Literatura

Tak się robi poezję - „Historia pięciu wierszy” Tadeusza Różewicza

Starannie wykonana robota czyni z tej książki nie tylko kompendium wiedzy na temat określonych wytworów poetyckich Różewicza, ale również przekonuje nas o należnej uwadze, jaką poświęca się Mistrzowi.

 

Dawno, dawno temu, a było to w Kłodzku dnia 17 września 1993 roku podczas 48. Kłodzkiego Wieczoru Artystycznego, miała miejsce premiera książki niezwykłej i niespotykanej, opatrzonej skromnym i ujmującym tytułem Historia pięciu wierszy. Wydana zaledwie w dwustu pięćdziesięciu egzemplarzach, czarno-biała bibliofilska edycja odeszła niemal w całkowite zapomnienie. Już chyba tylko najwytrwalsi bywalcy antykwariatów mogli natknąć się gdzieś na te faksymile umieszczone w chlubnym tomie. Zarazem trzeba przyjąć, że gdzieś na świecie znajduje się dwustu pięćdziesięciu szczęśliwych posiadaczy Historii..., do których musielibyśmy wydzwaniać, prosić o pożyczenie, a może nawet wyzywająco domagać się życzliwości czy zawarcia z nami znajomości, byle wejrzeć – choćby na chwilę – do frapującej przecież nieprzeciętnie edycji pięciu wierszy Tadeusza Różewicza.


Ad rem: dla tych, którzy nie mogli osiemnaście lat temu skorzystać z okazji zdobycia Historii pięciu wierszy, Biuro Literackie uczyniło niespodziankę. Z okazji dziewięćdziesiątych urodzin Mistrza wydawnictwo przygotowało wznowienie tej książki – tym razem w kolorze, co jest istotne dla tych faksymiliów. Szczególnie widać to w wierszu (właściwie: odbitkach rękopisów) „Przypomnienie”, gdzie poza charakterystycznym, czytelnym pismem Różewicza obserwujemy skreślenia, cięcia, przebudowywania, uaktualniania, uproszczenia, przeformułowania i sprecyzowania wypowiedzi poetyckiej na kartkach papieru ubarwionej różnokolorowymi długopisami. Poeta wyraźnie zaznaczał miejsca, w których „popełnił błąd” – chociaż bardziej na miejscu byłoby stwierdzenie, że „nadużył” słowa, które zawsze wykorzystywał oszczędnie; ale i to ciężko przechodzi przez gardło – na przykład kolorem zielonym obrysowując ramkę nad zamazanym wyrazem. Nawet przygotowując wiersz do druku, już spisany na maszynie, poddawał go nieustannemu procesowi tworzenia się. Porównując pierwszą próbę napisania „Przypomnienia” z jego pierwodrukiem w Twórczości, znajdujemy kilka konstant składających się na właściwą treść i przekaz, lecz doprecyzowanych do granic możliwości. Zresztą największą przyjemność sprawia podążanie za tokiem pracy Różewicza od początkowych prób wiersza do powstania ich właściwego, nam znanego, kształtu.


Czytelnik dostaje zachowany moment procesu myślowego poety. Opiera się na tym całe wydanie. Szkoda byłoby do tego podchodzić bezrefleksyjnie, jako do niekonwencjonalnej arcyciekawostki – a przecież sam po pierwszym dotknięciu tej pozycji nie myślałem o tym jako o czymś więcej. Tymczasem wgłębiając się w lekturę zacząłem zdawać sobie sprawę, jak bardzo skomplikowany proces stoi za tworzeniem wiersza. Co prawda papier nie ukaże nam wszystkiego, co działo się w głowie Różewicza, nim powstał w swej najlepszej formie wiersz „Dezerterzy”, ale poprzez wgląd do wspomnianych już skreśleń możemy zacząć się nad tymi przeobrażeniami zastanawiać. I nie musimy od razu wydawać sądów o autorze. Nawet nie powinniśmy bawić się w analizę osobowości – znacznie bardziej interesująca jest tu aktywność, która doprowadza utwór poetycki do jego wersji ostatecznej. Dlaczego tak się dzieje, że niektóre słowa zupełnie wypadają z gry, a inne zostają zastąpione ekwiwalentami, metonimiami („staję się poetą / kiedy przerywam pisanie” – zielone skreślenie, obok dopisek niebieskim długopisem: „odkładam pióro”; s. 19)?


Odpowiedzi na te pytanie szukałem – dzięki nieocenionej pomocy – w „Psychologii twórczości” Edwarda Nęckiego . Na przykładzie niedokończonych figur geometrycznych – nas będzie interesowała figura wiersza, o której nie ma mowy w książce – opisuje proces doprowadzania ich do właściwego kształtu: „Przed rozwiązaniem jest to struktura niepełna i mało elegancka, po rozwiązaniu zaś – struktura dopełniona, elegancka, »ładna«. Czynnik estetyczny odgrywa znaczącą rolę w postaciowych analizach procesu myślenia; jest również obecny w późniejszych wersjach koncepcji postaciowej. Można odnieść wrażenie, że dążenie do »dobrej figury« jest uważane za czynnik motywacyjny, swego rodzaju motor procesu myślenia i – szerzej – aktywności twórczej.” Odpowiedź niepełna, ale trop interesujący. Poezja, moment jej powstawania, jako dążenie do pełni. Gdzież znajdziemy lepszy przykład, jak nie w Historii pięciu wierszy?


Warto zwrócić uwagę, że 4/5 utworów (procesów, przekształceń, wędrówek słów) traktują o roli poety i problemach twórczych. Kiedy jest poezja? Czym jest wiersz? Kiedy jest się poetą? W swojej późniejszej twórczości Różewicz uczynił z tych pytań podstawę swoich rozważań poetyckich. Próbując znaleźć na nie odpowiedź, Mistrz pisze w „Kartkach wydartych z dziennika” (zamiast wstępu): „Owszem, drodzy moi, wszystko jest poezją – prócz złych wierszy”. Autotematyzm Historii pięciu wierszy tym bardziej uderza, kiedy spojrzy się na rękopisy – stajemy się uczestnikami tego wysiłku intelektualnego. Bacznymi obserwatorami dopuszczonymi do sytuacji mocno intymnej. Zaglądamy wielkiemu poecie za ramię. Powinniśmy się wstydzić.


Na koniec kilka ważnych słów o wydaniu. Wstęp do książki napisał Bogusław Michnik, artysta mocno związany z Kłodzkiem, dzięki któremu dowiadujemy się o pierwszym wydaniu Historii… wraz z nielichymi anegdotkami. Przybliża nam ówczesne realia wydawnicze i opowiada o pierwszych próbach stworzenia tej książki. A jest to wiedza bezcenna szczególnie dla młodych ludzi, nie mogących pamiętać początków lat dziewięćdziesiątych. Zwięzły wstęp pozwala lepiej zrozumieć kontekst zaistnienia publikacji. Uwagami edytorskimi zaś zajął się Jan Stolarczyk, przyjaciel Różewicza. Dzięki temu dowiadujemy się o dalszych losach (i błędach drukarskich, ale także zmianach wobec oryginału) utworów zamieszczonych w Historii pięciu wierszy. Starannie wykonana robota czyni z tej książki nie tylko kompendium wiedzy na temat określonych wytworów poetyckich Różewicza, ale również przekonuje nas o należnej uwadze, jaką poświęca się Mistrzowi. A przecież jest to równie ważne, co rozpieszczanie czytelników wznowieniem tak arcydzielnej książki, jaką jest Historia pięciu wierszy.


Marcin Sierszyński / Nisza Krytycznoliteracka
 

 

 

Tadeusz Różewicz, Historia pięciu wierszy

red. Bogusław Michnik, Jan Stolarczyk

Biuro Literackie, Wrocław 2011

stron: 108, okładka miękka

 

http://www.biuroliterackie.pl/sklep/szczegoly.php?cid=b11_34

Zdjęcia


Marcin Sierszyński

Marcin Sierszyński premium

34 Wrocław
131 artykułów 5 tekstów 6555 komentarzy
Opiekun sekcji poetyckiej od stycznia 2008 roku do czerwca 2010 roku, prozatorskiej od kwietnia do września 2011. Redaktor prowadzący serwisu od lipca 2013 do marca 2015. Redaktor projektu Nisza Krytycznoliteracka i recenzent literacki. Aktywista…
Zasłużeni dla serwisu


Dodaj komentarz anonimowo lub zaloguj się
 
Michał Domagalski
Michał Domagalski 9 kwietnia 2011, 22:42
Myślę, że świetnie już nam opowiadał sam Różewicz od dawna. Np. historia "Twarzy" - tomu poetyckiego z wiecznymi zmianami, aż do "Twarzy trzeciej", podobnie późniejszy "zawsze fragment" (sam tytuł dla poezji Różewicza, a jednocześnie metody twórczej znaczący) i późniejszy "zawsze fragment. recykling" (jeszcze bardziej znaczący!).

Zaznaczmy, że Tadeusz z Radomska dokonywał zmian nawet w Dziełach zebranych. On wiecznie poprawiał, zaś pozwalał na ten proces poglądać chyba od "Płaskorzeźby", w której na wewnętrznych stronach okładek ukazały się właśnie wersje "robocze".
Jarosław Klebaniuk
Jarosław Klebaniuk 10 kwietnia 2011, 09:17
Marcinie, bardzo ciekawy tekst. Najbardziej uderza to, że uznany poeta, dramatopisarz i prozaik, wciąż zachowuje (a przynajmniej zachowywał na początku lat 90.) swój pokorny, żmudny, systematyczny (ach, te kolorowe poprawki!) sposób pracy nad tekstem. To dla nas lekcja, żeby nie ufać pierwszej wersji, powracać, czytać ponownie, nie zakochiwać się we własnym wytworze, choćby nie wiem w jakim paroksyzmie weny twórczej wytrysnął.

Tramnwai'u, toż Tadeusz dawno już nie jest z Radomska, ino z Wrocławia :)
Michał Domagalski
Michał Domagalski 10 kwietnia 2011, 15:19
Jarku, jeszcze w "szarej strefie" czytamy:

"poeta z Radomska!
(nie z Florencji Paryża
tylko
z Radomska...) Radomsko
domowa moja rzeczułko(?)"

;)
Michał Domagalski
Michał Domagalski 10 kwietnia 2011, 18:24
Co zaś do poprawiania tekstu po latach 90. Dowodem jest tomik "wyjście".
Usunięto 1 komentarz
przysłano: 2 listopada 2010 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca