Jak można było się spodziewać w sobotę największe zainteresowanie wzbudzały zespoły już znane, a więc te które można było zobaczyć już w czwartek. Zapewnione miejsce w finale okazało się chyba ciężarem a nie pomocą. Ludzie obsłuchani z kapelami, które występowały wcześniej, przywiązywali wagę tylko do nich.
Mnie najbardziej podobał się występ Panów z Litwy - zabawny, a za razem porywający i żywiołowy. Jako, że jestem zwolennikiem ciężkiego brzmienia nie umknął mi również występ zwycięzców, czyli kapeli Lordi z Finlandii.
Osobiście przyznam, że jestem zadowolony z wyników konkursu. Coś innego, coś nowego - do tej pory nie spotykanego stało się i mam nadzieję, że będzie się rozwijać w dobrym kierunku. Być może skończył się już okres sztucznych, plastikowych i bezpłciowych przebojów.
Każdemu kto będzie miał okazję obejrzeć konkurs Eurowizji w przyszłym roku polecam to zrobić, bo być może spotka Was tam kilka miłych rozczarowań.
A co do zespołu Lordi, tryumfatora festiwalu - słyszałem lepsze ich piosenki, poza tym na żywo...to nie jest niestety to.