Literatura

Na początku było Się Lenienie"

Recenzja pierwszego tomu wierszy Izy Smolarek

co?

„się lenienie", czyli fotel ukierunkowany na tv i rozkoszne (zbawienne?) skoki ciśnienia pod wpływem różowej siły i magii seriali ("Pewne dzieła są stworzone przez publiczność. Inne tworzą swoją publiczność." P. Ambroise Valery)? Autorka wskazuje na coś innego, według niej „rzecz polega nie na tym, żeby usypiać". Chodzi o specyficzny stan spokojnego rozprężenia ciała. Na zagłębienie „w muchopodobnym lepkim tangu słodkich strużek".
Jest to czas refleksji i interpretacji życia. A z tego wynika reszta.

 

o czym?

Tomik otwiera tekst o „komputerowym" tytule. Ma on charakter manifestu pokolenia, jego wizytówki. Trudno jednoznacznie stwierdzić, że „my binarni" to pokolenie złe. Pewne jest, że jego życie toczy się wokół pracy, prób wyrażenia siebie i problemów, a całość zamyka się w wirtualnych znacznikach.
„nie jesteśmy nijacy nasze mieszkania
mają aneksy kuchenne"
- zdają się bronić.


Świat tych wierszy w wielu miejscach zdaje się przeczyć cywilizacji, sporo jest odniesień do natury:
„wiatr od tamtej strony cisnął w nas strzępkami sosen"
„siedzę na skraju wydmy"

Zdarzają się ingerencje, jak „poeta na motorze".
Bohaterka jest jednak świadoma swoich potrzeb, stwierdza bez ogródek: „moja kuchnia mieści się w dwóch telefonach do pizzeri".

Pojawiają się ponadto symbole popkultury, jak promocja, gazety, etc. Świat, który się przed nami otwiera, jest więc światem pełnym, wydaje się, że jest w nim miejsce na wszystko.
W związku z tym również wiersze dzieją się wszędzie, w sądzie, na jarmarku, w mieście, na dworcu... Ale najczęściej są to wnętrza. Domów i osoby mówiącej. Bo miejsce nie ma tu większego znaczenia, liczy się stan.

O bohaterze tych tekstów autorka mówi: „Wrażliwiec? Zwycięzca? Kobieta sukcesu? Nieudacznik? Artysta? Sfrustrowany literat po czterdziestce (albo po setce?). Kobieta? Mężczyzna? Każdy." Więc mówi niewiele, albo po prostu pyta. I zaznacza, że każdy ten podmiot kształtuje jak zechce.
Wreszcie dodaje, że to jest lustro. Więc - doświadczając (poezji się przecież nie czyta) - stajemy się jednocześnie nadawcą i odbiorcą. Ulegamy sugestii i zagłębiamy się we własnym „się lenieniu". I staje się to punktem wyjścia. Dalszy świat jest już wspólny. Bohater (w większości jest to bohaterka, czasem dziecko) ma swoje problemy. Odnajdujemy się w nich, dostrzegamy gamę analogii, bo „dlaczegóż by nie" dostrzegać, skoro każdy ma przejścia z miłością, życiem i samym sobą.

Mamy jednak wrażenie, że są w tym złożonym świecie rzeczy lepsze i gorsze. Że bohaterka czuje swoją dzikość. Jej kompasem jest instynkt.
Zdecydowanie jest samotna. Pojawiają się rodziny, lecz cudze. Pojawiają się przyjaciele, ale nie bliscy.
Mamy wrażenie, ze cywilizacja jest po to, żeby można było raz na jakiś czas od niej uciec. Żeby mogła się rozmywać. Gołębie, kot, czaple przewijają się w tekstach często. I zdają się być podmiotowi bliższe, niż „gbur od nubiry", czy wspomniany „poeta na motorze". A kiedy cywilizacja się rozmywa, górę bierze instynkt.

W tym wszystkim, bohater/ka usiłuje odnaleźć miejsce dla swojej odmienności. Dla dzikości. Widzi, że nawet Bóg zaplątany jest we współczesność:
„ojcze nasz który też jesteś facetem i nosisz czasami obcisłe dżinsy który masz potargane włosy wynurzając się nad ranem z wieczystej pościeli"

Nie ocenia miłości, po prostu jej ulega: „wzięliśmy się normalnie tak jak się stoi".
„czasami przemycam się w ciebie", przyznaje się bohaterka. Szuka miłości - narkotyku, który mógłby ją uzależnić w stopniu pozwalającym na spokój. Z czasem jednak każdy okazuje się „jakiś żonaty". Nie potrafi więc dokonać wyboru. Czasem, kuszona, bez głębszego namysłu woli „swojską garbatą drogę".

i jak?

Sugestia. To moim zdaniem klucz. W tym przypadku poezja zaczyna się na poziomie słów. Te z kolei łączą się w zwroty, które wpływają niepostrzeżenie w wyobraźnię i ją reaktywują.
Czasami subtelnie, czasem mocniej („nadziewam gardło na suchy badyl").
To także lustro. Pojawia się nasza myśl i drąży. Na przemian odnosimy się do tekstu i do siebie. I coraz częściej wychodzimy poza tekst.
Wiersze Izy są proste. Proste na poziomie słów. Autorka wyjaśnia: „Słowo jest moim narkotykiem - wciągam je, smakuję, rozgniatam na podniebieniu, aż chrzęści, aż skrzypi, aż parzy." Przecież proste zasady określają najlepszą zabawę. Nie mamy tu wyszukanych metafor i rozbudowanych epitetów. I całe szczęście (zresztą, jeśli przyjdzie nam na to ochota, nie musimy szukać daleko - ot, wystarczy ławka w parku pod Lampą). Wszystkie kombinacje zaczynają się w czasie odczytu. I każdy sam ustala sobie granice. To duży plus.
Język tej poezji jest przede wszystkim elastyczny. Chłonie i znakomicie adaptuje do swoich potrzeb wyrażenia pozornie odległe. Mamy tutaj kolokwializmy: „jak w dym", „ten teges". Ale obok pojawiają się terminy typu „konstelujemy", „inflacja" czy „headhunter". Dziwne to połączenie. Ale, co najciekawsze, zaczynamy zdawać sobie sprawę z tego, że słowa do siebie pasują, wręcz dziwimy się, czemu nikt ich wcześniej nie zestawił.

Winiarski (www.literackie.pl) wspomina o „darze mocnej puenty". Dodaje, że teksty posiadają moc „wynikającą ze skumulowania emocji płynących swobodnie przez cały wiersz, meandrujących nieraz kapryśnie od słowa do słowa, w jednym wersie nieco podwyższonych, w innym celowo zgaszonych, a wszystko po to, by dopiero w finale czytelnik poczuł lekki, lecz wyrazisty dreszcz."
Dreszcz jest rzeczywiście wyrazisty, np. w utworach „romantyczność", czy „nie'dojrzałość". Siła puenty leży w poprzedzających ją wersach - kładą one znakomite podwaliny. Autorka lubi mocno kończyć, bywa jednak, że mówi zbyt dużo (ostatni wers „O/ II A"). Zazwyczaj puenta osadza się na języku i możemy ją żuć do woli, wyciągając coraz to nowe wnioski.

Podczas lektury, zupełnie jak w wierszu „wizyta", nawiedzają nas myśli - tajemniczy oni stukają do drzwi. Dręczą przez moment i odchodzą - „czy wrócą i kiedy obłęd ich wie", dopowiada peel. Pozostaje czekać na kolejny tomik, o którym wiadomo, że będzie.
Na zakończenie można stwierdzić, że Iza Smolarek zaprasza nas na podróż. A cały bajer w tym, że „zajść można dosłownie wszędzie".


na początku było „się lenienie"
IZA SMOLAREK „SIĘ LENIENIE"

 

 

piotr binkowski

piotr binkowski

39 olsztyn wschodni
2 artykuły 20 tekstów 111 komentarzy


przysłano: 18 sierpnia 2008 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca