Wywrota

„Grzesz zachłannie, grzesz!” Rzecz o Jacku Kaczmarskim

Twórczość Jacka to kopalnia, krynica wątków, odniesień, nawiązań, inspiracji. Ta erudycyjna rozpiętość pozwala każdemu odnaleźć tam coś dla siebie i coś o sobie. Rozmowa z Szymonem Podwinem, organizatorem Wrocławskiego Salonu Jacka Kaczmarskiego.

 

Pamiętajcie wy o mnie co sił, co sił!

 

Po śmierci Jacka Kaczmarskiego pasjonaci jego słowa i muzyki zaczęli się spontanicznie gromadzić wokół jego twórczości. Początkowo inicjowane spotkania miały luźny, nieregularny charakter. Jednak znalazły się osoby, które za cel obrały sobie usystematyzowanie tych spotkań, aby „kaczmarowe” środowisko było zwarte, silne i nie rozpierzchło się z czasem. We Wrocławiu chęć ta zaowocowała odbywającym się co miesiąc Salonem Jacka Kaczmarskiego, zainicjowanym przez Szymona Podwina, który w tym miejscu dzieli się z czytelnikami Wywroty swoimi doświadczeniami i wiedzą.

 

 

 

 

 

 

Ewelina Dybowska: Jacek Kaczmarski – Król Życia, dziecko wolności czy bezdomny pies? Można o nim powiedzieć niezwykle dużo i na tę uwagę zdecydowanie sobie zasłużył. Miałeś przyjemność poznać Jacka osobiście i pasjonujesz się jego twórczością. Jak byś go określił? Sam podkreślał, że jego przyjaciele wiedzą o nim dużo więcej niż on sam.

 

Szymon Podwin: Cytaty, które przywołałaś, pochodzą z utworów traktujących – w warstwie dosłownej – o kimś innym, niemniej w zgodzie z prawdą „wszystko ma drugie, trzecie, czwarte, piąte dno…” – na pewno jest w nich trochę i z samego Autora. Najpiękniej i najprościej podsumował to Jacek chyba w piosence „Rozmowa”: „jestem egzemplarz człowieka – diabli, czyśćcowy i boski”.
Każdemu, kto ciekaw jest Jacka jako człowieka, a nie tylko pomnikowego artysty, musi wystarczyć ciekawa biografia pióra Krzysztofa Gajdy oraz wspomnienia bliskich Przyjaciół: Jacka Majewskiego, Krzysztofa Nowaka, Jarosława Lindenberga czy Stanisława Elsnera Załuskiego.

 

Utwory Jacka to zapis jego życia i szczególnego czasu w historii Polski. Wydaje się, że w swoim życiu Jacek doświadczył każdego uczucia. Czy uważasz, że właśnie dlatego tak wiele osób odnajduje się w jego twórczości? Że znajdzie się utwór, w słowach którego odnajdzie się absolutnie każdy?

 

Jeden z fenomenów poezji Jacka polega na tym, że nie musiał on „doświadczać każdego uczucia”, by móc o nim przejmująco, wzruszająco, a przede wszystkim – wiarygodnie pisać. To, w połączeniu z porażającą siłą autorskiego przekazu, powodowało, że Jacek śpiewający „Jana Kochanowskiego” stawał się… Janem z Czarnolasu, wykonując „Marcina Lutra” stawał się nim samym itd. Jacek kojarzy się z twórczością, nazwijmy ją – polityczną. Ale każdy, kto zagłębi się w tę twórczość, dostrzeże pełen wachlarz ludzkich uczuć i odczuć. Jacek, jako człowiek i artysta, to przykład iście renesansowego podejścia do życia i świata – nic, co ludzkie, obcym mu nie było. Według wspomnień bliskich mu osób: interesował się wszystkim i niemal na wszystkim w jakimś stopniu znał. Polecam każdemu krótki szkic Roberta Siwca pt. „Order słonia”.
Twórczość Jacka to kopalnia, krynica wątków, odniesień, nawiązań, inspiracji. Ta erudycyjna rozpiętość pozwala każdemu odnaleźć tam coś dla siebie i coś o sobie. Każdy, kto zagłębił się w świat poezji Jacka – doskonale rozumie o czym mówię.

 

...póki słońce świeci
wciąż rodzić będą się poeci
jak ja bezczelni i bezradni...


Bezradni wobec gasnącego szacunku dla słowa i w obronie słowem bezczelni? Rodzący się i występujący przeciwko całemu złu tego świata?

 

„Czymże jest poezja, jeśli nie ocala…” – chciałoby się powtórzyć za Miłoszem. Z drugiej strony – trzeba sobie powiedzieć otwarcie: nastały ciężkie czasy dla poezji i dla słowa pisanego w ogóle. Sama poezja Jacka pewnie nie zdobyłaby takiego kręgu odbiorców, gdyby poeta jej nie wyśpiewywał.
To pewien znak czasu: ludzie czytają coraz mniej, coraz rzadziej i na coraz krócej zatrzymują się w pędzie życia. Proza życia wygrywa z poezją w myśl brutalnej prawdy: „Poezji się nie zji…” Dlatego tym bardziej należy starać się animować pewne działania mające na celu przypomnienie ludziom, że istnieje coś takiego jak poezja i piosenka literacka, zwłaszcza w wydaniu prawdziwych Mistrzów.

 

Jacek niósł w Polskę kaganek oświaty. Kulturalnej i moralnej. Kiedy w „Rozbitych oddziałach” śpiewa, że mądry nie śmieje się z klęski, to czy mówi do Polaków rzeczy przykre i odbiera im poczucie narodowej misji i przekształcania klęski w zaszczyt?

 

Jacek zawsze śpiewał o przykrych dla Polaków sprawach. Mimo że odwoływał się często do szerokiej tradycji kulturowej, często ubierał teraźniejszość w kostium historyczny – to jednak nazywał i komentował rzeczywistość wokół. Tak było u początków jego twórczości, kiedy śpiewał m. in. o postawach katów i ofiar wobec systemu totalitarnego, jak i w okresie powstawania jego wierszy ostatnich.
Można – upraszczając – rzec, iż Jacek był piewcą wolności, potrafił potem jednak Polaków z tej wolności rozliczać. Są środowiska, którym się te rozliczenia z wolnością nie podobają. Podnoszono na przykład argument, że jako emigrant, człowiek z zewnątrz, nie ma prawa komentować, a tym bardziej oceniać, sytuacji w kraju. Ci sami, którzy wcześniej zdzierali gardła w pierwszych szeregach demonstracji śpiewając o wyrywaniu murom zębów krat – potem, zachłyśnięci wywalczoną wolnością, oburzali się słysząc frazy, że żar zwycięstwa ich wypalił, jak karabinową łuskę, a co zżarli i wychlali – puchnie na ich zmęczonych pyskach.
Sądzę, że siła tego przekazu tkwi m. in. w tym, że Jacek zawsze pozostawał sobą, nie był chorągiewką na wietrze historii. Był za to konsekwentny w sposobie opisywania rzeczywistości.

 

... Bawcie się i pijcie dzieci,

jak się bawić i pić potraficie...

 
Jacek wyznawał kult życia, przyjaźni i miłości. Stale był otoczony ludźmi. Nie miał litości dla swojego gardła. To wzór twórczej pasji?

 

 

 

Bez wątpienia Jacek Kaczmarski to wzór twórczej pasji. Pasji popartej diabelskim talentem.  Czy nie miał litości dla swojego gardła? W pewnym okresie kariery artystycznej grywał po dwa, trzy koncerty dziennie. To niewątpliwie wielki wysiłek artykulacyjny. Nie zapominajmy jednak, że Jacek był profesjonalistą – znał swoje możliwości i potrafił zadbać o głos. Po jego śmierci pojawiły się głosy, że to na skutek tej nadmiernej eksploatacji gardła zaatakował go nowotwór. Myślę, że to zbyt daleko idące uproszczenie. Niemniej – jest coś symbolicznego w tym, że choroba uniemożliwiła m  u śpiewanie, które stało się niejako treścią jego życia, zdefiniowało go artystycznie. 

 

... Przeinaczano moje śpiewki,
By się stawały tym, czym nie są.
Tak używano mnie w potrzebie
Aż dziw, że jeszcze mam ciut siebie.

 
Czy uważasz, że odbiór niektórych tekstów przez publiczność był dla Jacka krzywdzący? W tym samym utworze, w którym rozlicza się z przeszłością pisze, że jest świadomy, że jego pieśni nie należą całkowicie do niego. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że "Mury" nie miały podłoża politycznego, a jednak stały się hymnem Solidarnej Polski. W „Godzinie szczerości z Jackiem Kaczmarskim”, mówi, że „refren w tej piosence nie znaczy nic, puenta znaczy wszystko.” 


„Mury” jak najbardziej miały, jak to ujęłaś, podłoże polityczne. Trzeba pamiętać jednak o czasach, w których ta piosenka zdobywała swoja popularność, by nie rzec – sławę. To był przecież czas walki. I o tej walce ludzi chcieli słuchać, o tej walce chcieli śpiewać. Wtedy nikt się nie zastanawiał nad puentą, może nawet jej nie śpiewał. Dopiero czas pokazał cały profetyzm tej pieśni, sprawił, że dziś jest ona chyba jeszcze bardziej aktualna niż kiedyś.
W innym utworze Jacek zauważa, że jego pieśni nie należą już do niego samego, apeluje niejako jednak, by ludzie znaleźli sobie własny temat i wyśpiewali go sami. Jest więc świadom faktu, że piosenki żyją własnym życiem oraz stawia się w roli jednego z wielu głosów, zwraca uwagę na rozległą przestrzeń nowych tematów, które można i należy poruszyć. Ale teraz to już zadanie kolejnych głosów.

 

 

Poza tym zresztą mam niewiele.
Wpływy przejadłem i przepiłem. .

.
Cała twórczość Jacka ma charakter publicznej spowiedzi. Szczęściem łatwo się dzieli. Jakiej jednak odwagi potrzeba, aby dobrowolnie przyznać się do swoich grzechów? A może to ten charakterystyczny dla Jacka dystans i ironia?


Ostrze ironii to jedna ze skuteczniejszych broni w arsenale środków wyrazu stosowanych przez Jacka. Nie unikał on nigdy trudnych tematów, potrafił mówić otwarcie np. o swoich problemach alkoholowych - tak w wywiadach, jak i w swojej twórczości. Dość wspomnieć tutaj powieść „Autoportret z kanalią”. Niewątpliwie – trzeba do tego pewnej odwagi. Taka szczerość, w moich oczach, dodaje tylko wiarygodności artyście.


...nie wierząc w Boga, obraziłem Boga...


Jacek raz chce dusić komunistę drutem, raz prosi Boga o straż przed nienawiścią. To kolejny dowód na to, że miotają się w nim sprzeczne emocje? Przed śmiercią przyjął chrzest – pogodził się z Bogiem?

 

Powoli, ustalmy pewne fakty.
Nawiązujesz w pytaniu do dwóch utworów. Pierwszym z nich jest „Prośba”. Trzeba pamiętać, że jest to jeden z pierwszych, o ile nie pierwszy właśnie utwór napisany po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce. Nietrudno więc zrozumieć ów emocjonalny wydźwięk i stanowczo formułowane oskarżenia. Drugim utworem, do którego nawiązujesz, jest „Modlitwa o wschodzie słońca”, tak bardzo już „wrośnięta” w kanon piosenek śpiewanych przez Jacka, że bezwiednie przypisywana jemu właśnie. Tymczasem jej autorami są Natan Tenenbaum i Przemysław Gintrowski. Nie jest to zatem do końca autorski manifest czy wyznanie wiary, choć niewątpliwie – ważna to piosenka.  
Co do sprzecznych emocji – trudno również za ich dowód uznać przyjęcie chrztu. Powiem tylko, że ów „fakt”, tak łatwo medialnie podchwycony i wykorzystany przez pewne środowiska – łagodnie mówiąc: nie do końca zgadza się z rzeczywistością.
Podobnie, bazując na swoistej niewiedzy, postrzega się potocznie emigracyjny etap biografii Jacka, a zwłaszcza jego początek. Zdarza się, że słyszę głosy, iż Jacek zdradził kraj, po prostu sobie wyjechał, pozostawiając Polaków we wrzącym kotle stanu wojennego. Ludzie, kolportujący te „oskarżenia” najwyraźniej nie mają pojęcia o tym, że 13 grudnia Jacek JUŻ przebywał na koncertach we Francji i wprowadzenie stanu wojennego tam go właśnie zastało.

 

 

 

  Kiedy zrodził się u Ciebie pomysł na organizację Wrocławskiego Salonu Jacka Kaczmarskiego? Nazwa „Salon” miała nawiązywać do dawnych spotkań poetyckich, intelektualnych i artystycznych?   

 

Nazwę wymyślił mój kolega, zapożyczyłem ją niejako, za jego zgodą, powołując do istnienia własną inicjatywę. Idea takiego bardziej zorganizowanego przeżywania tej twórczości chodziła mi po głowie od dawien dawna. Wcześniej były to po prostu prywatne spotkania, jakieś spontaniczne imprezy w małym gronie.

Tak na poważnie – wszystko zaczęło się jesienią 2006 roku, kiedy to podjąłem współpracę z Krzysztofem Jakubczakiem, znanym wrocławskim animatorem kultury. Pojawiły się wtedy pewne możliwości: zyskałem lokal, scenę, nagłośnienie. Dzięki temu uczestnikom naszych koncertów – zwłaszcza tym, którzy nigdy nie zdążyli być na koncercie samego Jacka, którzy zafascynowali się tą twórczością już po jego śmierci – mogłem stworzyć choćby namiastkę tej atmosfery, jaka towarzyszyła odbiorowi tych piosenek przed laty. I jak się okazało – znalazło się całkiem spore grono odbiorców takich prezentacji.

 
...jest wędrowanie, taniec i granie...  


Wykazujesz ogromną inicjatywę. Spotkania we Wrocławiu, uczestnictwo w imprezach dedykowanych Jackowi w całej Polsce, prężnie działająca strona internetowa, będąca olbrzymią skarbnicą wiedzy i jedynym miejscem w Internecie, z którego można się dużo dowiedzieć o twórczości Jacka Kaczmarskiego. To pasja? Organizacja, śpiewanie i granie?

 

Jak długo będzie mi to sprawiać satysfakcję i jak długo będą chętni do uczestnictwa w kolejnych edycjach WSJK – tak długo te spotkania będą się odbywać.
Co do owych imprez dedykowanych Jackowi Kaczmarskiemu, czyli festiwali – w Bydgoszczy i Kołobrzegu – nie ukrywam, że oprócz doznań artystycznych kierują mnie tam względy towarzyskie: są to okazje do spotkań z ludźmi, zwłaszcza z tymi rzadko widzianymi, z którymi mam przyjemność rozmawiać praktycznie raz w roku – właśnie wtedy, właśnie tam.
Natomiast strona internetowa, o której wspominasz – www.kaczmarski.art.pl – to inicjatywa i dzieło Artura Nogaja i Anny Grazi, dużo wcześniejsza niż powstanie Wrocławskiego Salonu Jacka Kaczmarskiego. To rzeczywiście kopalnia wiedzy na temat twórczości Jacka. Ten efekt to wynik lat pracy wielu, wielu osób – wszystkich wymienić tu nie sposób, a tylko niektórych – byłoby niesprawiedliwie. W każdym razie – miło mi być w gronie osób, dla których to było, jest i będzie ważne.
Pozostając jeszcze przy internecie: zapraszam także na stronę Salonu oraz na facebookowy profil WSJK, gdzie dzielimy się muzyką, zdjęciami a nawet, niemal codziennie, „świętujemy” urodziny poszczególnych utworów Jacka, w każdym razie tych, które posiadają dzienną datację.

 

Jak oceniasz współczesnych sympatyków Jacka? Jacy to ludzie? Czy to wyłącznie ci, którym Jacek był współczesny, ci, którzy rośli z jego utworami? Czy dzisiejsza wchodząca w dorosłość młodzież ma szanse na zrozumienie istoty jego twórczości, wychowując się w świecie „kulturowej transnarodowej sieczki”? Czy środowisko „Kaczmarofili” jest szerokie, aktywne i skuteczne?

 

 

 

Cała seria pytań, w dodatku - pytań trudnych. A może to jednak odpowiedzi nań są trudne…
Na podstawie moich, kilkuletnich już, Salonowych doświadczeń mogę stwierdzić, że zdecydowaną większość uczestników naszych spotkań stanowią ludzie młodzi, którzy częstokroć zetknęli się z tą twórczością już po śmierci Jacka. To obserwacja bardzo budująca, po pierwsze z powodu tego, iż – jak się okazuje – pokoleniu dzisiejszych studentów (a więc pokoleniu gier komputerowych, internetu i wszechobecnej popkulturowej sieczki) potrzeba jednak czasem czegoś więcej niż tego, co mają na wyciągnięcie ręki i wciśnięcie klawisza enter. Po drugie – dowodzi to uniwersalności Jackowej twórczości, która mimo upływu lat, zmian ustrojowych – pozostaje czytelna, a nawet przystająca do odmienionych realiów. A pewne wartości i tak pozostają niezmienne.
Najwięcej kłopotów sprawia mi jednak pytanie o to, czy środowisko jest „aktywne i skuteczne”…
Odpowiedź należałoby uzależnić od tego, co przez to rozumiemy. Bardzo często owa „kaczmarofilia” to zauroczenie dość powierzchowne. Owszem, wszyscy ludzie lubią spędzać czas grając i śpiewając – i to faktycznie chyba najbardziej zauważalna cecha kaczmarofila. Poza graniem istnieją jeszcze jednak inne sprawy, związane np. z animacją pewnych inicjatyw, pomocą w gromadzeniu i dokumentowaniu spuścizny. Na przykład - kiedy potrzebowałem pomocy w dotarciu do pewnych materiałów znajdujących się w Ossolineum – a więc bardziej aktywnego przejawu owej kaczmarofilii – spotkałem się z milczącą obojetnością studentów, z których większość niemal na co dzień korzysta ze zbiorów tej biblioteki.
Tak więc diagnoza nie jest euforyczna.
Na szczęście kontakt z osobami, które współtworzą tę pasję i stało się to często elementem ich życia codziennego, bez względu na pracę, sprawy rodzinne – pozwala spokojnie patrzeć w przyszłość: piosenki Jacka Kaczmarskiego jeszcze długo będą istnieć w wykonaniach róznych artystów oraz istnieć w świadomości kolejnych słuchaczy.

 

...Ale sobie człowiek żył!...


„Hymn wieczoru kawalerskiego” rozbrzmiewa na końcu każdego Salonu. Gdyby na każdym wieczorze kawalerskim powstawały takie utwory, mielibyśmy już całkiem niezły, nowy zestaw przyśpiewek weselnych. 

 

Tradycja „Hymnu wieczoru kawalerskiego” narodziła się spontanicznie i przypadkowo. Podczas jednego z koncertów nasz kolega zdradził się ze swoimi planami małżeńskimi i dostał wtedy prezent w postaci piosenki wykonanej zbiorowo przez uczestników spotkania.
Jako że wszyscy tę piosenke znają, a pomysł wspólnego, scenicznego wykonania bardzo się spodobał – zaśpiewaliśmy ją ponownie podczas kolejnego koncertu, potem jeszcze raz – i tak stało się to tradycją. Z czasem wykonania te znajdowały „pokrycie w rzeczywistości” – niedawno dedykowaliśmy wykonanie „Hymnu…” naszemu Przyjacielowi – Tomkowi Susmędowi, pianiście Tria Łódzko – Chojnowskiego – który wstepował w związek małżeński. W tym miesiącu natomiast adresatem tej pieśni będzie inny Salonowicz – Adam Nowak, który stanie na ślubnym kobiercu z Julią, również uczestniczką naszych spotkań. To chyba najlepszy dowód na to, że Wrocławski Salon Jacka Kaczmarskiego zbliża ludzi i wpływa na nich pozytywnie.


Zatem: serdecznie zapraszam na nasze koncerty, a po nich – na wspólne granie i śpiewanie!

 

... – kochają Cię.
- No cóż, ja dalej śpiewam...

 

 

Wywrota.pl objęła WSJK patronatem medialnym i zaprasza wszystkich zainteresowanych na najbliższy Salon - 22 lutego 2011r.!

 

 

Ewelina Dybowska

 

 

 

Źródła:
Krzysztof Gajda, „To moja droga. Biografia Jacka Kaczmarskiego”, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2009
www.kaczmarski.art.pl
www.jkaczmarski.wroclaw.pl
liczne dostępne wywiady z Jackiem Kaczmarskim
Szymon Podwin, organizator Wrocławskiego Salonu Jacka Kaczmarskiego, rozmowa

Zdjęcia


estel

Ewelina Dybowska estel premium

37 stąd
43 artykuły 34 teksty 3828 komentarzy
Była opiekunka sekcji poetyckiej. Na pozór spokojna i wrażliwa dziewczyna, kryje jednak w głębi duszy radykalne poglądy i gdy ktoś zajdzie jej za skórę potrafi nieźle dopiec. Nieraz zasłynęła z ciętego języka. Postrach nastoletnich poetek.…
Zasłużeni dla serwisu


Dodaj komentarz anonimowo lub zaloguj się
 
Paweł Kaczorowski
Paweł Kaczorowski 6 lutego 2011, 23:50
Ale czadowy materiał, Droga Ewelino!!! Gratuluję! :)
Dominika Ciechanowicz
Dominika Ciechanowicz 7 lutego 2011, 00:08
aaa! Ja się wychowałm na Kaczmarskim! Napiszę tu jeszcze coś mądrzejszego, jak ochłonę.
Marcin Sierszyński
Marcin Sierszyński 7 lutego 2011, 11:39
Domka, to koniecznie wpadnij do Wrocławia na Salon!
Dominika Ciechanowicz
Dominika Ciechanowicz 7 lutego 2011, 17:29
Ja się obawiam, że jak tam kiedyś przyjadę, to już zostanę i nie będziecie wiedzieli, co ze mną zrobić
przysłano: 2 września 2010 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca