Film

Wilk – na serio?

Co Polak może wiedzieć o reniferach i czy jest w stanie przekroczyć bariery kulturowe, aby zrozumieć wagę zabójstwa wilka? A tradycja – czy koniecznie musi stać się anachronizmem?

Chyba podszedłem do tego filmu zbyt poważnie, ale jak tu nie podchodzić poważnie, kiedy czyta się opis zapowiadający „dramatyczne wydarzenia”, „proces sądowy” czy „konflikty pomiędzy członkami lokalnej społeczności”, a kiedy myśli się: „szwedzki film”, z tyłu głowy plączą się obrazy z oglądanego kiedyś Bergmana i sceny z Millenium Stiega Larssona. A może podszedłem w sam raz, tyle tylko, że nie jestem Szwedem bądź – mówiąc ogólniej – widzem skandynawskim, nie mogę więc zrozumieć atmosfery, jaką wytwarzają bohaterowie filmu wobec opisywanych w nim wydarzeń?

 

Bo trzeba przyznać, że jest ona specyficzna. Z jednej strony ma się świadomość wagi sprawy. Dwóch ludzi coś przeskrobało i ściga ich wymiar sprawiedliwości. Z drugiej jednak nie jest to przecież przestępstwo na tyle ciężkie (już widzę rzucających się na mnie obrońców zwierząt), by mogło stanowić podstawę dla naprawdę mocnej historii kryminalnej. (Zresztą – czy w ogóle mamy tu do czynienia z kryminałem?) Taka chwiejność gatunkowa prowadzi do rozchwiania atmosfery.

 

„Znany głównie z roli w Fargo braci Coen oraz z telewizji, (…) Peter Stormare podejmuje rolę wycofanego stoika w stylu Clinta Eastwooda” – pisze Eddie Cockrell. Bardziej jednak od wycofanego stoika szwedzki aktor kreuje wycofanego i zawziętego mruka, który w czasie, gdy jest przesłuchiwany w sprawie zastrzelenia wilka, nie tyle imponuje zaciętością i umiejętnością maskowania swoich czynów, co prezentuje minę mówiącą: „tak, to ja zrobiłem, jestem głupkiem” i milczy. Podobnie młody Robin Lundberg, grający jego bratanka, „nietypowego nastolatka, przedkładającego pielęgnację tradycji ponad gry komputerowe” – jak pisze krytyk. W pierwszej chwili pomyślałem: renifery pasją nastolatka? No dobra…. Zaraz jednak przyszła refleksja: czy to nie dziwne przypadkiem tylko dla mnie, to znaczy dla Polaka, albo po prostu nie-Skandynawa?

 

Polski widz może mieć z tym filmem kłopot. Rozśmieszą go podstawowe rzeczy:

1. coś szumnie nazywanego „konfliktem w lokalnej społeczności”, a zasadzającego się na zabiciu wilka, którego sprawa omawiana jest w mediach i wśród mieszkańców miasteczka głośniej od niejednego morderstwa; 2. powaga, jaką wszyscy jej przypisują – nieco komiczne podejście policji (inspektor prowadzący sprawę Klemensa: ciemne okulary, postać pokroju wyżej wspomnianego Clinta Eastwooda), sądu (zwolnione tempo w chwili, gdy młody Nejla wchodzi na salę sądową i gdy znajduje się – roztrzęsiony – w krzyżowym ogniu pytań obrońcy i oskarżyciela); 3. trochę papierowa postać nalegającego na sprzedaż stada znajomego (?).

 

Wilk nasuwa ważne pytania: o miejsce tradycji, z biegiem czasu stającej się anachronizmem, (z czym ci, którzy ją kultywują – i próbują z tego żyć – nie mogą się pogodzić) i – być może nieco przypadkowo – o ciężar moralny i prawny przestępstwa, jakim jest zabicie zwierzęcia. Nie chodzi tu co prawda o dylemat związany z równoważnością kar, ten problem jest potraktowany bardziej delikatnie (jednak prędzej czy później trzeba przed nim stanąć). Pytanie brzmi: czy ludzie nie przejmują się śmiercią wilka zbyt mocno? Bądź co bądź – to przecież nie człowiek. Owszem – należy mu poświęcić uwagę, ale wszystko ma swoje granice. Ich zasięg jest jednak – jak się okazuje – względny, co może wpłynąć na odbiór filmu.

 

Z drugiej strony – dzieło Daniela Alfredsona porusza temat, któremu zaczyna się od jakiegoś czasu (przynajmniej w Polsce) poświęcać coraz więcej uwagi. „Ekologiczność” Wilka może więc także zachęcić do pójścia do kina. Ponadto dużym plusem są obrazy – świetne zdjęcia (Håkan Karlsson) i – mimo wszystko – gra aktorów, która może zostać zlekceważona przez błąd (czy naprawdę błąd?) nieprzystawania do siebie wagi sprawy i powagi, z jaką się ją traktuje. Pod względem kompozycji również nie można Wilkowi nic zarzucić. To dobry film, który jednak – być może z powodu barier kulturowych – ciężko mi brać całkiem na serio.

 

 

 

 

Tytuł: Wilk (Varg)
Rok produkcji i miejsce produkcji: 2008, Szwecja
Reżyseria: Daniel Alfredsson
Scenariusz: Kerstin Ekman
Muzyka: Adam Nordén
Zdjęcia: Håkan Karlsson
Scenografia
Montaż: Jörgen Perzzon
Obsada: Peter Stormare ( Klemens), Robin Lundberg (Nejla), Rolf Degerlund (Mats), Marie Delleskog (Anita), Gustav Kling (Pe Nisj)


Nagrody:
2009 – Nagroda Złoty Żuk (Guldbagge)
• Nominacja do Nagrody dla Najlepszego Aktora dla Petera Stormare
2008 - Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Montrealu
• Nagroda za Najlepszą Stronę Artystyczną dla Daniela Alfredsona
• Nagroda Jury Ekumenicznego dla Daniela Alfredsona

Jakub Antolak

Jakub Antolak

35 z Warszawy
9 artykułów 3 teksty 10 komentarzy


Dodaj komentarz anonimowo lub zaloguj się
 
Aleksandra Lubińska
Aleksandra Lubińska 21 grudnia 2011, 21:22
Ja tam nie miałam z tym filmem większych problemów. By zrozumieć powagę sytuacji wystarczyło mi wprowadzenie z początku projekcji, w którym autorzy wyjaśniają, że populacja wilków w Szwecji w czasie kręcenia filmu była dość nikła. Sto pięćdziesiąt sztuk na cały kraj, o ile dobrze pamiętam. Szczęśliwie, teraz jest lepiej.
Justyna D. Barańska
Justyna D. Barańska 21 grudnia 2011, 22:11
Ciekawe tylko, czy renifery są szczęśliwe ;)
Jakub Antolak
Jakub Antolak 22 grudnia 2011, 19:04
To widać problem z "Wilkiem" nie zależy od narodowości ani przynależności kulturowej, a od indywidualnego zasobu zdolności do empatii u widza... :P Widać nie umiem być empatyczny.
Usunięto 2 komentarze
przysłano: 26 kwietnia 2011 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca