List (polecający)
„Wiązka”, Filip Surowiak
Warszawska Firma Wydawnicza
Warszawa 2011.
Stron: 92, okładka miękka.
Premiera: 10 maja 2011
Do zdecydowanej mniejszości narodowej: czyli do Tych, którzy wciąż czytają książki ( i chcą, żeby to były książki dobrze napisane…)
Szanowni Państwo, z przyjemnością informuję, że 10 maja roku Pańskiego 2011, miała miejsce premiera arcyinteresującej pozycji wydawniczej. Po kilku latach oczekiwania na debiut prozatorski Filipa Surowiaka, wreszcie dostaliśmy „Wiązkę” – żeby nie powiedzieć – „wiąchę” opowiadań tego pisarza.
Ci czytelnicy, którzy – podobnie jak niżej podpisany – zaznali już bezkompromisowej dykcji i zwariowanej narracji ego-biografii Surowego; którzy podczas wielu wieczorów autorskich, slamów lub literackich festiwali przekonali się jak zgrabnie i z polotem, ale i z pazurem i dystansem można używać krytycznych dyspozycji umysłu, a jednocześnie soczystych wulgaryzmów – wiedzą, że podczas lektury nudzić się nie będą. Opinię tę potwierdza sam profesor Stanisław Bereś – autor Przedsłowia otwierającego książkę.
Inni Czytelnicy, którzy trafią przypadkiem na ten zbiorek lub sięgną po niego zachęceni widokiem nie-twarzowej okładki – mogą poczuć się wstrząśnięci, zniesmaczeni lub wręcz obrażeni w swojej najgłębszej istocie… Cierniowo - Chrytusowa symbolika elementów oprawy graficznej tomu Surowiaka może zwieść niezbyt uważne oko i w efekcie trwale uszkodzić zmysł postrzegania rzeczywistości. Tak, że nawet kiedy nieszczęśliwy czytelnik będzie starał się oczy przymykać – po lekturze „Wiązki” będzie widział więcej i ostrzej, ale najprawdopodobniej jeszcze mniej rozumiał niż przed ową lekturą... [Żeby dobrze pojąć rzeczowość tego ostrzeżenia trzeba sobie tutaj wyobrazić Gorliwego Katolika z przymrużonym okiem, albo Załzawioną Temidę, ewentualnie Ogół Ludzki owładnięty nerwowym tikiem (kolejnym zresztą)…]
Proza Surowiaka wali bowiem po oczach, nie da się jej nie zauważyć i nie da się przeoczyć wskazywanych przez jej autora absurdów rzeczywistości, w której tkwimy. Nie da się nie parsknąć śmiechem, choćby miał to być śmiech podszyty bolesną świadomością tego jak jest. Z opisów absurdu świata przeżuwanego i przeżywanego, z cierpkiej drwiny, autoironii, konfrontacji z własną bezsilnością; z zaskakujących dialogów z jeszcze bardziej zaskakującymi rozmówcami oraz z koronkowo poprowadzonych monologów o zabarwieniu paranoiczno-krytycznym, a także z tego, co dzieje się dziś w mieście Wrocław i wczoraj działo się na wąskich uliczkach słonecznej Valencji; z afirmacji życia i wszystkiego, co przynosi czas – z tego wszystkiego upleciona jest książka młodego wrocławskiego prozaika. I jeszcze z czegoś więcej: z prawdziwych marzeń i poruszeń ducha, codziennych satysfakcji i niecodziennych frustracji. Bo niektórym pisarzom trudniej wydać książkę niż innym i to bynajmniej nie z powodu niedoboru talentu… Bo ten Autor to nieżyciowy prześmiewca ale i życiowy nadwrażliwiec. To przemyślne pomieszanie, metodyczne wariactwo i nadwrażliwy intelektualizm ale i codzienna przaśność życia (Tyrmand użyłby tu być może słowa „dodupizm” albo „gównianość") – ukazana raz w karykaturze a kiedy indziej w niemal laboratoryjnym rozbiorze na czynniki pierwsze i ostanie – stanowią o wartości tomu opowiadań Surowiaka.
Filip Surowiak, mimo, że wydaje pierwszy tom swoich opowieści o przygodach Edmunda w mieście Wrocław (i nie tylko o tym) – do debiutantów bynajmniej zaliczanym być nie musi. [Trudno byłoby powiedzieć czy powinien, gdyż w przypadku Surowiaka pojęcie powinności to istne semantyczno-etyczne kuriozum…] Publikował dotychczas w „Cegle”, „Ricie Baum”, „Lampie i Iskrze Bożej” i – jak sam często przypomina z sentymentalnym rozrzewnieniem – w „wątpliwej gatunkowo prasie kobiecej i erotycznej". Swoje opowiadania prezentował szerszej publiczności na kilku poważnych festiwalach i czytywał najbliższym znajomym w zupełnie niepoważnych okolicznościach.
W różnych sytuacjach miałem okazję słyszeć i czytać prozę Filipa Surowiaka. Każdorazowo sprawiała mi przyjemność perwersyjna w swej naturze myśl, a w zasadzie wyobrażenie o tym, jak będą wyglądać twarze innych czytelników kiedy wreszcie ta proza ukaże się drukiem… Już za kilka dni będzie można to sprawdzić. Będzie można się nieźle zdziwić!
Osobiście i jako redaktor prowadzący portalu Wywrota.pl , pod którego patronatem ukazuje się „Wiązka” Filipa Surowiaka – Serdecznie Polecam!
Paweł Kaczorowski
Wydawca: WFW
Wiązka na FB
Wywrotowy Warsztat Niszy Krytycznoliterackiej
Patronat medialny:
Redakcja
26 z Internetu
7904 artykuły
1719 tekstów
70 komentarzy
Wywrota.pl to interdyscyplinarny serwis społecznościowy zajmujący się kulturą. Jest jednym z pierwszych portali kulturalnych w polskim Internecie – działa od 1998 roku. W tym czasie otrzymał wiele prestiżowych nagród, m.in.: Papierowy Ekran…
|
Żyć z pisania? Przed Noblem? Też mi coś... Brednia jakaś! :)
Taki, w którym wielu utonęło lub do dziś się pławi. Czad albo opary absurdu w których nie do końca wiadomo czy się śmiać, czy płakać, albo... co najpierw.
Postaram się zdobyć dla Ciebie tomik opowiadań Surowiaka, ciekawe co powiesz.
Pozdrawiam
A propos, jest bardzo ciekawy wywiad w nowym Forum, strona 38, o podziale na sztukę "wysoką" i "niską". Między innymi ;) Jeżeli nie dasz rady do niego dotrzeć, to mogę zeskanować.
Na temat jednego z opowiadań Surowiaka wypowiadałam się pod artykułem Niszy K., ciekawe, czy po reszcie miałabym takie same odczucia. Ale! najpierw Kozak, najpierw Kozak. A Kozak jest super.
A, Pawle, jeszcze uwaga natury edytorskiej - mnie uczą, że wyrazy, używane w znaczeniu przenośnym nie mają już cudzysłowów - wpisuje je się normalnie. Trochę inaczej jest chyba w przypadku określeń ironicznych - to zostaje - ale tutaj nie jestem pewna.
Ten zbiorek się obroni.
A teraz odnośnie cudzysłowu: jeśli chodzi Ci o fragment: "w wątpliwej gatunkowo (...)"- to cytat; jeśli zaś o "wiąchę" - określenie to (żartobliwe z nutą ironii) i jego pojawienie się w tekście są zapowiedziane a jednocześnie zaprzeczone: <żeby nie powiedzieć "wiącha">.
Mnie z kolei uczono, na zajęciach z logiki, z teorii prawdy Tarskiego i koncepcji metajęzyka, że takie zabiegi i słowa po nich następujące domagają się cudzysłowów, czymkolwiek by nie były. Wymaga tego struktura semantyczna zdania. To jest bardzo ciekawa zasada - kiedy zapowiadamy, że pojawi się jakaś nazwa, że coś zostaje powiedziane lub nazwane jakoś, wstawiając to w tekście zachowujemy się jakby już było użyte wcześniej, jakbyśmy cytowali. Nie używamy tu bowiem słowa i jego właściwego sensu a tylko jego reprezentacji.
Zapraszam Cię na spotkanie z Filipem Surowiakiem. Daj mu szansę odeprzeć Twoje zarzuty, albo potwierdzić powód rozdrażnienia, w które ewidentnie Cię wprawił jego tekst.
Pozdrawiam.
p
17. 05. , godz. 19.00 W Tajnych Kompletach
Tutaj:
www.wywrota.pl/db/artykuly/18682_premiera_wiazki_i…
Może ktoś Cię jakoś okiełzna w tej pasji krytycznej... :)
Jezu słodki, ja i "pasja krytyczna", do czego to doszło ;) Ze mnie żaden krytyk, ja wiem tylko, co mi smakuje.
Na spotkaniu, niestety, nie będę na pewno, siedzę w Warszawie :(
Świetnie że się dokształcasz, bardzo nieświetnie, że nie będzie Cię na spotkaniu.
Postaram się dzisiaj odnieść się do Twoich spostrzeżeń pod opowiadaniem Surowiaka.
"wiącha" ma tutaj wydźwięk ironiczno-żartobliwy; więc cudzysłów użyty jest w zgodzie z tym czego Cię uczą.
Istnieją dwa przystępnie napisane teksty o pojęciu prawdy Alfreda Tarskiego. Ponieważ Tarski był matematykiem część jego tekstów jest przeznaczona dla osób biegłych w odczytywaniu długich sznureczkowych ciągów kodów/wzorów - polecam tekst z 1933, w którym została przedstawiona jego sławna "Semantyczna definicja prawdy". W jej zwartej i zamkniętej konstrukcji użyte zostały cudzysłowy. Ich obecność w formule ścisłego definiowania filozoficznego pokazuje funkcję (i sposób jej rozumienia) jednego z narzędzi językowych, którymi musi sprawnie posługiwać się korektor.
Tarski był matematykiem i filozofem, zajmował się m.in. modelami skończonymi i posługiwał się ścisłymi formułami. Czasem pisał do ludzi w języku niemalże literackim, częściej zaś posługiwał się narzędziami języka wyższej matematyki. Filologiczne, językoznawcze ustalenia czasem są zbyt bliskie literze Słownika. Tu, w przypadku Tarskiego, jak i w ogóle w posługiwaniu się językiem - chodzi o jego ducha. O możliwość precyzyjnego wypowiadania, przy jednoczesnym zachowaniu naturalnych obszarów gry semantycznej, jak w przypadku wyrażeń ironicznych.
Tarski - szukaj tekstów w tłumaczeniu Jana Zygmunta ( mojego Wykładowcy) , tu masz jeden:
www.staff.amu.edu.pl/~awisniew/wprowadzenie_do_fil…
No wiem, wiem, chciałam to dokładniej rozpisać.
Dzięki za Tarskiego! :)
PS Odnoszę się do norm, nie ducha; a normy czasami się zmieniają; kto wie, czy za parę lat cudzysłów zupełnie nie ustąpi przed kursywą? ;)