Drodzy Wywrotowcy!
Ciężkie czasy nastały: dni krótkie, noce długie, ciemno, zimno i do wiosny daleko. Nie wiem, doprawdy, czy dałoby się przetrwać tę porę, gdyby nie wynaleziono poezji. Poeci byliby wówczas jeszcze bardziej nieprzydatni i nie mieliby jak ze sobą gadać. Poezja bowiem – jak mawia Małgorzata Baranowska – to skrajny przykład porozumiewania się. Wszyscy wiemy, że bywa zabójcza, że wymaga poświęceń totalnych, że wypruwa z nas flaki i nie pozwala spać, że odgradza nas od świata niewidzialnym murem, oferując w zamian tylko tę śmieszną frazę: „bo warto”.
Nie wiem, jak Wy, ale ja często zadaję sobie pytania o to, czy na pewno warto. Świat ma tę brzydką przypadłość, że lubi sprowadzać idealistów do parteru, bo chyba nie za bardzo wie, jak poradzić sobie z jednostkami, które mimo uporczywie rzucanych im pod nogi kłód wciąż ośmielają się tworzyć.
A tym samym – ośmielają się być.
I wiecie, co w tym wszystkim jest najlepsze?
To, że żyjąc w takim właśnie wrogim poetom świecie trafiam czasem na głos, który za nic ma sobie konwenanse, społeczne oczekiwania i dobre obyczaje. Na głos, który bez mizdrzenia się i ściemy oświadcza mi, co następuje:
MATKI. BALLADA O CIĘŻKIM ZABARWIENIU EROTYCZNYM
Jestem patriotą. Oglądam
polskie porno. Ojczyzna mnie podnieca. Ojczyzna
mi daje, gdy dziewczyna jest za granicą.
Czy coś może być bliższe? Cieplejsze
od wiernego zwierzęcia, nabrzmiałego przed nadejściem zimy?
Mam chorągiewkę i bywam chorągiewką. Nie słucham
prognoz, ale ubieram się, jakby docierały do mnie
transmisje z nieba. Święty, święty, święty
spokój.
Oblicze tej ziemi, odpuść sobie! Uśmiechnij się.
Mrugnij okiem. Ile poświęcenia wymaga szantaż,
gdy zakładnik ma jedną tożsamość i musi się w niej zmieścić?
Jeden język?
Obce siły coś planują, badają różnice,
ciężar w oryginałach. Sejfy kryją pustkę,
widocznie jest cenna. Czy wytrzymają takie ciśnienie?
Które lody topnieją, a które się łamią? Noszę w sobie
serie smaków, zapasowe słowniki.
Światło nie ma szans.
Błyski demaskują gwoździe,
świadczą, że ciągle coś przybijam,
a to spada. Tego się nie wytnie – polski księżyc
nigdy nie był sierpem. Nie będzie krzyżem,
ojczyzna zasłuży na inny kaganiec. Ulepiony z zimnej gliny,
nie utrzymam się na powierzchni. Nie mam siły,
by się zapaść.
Mocne wejście, nie sądzicie?
Osobą odpowiedzialną za te słowa jest Rafał Gawin, poeta i krytyk, współzałożyciel mŁodzi Literackiej, redaktor i korektor pisma Arterie. Czyli człowiek, którego wybraliśmy na grudniowego bohatera Niszy Krytycznoliterackiej. Czy słusznie wybraliśmy – to już Wy oceńcie.
Bardzo jestem ciekawa, jak oceniacie świadomość językową Rafała Gawina na podstawie pierwszego wiersza wybranego przez autora do analizy. Odnajdujecie coś dla siebie w tej dykcji, czy wręcz przeciwnie – nie trafia do Was taki styl?
Wszystkich gorąco zachęcam do dzielenia się wrażeniami i spostrzeżeniami.
Rozmawiajmy, drodzy Wywrotowcy, rozmawiajmy o poezji! Porozumiewajmy się w sposób skrajny!
Bo warto.
_______________________
PASAŻER
Tym razem siedzę pod kościołem, tyłem
do kierunku jazdy. A jednak cycki,
wszędzie cycki i Bóg nie daje się skupić.
Wszyscy jesteśmy kościołem
i tak się pieścimy, by nie zabrakło dla nas miejsca.
By ubywało lat świetlnych, by ktoś nad tym czuwał.
Gdzie jest źródło światła? Czy można
tam dotrzeć na jednej kobiecie? Z jedną
tożsamością, ruchomym prawem
do oceny wyzwań? Głos musi się
łamać, gdy pochodzi z podróży,
by był wiarygodny. Pełny.
Język nie pozna takiej ilości pieszczot,
nie zostanie w ustach, które tyle mówią.
Zgrzytanie zębów to melodia,
na którą skazany jest każdy facet przed
ślubem. Bóg nie ma nerwów, nie da się
zaspokoić tyloma ciałami naraz.
______________________
POGODA DLA KANGURÓW
Wiosna w porządku. Szukam pracy
i rozsyłam wiersze. Nic mnie nie czeka
oprócz żony bez domu –
bez luster. Naśladuję wszystkich.
Ewolucja mnie przeraża,
najbardziej w literaturze.
Perspektywa stopniowo się rozszerza.
Tyję wolniej, jednak się nie mieszczę.
Skaczę i mam się dobrze.
Powtarzam się. Skaczę.
_________________________
POROZUMIENIE PONAD PODZIAŁAMI
Tracę w oczach. Najpierw włosy,
po latach trząchań i wyrzeczeń,
potem dwa kilogramy zapasów
na jeszcze gorsze czasy, wreszcie zęby –
od tych mądrości, jak zwykle zepsutych
od środka. Rana działa jak stygmat –
piję własną krew i coraz mniej rozumiem
Boga, za to bardziej żonę. Analogia
czy anagram w nieznanym języku,
gdzie istnieje prawda? Strata
czasu. Krótszy i mniejszy ma łatwiej,
można go nie wyczuć, gdy mierzy nisko
i nisko upada. Widzę wyraźnie
ten palec zakończony tipsem.
Dominika Ciechanowicz
Nisza Krytycznoliteracka
14 Polska
116 artykułów
11 komentarzy
|
Ja, jak zwykle, zwróciłam uwagę w szczególności na refleksję dotyczącą języka: "Ile poświęcenia wymaga szantaż /gdy zakładnik ma jedną tożsamość i musi się w niej zmieścić? /Jeden język?" - wpływ języka na tożsamość jest w tym wierszu poparty konkretami. Spójrzcie na to "oblicze tej ziemi" - każdy człowiek wychowany w naszej kulturze od razu skojarzy te słowa z Papieżem Polakiem i zaraz się okaże, że to prowokacja, mimo, ze tu nie ma ani słowa o żadnych papieżach. Jesteśmy zakładnikami języka, w którym dorośliśmy i nic na to nie poradzimy.
Chociaż peel chyba próbuje coś na to poradzić, skoro nosi w sobie zapasowe słowniki. I jak do tego ma się fakt, że wydał tę książkę w dwóch językach? Myślicie, że jest to jakiś rodzaj próby wyjścia poza ograniczenia ojczystej mowy?
Zastanówmy się nad tym porównując ten wiersz z kolejnym, który zamieszczam powyżej.
Dlaczego taki a nie inny dobór słownictwa? Jak to jest z tym zderzeniem kościoła z cyckami (a wystarczyło napisać "piersi" - słowo raz, że płynniejsze, dwa - jak bardzo zmieniłoby utwór, zmniejszając przepaść między sacrum a cyckami?).
I światło - widzicie jak przecina przedmioty/podmioty? Ciekawie to wyobrażenie skonstruowane - kiedy się mówi o kościele i świetle, przed oczami staje obraz snopa światła padającego np. przez witraż. A jak to z ludźmi? I co w ludziach takie światło oznacza? Czy to poszukiwanie sacrum w tych "wulgarnych" cyckach?
Wyraźna tu ironia, ten wiersz to taka krytyka religijna. Co do wcześniejszego dopytywania się o Wojaczka, to tytuł i pierwsza strofka, ciąg skojarzeniowy - matek, erotyzmu i ojczyzny.
Chodziło mi o to, że "Pogoda dla kangurów" zdaje się być napisana jakimś takim telegraficznym, skrótowym stylem. Jakby w skondensowanej formie podawał nam tu autor różne treści.
"Gdzie jest źródło światła? Czy można
tam dotrzeć na jednej kobiecie? Z jedną
tożsamością, ruchomym prawem "
Czytając tę zwrotkę, przypomniałam sobie takie powiedzenie: ...przy jednej dziurze, nawet kot zdycha."
Marcin mówi o "punktach ogniskujących, które pozostają w pamięci" - faktycznie, coś jest na rzeczy. Momentami autor zdaje się zabawiać aforystycznie, patrzcie na to:
"Zgrzytanie zębów to melodia,
na którą skazany jest każdy facet przed
ślubem"
Albo na to:
"Ewolucja mnie przeraża,
najbardziej w literaturze".
Efekciarstwo?
Ta rozprawa z własnym poczuciem narodowym (bardzo szeroko rozumianym) jest dobrze i bardzo błyskotliwie napisana, ale czy nie myślicie sobie czytając: no, tak z pięć lat temu też tak myślałem, ale dziś chyba myślę o czym innym. Dla sprostowania - w moim przypadku mniej niż pięć lat:)
I rzeczywiście, możemy podumać nad takimi fragmentami, powpisywać je do pamiętników, bo być może przydadzą się jako motto do własnego tekstu, ale weź teraz poskładaj ten tekst w jedną wizję. Przydałoby się trochę więcej kleju.
I dalej w związku z fragmentem - czy to nie jest takie pisanie wg zasady, jak udanie pisać? Taki wytwór kultury internetowej, która przecież przede wszystkim fragmentaryzuje świat, bo to w końcu nie tylko hipertekst został wytworzony. Czy to wpisywanie się w kulturę, czy współgranie z marketingiem (bo to dobry sposób, aby złapać czytelnika, skoro przestaje nam tekst grać, gdy zaglądamy do wnętrza)?
Gdzie ta ironia, o której pisał Orlińśki, balansowanie między ironią a powagą? Bo albo takie teksty jeszcze do Niszy nie dotarły albo nie wiem, o co chodzi.
Ironia? Powaga? Rzuca się nas na teren ważnych zagadnień, a mam wrażenie, że cały czas chodzi wyłącznie o podmiot liryczny, po prostu o to, co się w nim dzieje. A może to jest tak, ze traktujemy Gawina trochę poważniej dlatego, że jest redaktorem "Arterii", a skoro ktoś zasiada na takim stanowisku, ma pewien wpływ przez to na kształt literatury, to i jego twory powinny być cudowne i z całą pewnością niosące szereg wartości, kontekstów itd.? Nie pytam, żeby tu teraz obrazić autora - pytam o nas, jakie jest nasze podejście i na ile jesteśmy w nim uczciwi, znów nie wobec autora, ale wobec siebie?
Konrad, jeśli pytasz personalnie, to ja raczej nigdy nie przerabiałam własnego patriotyzmu, pomijając okolicznościówki typu 11 listopad, ale to też nie była praca na żywym mięsie.
Marcin, ja mówiłam, że nie ma polotu, to chyba będzie to samo, co twoje bez ikry? Jeśli tak, to się zgadzam. Ja lubię kiedy wiersze wprawiają w taki sam stan jak zakochanie, kiedy się nie chodzi, a unosi 2 cm nad ziemią, bo to oznacza, że tekst ma siłę sprawczą i sprawić może coś we mnie.
,,i tak się pieścimy, by nie zabrakło dla nas miejsca.
By ubywało lat świetlnych, by ktoś nad tym czuwał.''