Literatura

Za co kochamy Sherlocka Holmesa

W oryginalnej wersji nie był to wcale flegmatyczny jegomość w kapeluszu, lecz ekscentryczny, dość mroczny i nieprzeciętnie inteligentny outsider, sam skrywający w duszy ciemne sekrety.

 

Jak byłam mała, bardzo chciałam zostać Sherlockiem Holmesem.

 

Poważnie.

 

Marzyłam o tym, żeby natknąć się kiedyś na jakieś tajemnicze zwłoki, obejrzeć je przez lupę, zapalić fajkę, westchnąć głęboko i rzec:

– Tak, tak, mój drogi Watsonie. Ten człowiek został zamordowany.

 

Później miała nastąpić błyskawiczna i błyskotliwa dedukcja, bezbłędne rozpoznanie sprawcy oraz spektakularny pościg, w razie konieczności wzbogacony walką na szpady. Wszystko to miało, rzecz jasna, dziać się o zmroku, we mgle słabo rozjaśnianej przez latarnie naftowe i przy odgłosach dorożek, powożonych przez jowialnych woźniców w surdutach.

 

Sherlockiem, ostatecznie, nie zostałam i to nie tylko dlatego, że nie dysponuję szpadą, fajką, ani – co gorsza – Watsonem. Po prostu wkrótce potem zaczęłam, niestety, pisać i po dziś dzień z tej przykrej i czasochłonnej przypadłości nie wyrosłam.

 

Sentyment do postaci oryginalnego detektywa jednak pozostał i nic nie wskazuje na to, aby miał w najbliższym czasie minąć. Jest to bowiem facet, którego – jak słusznie zauważono we wstępie do wydanej nakładem Telbitu książki – nie sposób nie lubić: „Jednym z powodów, dla których od ponad stu lat postać Holmesa cieszy się ogromną sympatią czytelników, jest także to, że (…) oprócz licznych talentów ma wiele wad. Holmes jest strasznym bałaganiarzem, miesiącami nie otwiera listów, które zalegają u niego na biurku w pozornie chaotycznie rozmieszczonych stosach. Nie rozstaje się z fajką, choć okazjonalnie zastępuje ją cygarami. Regularnie wstrzykuje sobie kokainę, nie stroniąc także od morfiny. Zdarza mu się kłamać policji, jeżeli uważa to za słuszne”.

 

Waga stworzonej przez Sir Arthura Conan Doyle’a postaci dla rozwoju gatunku jest trudna do przecenienia: większość powieści i opowiadań kryminalnych będzie odtąd wykorzystywać ów niezawodny schemat: genialny detektyw, mniej genialny, acz gorliwy asystent plus dedukcja. Szkockiego pisarza wyprzedził wprawdzie nieco zapomniany i przez lata niedoceniany Amerykanin – Edgar Allan Poe, ale jego opowiadania o detektywie C. Auguste Dupinie nigdy nie osiągnęły tak dużej popularności.

 

Przygody Sherlocka Holmesa, drukowane najpierw w odcinkach w The Strand Magazine, od samego początku okazały się strzałem w dziesiątkę. O tym, jak wielkim cieszyły się uznaniem świadczy, chociażby, fakt, iż kiedy autor postanowił w końcu uśmiercić swego bohatera, zrozpaczeni czytelnicy – na znak żałoby i protestu – paradowali po ulicach z czarnymi przepaskami. Taka forma nacisku opinii publicznej była wówczas, zdaje się, bardzo skuteczna, skoro po paru latach Sir Arthur Conan Doyle zdecydował się wskrzesić detektywa.

 

Od tamtego czasu książka doczekała się licznych wznowień, kontynuacji oraz adaptacji filmowych: w wielu z nich postać Holmesa została kompletnie zniekształcona. Warto więc przypomnieć sobie, iż w oryginalnej wersji nie był to wcale flegmatyczny jegomość w kapeluszu, lecz ekscentryczny, dość mroczny i nieprzeciętnie inteligentny outsider, sam skrywający w duszy ciemne sekrety.

 

Dodatkową zaletą Przygód Sherlocka Holmesa jest to, że napisano je lekkim i przystępnym a zarazem barwnym językiem, dzięki czemu stanowią znakomity materiał dydaktyczny. Tak jak i poprzednie pozycje z tej serii, dzieło Sir Arthura Conan Doyle’a opatrzono trafnymi komentarzami dotyczącymi realiów historycznych i społecznych oraz ćwiczeniami gramatycznymi oraz leksykalnymi.

 

 

Arthur Conan Doyle, Przygody Sherlocka Holmesa… z angielskim!
   Redakcja i opracowanie: Marta Fihel, Dariusz Jemielniak
Wydawnictwo TELBIT, Warszawa 2010 

Okładka miękka, stron 472.

Dominika Ciechanowicz

Dominika Ciechanowicz

42 Zielona Góra
350 artykułów 39 tekstów 2799 komentarzy
Zasłużeni dla serwisu
Współpraca


Dodaj komentarz anonimowo lub zaloguj się
 
Radosław Kolago
Radosław Kolago 7 czerwca 2011, 11:39
Ja bardzo długo do tego typu literatury przekonać się nie mogłem, chociaż oczywiście zarówno dwaj główni bohaterowie jak i postać autora były mi znane - wreszcie któregoś roku na wakacje siadłem i pochłonąłem wszystkie z opowiadań. Sherlock Holmes z kart książki okazał się jeszcze bardziej intrygującą postacią niż w moim wyobrażeniu - od tamtej pory co najmniej raz na jakiś czas muszę sobie jego przygody po prostu przypomnieć.

Uważam również, że wybór tego właśnie autora do nauki angielskiego jest świetnym pomysłem, dlatego, że zdarzyło mi się Conan Doyle'a czytać również w oryginale, używa ładnego, kwiecistego języka, struktur, które w języku potocznym są już zapomniane, a przecież stanowią o kunszcie piszącego - świetna publikacja, jak będę miał okazję z pewnością przejrzę.
Dominika Ciechanowicz
Dominika Ciechanowicz 8 czerwca 2011, 14:15
Zgadza się, Radek, bardzo ładna i staranna jest ta jego angielszczyzna. W ogóle bardzo polecam wszystkie książki z tej serii, świetne wydania.
nF
nF 14 czerwca 2011, 10:04
Tylko używa indukcji, a nie dedukcji, taki mały błąd autora :-)
Dominika Ciechanowicz
Dominika Ciechanowicz 14 czerwca 2011, 13:44
Mówisz? A ja byłam pewna, że to dedukcja...
Radosław Kolago
Radosław Kolago 15 czerwca 2011, 14:34
Ja również. Mieliśmy na studiach taką biedroneczkę, która chciała na Stylistyce zabłysnąć i pomyliła pojęcia, mówiąc: "WYINDUKOWAŁAM ...<cośtam cośtam>". Ach, chwila do pamiętnika :)
przysłano: 23 grudnia 2010 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca