Wywrota

Nisza Krytycznoliteracka: Beata Patrycja Klary

Najnowsza książka Klary, „Zabawa w chowanego” to zbiór transgresyjnych, nowoczesnych trenów.

Witamy w kolejnej odsłonie Niszy Krytycznoliterackiej!


Ostatnimi czasy zajmowaliśmy się niemal wyłącznie książkami debiutantów. Dzięki temu mieliśmy, w większości przypadków, okazję przyjrzeć się jeszcze niedokładnie opisanymi, świeżymi i czekającymi na recepcję tomami. Jeżeli było inaczej (jak np. z Jakobe Mansztajnem, laureatem Silesiusa), to rozmowa przeradzała się w „konfrontację” z uhonorowanym już dziełem. Efekty tych dialogów, podczas których nieraz włączali się sami autorzy, można zobaczyć tutaj.


Tym razem weźmiemy na warsztat książkę poetki, która debiut ma już za sobą. Mowa o Beacie Patrycji Klary, autorce takich tomów jak Witraże (2005), Imaginacje (2006), Szczekanie głodnych psów (2010) i dwóch arkuszy poetyckich. Była również wielokrotnie publikowana w antologiach, m.in. w Poetach okrągłego stołu (2005) i @ntologii POSTscriptum (2010).


Pod koniec ubiegłego roku ukazał się kolejny tomik, zasilający pulę już istniejących. Zabawa w chowanego wyróżnia się od poprzednich osiągnięć Klary przede wszystkim wyrazistą koncepcją – książka jest zbiorem transgresyjnych, nowatorskich trenów. Sama książka utrzymuje tradycyjną formę tego typu publikacji (jak np. pochwała zmarłego, czy pocieszenie), lecz na sam koniec poszerza formułę o transformatio (przeobrażenie), gdzie oddaje głos nieobecnemu bohaterowi tych wierszy, czyli nieżyjącemu ojcu.


Zabawę w chowanego stanowi świetnie skomponowany zespół tekstów. Niestety musimy ograniczyć się tylko do trzech wierszy z początku książki. Tren I pochodzi z części „exordium – wyjawienie przyczyny bólu”, zaś treny V i VI z „comploratio – opłakiwanie”. Kolejnymi rozdziałami są: „laudatio – wyliczenie zasług”, „consolatio – pocieszenie”, „assuesco – przyzwyczajanie się” i w końcu mały poemat „transformatio – przeistoczenie”. Zainteresowanych całością zachęcamy do sięgnięcia po książkę.


Na początek sam początek:

 

I
 

Zaczyna się dzień, w którym coś powinno się stać. Barometr w górnych rejestrach,
a moje trzydzieści cztery jest inne niż twoje trzydzieści pięć. Nie żyje Czesław,
nie żyje Zbychu, Rysiek i nie żyje wielu, wielu innych. Szalonego Fredka nikt
z nas dawno nie widział. Pewnie nie żyje. Jesteśmy materią, dlatego lepiej jest
malować latem, gdy płaszczyzny są rozgrzane i farby też, a umierać zimą.
Kto kocha kobiety, Bóg jest w nim, więc na YouTube podglądam Bellucci. W moim
scenariuszu spaceruje zaróżowiona w promieniach niewidzialnego jeszcze słońca.
Pramatka i kochanka przyszłości. Nie wiem co wypada, lub czego nie wypada pisać,
ale im wolniej rozstawia nogi, tym szybciej oddycham. Wysysam jej miękkość
jak pasożyt skorupę ślimaka.

 

Kończy się dzień, w którym coś powinno się stać. Dzwoni telefon: ojciec nie żyje.

 

_________________________________________________

 

V

 

Dzwoni telefon: ojciec nie żyje. Pilno mu było usłyszeć historię Szangri-La. Miasta pająków zatrzymujących czas na swoich delikatnych kroczach. Tak bladych jak jego stopy, na których wybrał się w drogę. Wszystko tam jest zamknięte: zewsząd góry, głazy, z nisko na nich wiszącym niebem. Wolność jak proces wietrzenia skał, a może raczej gliny, bo teren pod miastem nieurodzajny. Jest nisko na dwa i pół metra. Bez codziennej gazety, choć na upartego można przynosić wieści. Ktoś przecież zostawił pozytywkę. W końcu bateria się wyczerpie i będzie
cisza.

 

Muszę tylko pamiętać: nie wolno wyrywać chwastów. To idzie z korzeniami.

 

__________________________________________________

 

VI

Jest znane. I jest nieznane. A to, co je dzieli, do Drzwi i nimi właśnie chcę być. 

[Jim Morrison]

 


Toaleta pośmiertna to najczęściej wypychanie ust watą. Również przebranie bielizny
i podmalowanie. Wyceniają to na trzysta dziesięć złotych.

Z tamtego dnia najczęściej widzę ciebie w świetle witrażowych szyb, dzięki którym włosy nabrały głębi fioletu. A jeszcze niedawno mówiłeś, że przed tobą podróże, wyjazd do przyjaciół. Posągowym gestem kreśliłeś możliwości odkrycia skarbu. Wszystko zniknęło jak łzy w deszczu. Nastał czas umierania. Teraz muszę sprzedać wykrywacz metali. Poeci, którzy są po to, by się przyglądać, nie zdobywają samorodków. Piszą do siebie Kawafisem, albo budują światy, w których złoto nie ma znaczenia. Nie ubieraj mu sygnetu, bo w tamtym świecie będą go za to ścigali.
Taki zabobon, ale matka musi w coś wierzyć.

 

W końcu są trąbki. Jest organista. Wyjątkowo ładnie. Nie tak jak w innych polskich miastach. Piętnaście minut i po sprawie. Zupełnie nie tak jak w innych zagranicznych miastach, choćby w Eden Memorial Park w Los Angeles, gdzie nieboszczykom przeszkadzają kosiarki. Zimno jest czasem tak mocne, że nie sposób go opisać. Welinowy puder maskuje, ale paznokcie zdradzają wszystko.
Drzwi są już zamknięte.

Nisza Krytycznoliteracka

Nisza Krytycznoliteracka

14 Polska
116 artykułów 11 komentarzy


przysłano: 21 maja 2011 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca