ma, nadal mamy po niej wspomnienia, zostawiła po sobie ślad.

To jedna z interpretacji, druga zakłada zwyczajną tęsknotę za kimś, kto jest daleko, w tym wypadku większość moich dywagacji pokrywa się ze sobą, bo przecież śmierć bywa podobna do nagłego wyjazdu za granicę.

Nawet Honet pisał:
"o zmarłym gwałtownie
mówi się cicho - wyjechał do niemiec,
by przymierzyć zbroję"

Pozdrawiam serdecznie!
anhelus
anhelus 10 listopada 2011, 12:56
Odnoszę wrażenie, że autor nie całkiem z prądem płynie... i to właśnie powoduje, że muszę przejrzeć tomik. Tyber- brak dosadnej pointy stanowi pointe - nasze życia przeżywane bez większych doświadczeń(emocji,przeżyć)-gnuśnienie. Analiza umierania, rozkładanie śmierci i doświadczanie jej już za życia-tematyka która dotyka każdego z nas, a sposób ujęcia jej demaskuje ludzkie zakłamanie.
"rzeczy marcina przejęły się bardziej niż marcin, który
albo właśnie zmarł, albo myśmy wyszli z pokoju."
zapadnie w pamięci...a chyba o to chodzi by poezją oddziaływać.
anhelus
anhelus 10 listopada 2011, 13:16
Marcin - według mnie to bardzo dobrze, autor jest nieograniczony i ma wrażenie, że dlatego jego wiersze są niepowtarzalne. Zresztą ja chyba nigdy nie zroumię- skąd te ograniczenia i siłowe podążanie nurtem, zwłaszcza,że czasem się to udaje, czasem nie. Dostrzegam elstyczność i to jest według mnie dobre... pogłosu nie wyczuwam.
Rafał Różewicz
Rafał Różewicz 10 listopada 2011, 14:03
Dobry tomik, naprawdę.

Marcinie - zarzuty pojawiają się zawsze, nawet Różewiczowi, gdy wydawał "Niepokój" niektórzy zarzucali "ściąganie" z poetów brytyjskich.
Marcin Sierszyński
Marcin Sierszyński 10 listopada 2011, 14:42
Czyli możemy wskazywać inspiracje, ale nie może to posłużyć jako argument przeciw, nie możemy zrobić z tego zarzutu?
Justyna D. Barańska
Justyna D. Barańska 10 listopada 2011, 20:12
To fascynujące, zaczęłam dzisiaj pisanie artykułu od wizji z pokojem prowadzącym na balkon. Wchodzę w Niszę i co? "na końcu tego pokoju jest balkon" - i teraz działa jeden z mechanizmów Cialdiniego: zasada podobieństwa - podobne powoduje sympatię. Dalej znowu brzmi znajomo:
"zima dopadła nawet najlepiej ubranych,
nawet najlepiej ubranych, co jakby nas zbliża". Historyk z mojego liceum często na lekcjach powtarzał nam, że równość istnieje tylko na cmentarzu, ale widać nie tylko. Są takie stany, które nie pomijają nikogo, ale muszą być niesamowicie przenikliwe, przeniknąć przez to, co powierzchowne, aby dotrzeć do naturalnych ludzkich podstaw.

"pomiędzy dworcem a napisami końcowymi" - tu z kolei myślę, że można by iść w pojedynczość - napisy końcowe to już jawne odwołanie do konwencji filmowej, natomiast zastosowanie "napis końcowy" miałoby wymiar bardziej jednostkowy, jeden napis jak jedno imię, bo wszystko w tym jednym imieniu się skupia i wszędzie to jedno imię występuje. Nie ma znaczenia, w którą stronę spojrzy podmiot, na wszystko rzutuje się to imię. Może dlatego wielość, różnorodność i nierówność sprowadzane są do jednego mianownika.

"upewnić się, że to, czym bolisz, ten mały kamień
między palcami w bucie, to wciąż nagroda" - zimno powoduje cierpienie, wspomnienie też, a nawet brak. Jaka w tym wszystkim nagroda? Czy jest nią przeżywanie, doświadczanie? No i co gorsze: czy ból wyznacza nasze istnienie, a kiedy on się rozpuszcza, to następuje wielkie znikanie?



Co do pytania Marcina: w moim przekonaniu inspiracje są rzeczą dobrą, pod warunkiem, że zainspirowany nie zatraca siebie w inspirującym. Bynajmniej nie chodzi mi o działania typu: trochę siebie, trochę kogoś innego i mam tekst. Mam na myśli raczej przyjęcie pewnej myśli, sposobu myślenia czy patrzenia na świat i wyrażania go, po czym następuje wewnętrzne przepracowanie - inaczej przeniesienie na własny grunt przepracowując przez własny światopogląd itd.
Zatem teraz trzeba się zastanowić, co się zarzuca: zatrzymanie się na etapie przejmowania "czegoś" od autora/tekstów inspirujących czy całości tego procesu? Bo jeśli całości, to myślę, że to straszne głupota, która prowadziłaby do twierdzeń o zawieszeniu autora w pustce. A jednak tradycja, kultura silnie się do każdego człowieka tulą.
Figa
Figa 10 listopada 2011, 20:52
mnie się dworzec kojarzy z życiem, a napisy końcowe z nagrobkiem. z tej perspektywy dworzec w Gdyni to rzeczywiście dobre odzwierciedlenie tego stanu. w pierwszej strofie czuć taką jednostajność, bo podmiot ciągle czeka i to czekanie staje się ważniejsze od tego na co się czeka - klapki na oczy i niby wojna, ale ona nic nie znaczy. ten fragment jest dla mnie mistrzowski.
Rafał Różewicz
Rafał Różewicz 10 listopada 2011, 20:54
"w moim przekonaniu inspiracje są rzeczą dobrą, pod warunkiem, że zainspirowany nie zatraca siebie w inspirującym. Bynajmniej nie chodzi mi o działania typu: trochę siebie, trochę kogoś innego i mam tekst. Mam na myśli raczej przyjęcie pewnej myśli, sposobu myślenia czy patrzenia na świat i wyrażania go, po czym następuje wewnętrzne przepracowanie - inaczej przeniesienie na własny grunt przepracowując przez własny światopogląd itd. "

podpisuję się.
Dominika Ciechanowicz
Dominika Ciechanowicz 10 listopada 2011, 20:59
Literatura nie funkcjonuje w próżni, więc wpływy, inspiracje i nawiązania są dla niej chlebem powszednim, tak sobie myślę. Nie wiem, czy pogłos może być uznany za zarzut i szczerze mówiąc gdyby nie to, że też wcześniej natknęłam się na wypowiedzi podkreślające inspirację Świetlickim, to w ogóle nie poszłabym w tę stronę. Naprawdę ta inspiracja jest aż tak widoczna? A gdzie konkretnie?
Marcin Sierszyński
Marcin Sierszyński 11 listopada 2011, 19:44
Kilka nawiązań widzę u Mansztajna, ale są zbyt wyraźne, by były nieświadome. Bardziej hołd, niż podróbka. "Są dwa typy geniuszu: ten, który zapładnia i ten, który jest zapładniany".
Dominika Ciechanowicz
Dominika Ciechanowicz 14 listopada 2011, 21:34
Bardzo wszystkim dziękuję za udział w wątku i zachęcam do lektury recenzji, które już wkrótce pojawią się na stronie głównej.
Usunięto 3 komentarze
przysłano: 3 listopada 2011 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca