Film

Patrzeć w „Oczy Julii” i zastanawiać się, co to za kino grozy?

Po zajrzeniu w „Oczy Julii”, stwierdzam, że to dobre kino grozy, przynajmniej dla osób, które potrafią się bać zbudowanego nastroju i nie potrzebują hektolitrów krwi spływających z co drugiego kadru.

Od samego początku widza prowadzi się przez świat niedomówień i niepewności. Najwięcej udaje się ugrać pracą kamery, a konkretniej tym, że jej umiejętne oko nie dostrzega wszystkiego. I choć rozwiązania fabularne w końcowych partiach filmu mogą zawodzić, to całość stanowi kawał dobrze skrojonego kina. Zdecydowanie dobrze robi mu oglądanie samemu w ciemnym pokoju.

 

Hiszpańskie kino z pogranicza grozy zbiera ostatnimi laty – mniej lub więcej zasłużone – oklaski. Oczy Julii wydają się potwierdzać wysoki poziom osiągnięty w tym kraju w dziedzinie straszenia przy pomocy ruchomych obrazów.

 

Od pierwszych scen, kiedy widzimy ślepą kobietę popełniającą samobójstwo, wrzuceni jesteśmy w specyficzny świat ludzi niewidomych lub będących na pograniczu ślepoty. Siostra samobójczyni, tytułowa Julia, również traci wzrok, co pogłębia się podczas stresu związanego z podejmowanymi próbami rozwiązania zagadki śmierci Sary. Julia nie wierzy, że mogła ona sobie odebrać życie. My również nie wiemy, jak to traktować, w końcu wydaje się, że ktoś przy Sarze był, ktoś kopnął w krzesło. Ale to może urealnione w kilku ujęciach przewidzenie?

 

Faktycznie okazuje się, że we wszystko zaplątany jest tajemniczy mężczyzna. Nikt go nie zauważa, nikt nic o nim nie wie. Czasami jego cień widzi Julia, czują go niewidome dziewczyny, ale nie można przedstawić dowodów na jego istnienie.

 

Mąż chce ratować wzrok głównej bohaterki i nie pozwala jej się angażować w prywatne śledztwo, które Julia podejmuje. Jednocześnie dla widza sam mąż staje się podejrzany.

 

Nie mamy pojęcia, czy oglądamy horror, czy jednak na końcu będziemy mógli liczyć na realistyczne wyjaśnienie zagadki. To czyni film jeszcze bardziej tajemniczym.
Oczywiście – jak to już bywa w świecie filmu – Oczy Julii mają swoich zagorzałych przeciwników. Ja jednak polecam owe dzieło. Ze względu chociażby na zbudowany w nim nastrój oraz na kilka wyjątkowych scen:

 

1) Główna bohaterka, jeszcze ze sprawnym wzrokiem, przebywa w szatni wśród nagich koleżanek swojej siostry, które nie wiedzą o jej obecności. Mroczne – paradoksalnie – ze względu na blade twarze, jasne oświetlenie, nagie ciała i białe niewidzące oczy wpatrujące się pusto w przestrzeń.

 

2) [trochę SPOILER] Walka między mordercą a ofiarą ukazana w błysku fleszy. Widz pozostawiony w olbrzymiej niepewności dopinguje z jednej strony Julię, żeby udało jej się uciec pod przykryciem ciemności, z drugiej drzemie w nim – sprzeczna z pierwszym życzeniem – chęć zobaczenia, co się dzieje.

 

Takich perełek jest więcej. Perełek, które powodują w widzu zniesmaczenie, ponieważ o niektórych aspektach otaczającego nas świata wolelibyśmy zapomnieć. Tymczasem dostejemy je na filmowej tacy.

 

Oczy Julii tak naprawdę opowiadają o potrzebie bycia zauważonym, o postrzeganiu świata, o pewnych granicach i gdyby nie ostatnie dość ckliwe sceny i trochę przedłużane oczekiwanie na odkrycie tajemnicy, to uznać by należało owe hiszpańskie dzieło za rewelacyjny kawałek kina grozy.

 

Ja nie żałuję.

 

*

 

Otwieram margines.

 

Dyskusyjnym jest, czy zaliczyć Oczy Julii do horroru czy thrillera. Są mądrzy, którzy twierdzą, że nie ma tutaj zjawisk nadprzyrodzonych i to jednoznacznie powoduje przesunięcie w rejony tego bardziej realistycznego gatunku. Mnie jednak wydaje się, że nad całym dziełem tkwi aura nieprawdopodobieństwa. Moment, kiedy Julia orientuje się, że coś stało się Sarze, nie należy chyba w poczuciu ogólnie panujących przekonań do spotykanych w tzw. realu. Poza tym, „niezauważalność” mordercy też zdaje się wychodzić poza normy zwyczajnej "niezauważalności". Oczywiście możemy uparcie twierdzić, że to wszystko da się wytłumaczyć, ale...

 

 

Nie widział go kelner, recepcjonistka i jeszcze kilka innych osób. 

 

Bezpiecznie używane przeze mnie w recenzji sformułowanie kino grozy pewnie też nie jest do końca adekwatne, ale myślę, że bicie się o gatunkowość w tym przypadku to pozbawiona sensu czynność albo jakaś „nadnaturalna” potrzeba.

 

Mówiąc inaczej: bicie się o gatunki to bicie piany.

 

Zamykam margines.

 

*

 

Pozostaje mi jeszcze odpowiedzieć na pytanie postawione w tytule: Po zajrzeniu w Oczy Julii, stwierdzam, że to dobre kino grozy, przynajmniej dla osób, które potrafią się bać zbudowanego nastroju i nie potrzebują hektolitrów krwi spływających z co drugiego kadru. Dla tych, którzy wolą bać się mroku, bać się o losy bohatera.

 

 

 

 

 

© Michał Domagalski

 

Oczy Julii
hiszp. Los Ojos de Julia
Hiszpania 2010
Horror; Thriller
Reżyseria: Guillem Morales
Scenariusz: Oriol Paulo, Guillem Morales
Obsada: Belen Rueda, Lluis Homar
Czas trwania: 110

Zdjęcia


Michał Domagalski

Michał Domagalski premium

42 Poznań/Ostrzeszów
626 artykułów 70 tekstów 2127 komentarzy
Urodził się w Ostrzeszowie w 1982. Publicysta i krytyk. Redaktor prowadzący portalu Wywrota od kwietnia 2015 do października 2016. Jako poeta debiutował w almanachu Połów. Poetyckie debiuty 2014-2015. Mieszka w Poznaniu. Na stronach Biura Literackiego…
Zasłużeni dla serwisu


Dodaj komentarz anonimowo lub zaloguj się
 
smykusmyk
smykusmyk 18 pazdziernika 2011, 09:07
Tak durnowatego filmu dawno nie widziałam.
Kino Hiszpańskie, szczególnie to "grozy" staje się wyjątkowo wyświechtane i na tym etapie mam wrażenie, że oglądam wciąż ten sam film.
Mamy tu czwórkę "od Sierocińca", zatem aktor/producent/pan od muzyki/operator. I jest to aż nazbyt zauważalne. Już "Sierociniec" pozostawiał niedosyt, daleko mu do "Kręgosłupa diabła", a w ogóle temat przytułków został w kinie wyczerpany do granic możliwości.
Odnosząc się do recenzji - budowanie nastroju? Właśnie o to chodzi, że dla osoby, która ogląda dużo i ma pojęcie o tym co ogląda, to budowanie nastroju jest na jedną nutę. Jest tajemnica głównego bohatera, jego dziwaczny, niewidoczny agresor i niedopowiedziane zakończenie. W międzyczasie pojawia się grupa osób "wtajemniczonych", które "strasznej tajemnicy" nie chcą zdradzić, choć w rezultacie i tak giną dziwną, niewytłumaczalną (oczywiście dla odpowiednich władz) śmiercią.
Hiszpańskie kino grozy idzie w tę samą, złą stronę, co azjatyckie. I podobnie jak azja ma Ring czy Dark Water, tak Hiszpanie mają Kręgosłup Diabła czy REC. Kolejne obrazy to tylko nieudolne kopie.
Michał Domagalski
Michał Domagalski 18 pazdziernika 2011, 16:01
"REC"? Jak dla mnie to najgorszy horror jaki widziałem. Wtórny ze wszech miar. Już wolę powtarzalność "Oczu Julii". Oczywiście trudno mówić w "Oczach..." o wtajemniczonych, bo są oni nie tyle "wtajemniczeni", co ukrywają przed bohaterką fakty nie związane z "agresorem", który nb nie chce być agresorem, a raczej adoratorem. I czy giną w "rezultacie"? Rezultacie czego?

Myślę, że obejrzałem trochę horrorów. Kalki pewnie są, chociaż, czy to kalki, czy nieświadome zapożyczenia? Można powiedzieć, że owe kalki, to powtarzalność pewnych motywów, ale czy wobec tego wszystkie historie o wampirach są wtórne, są kopiami? Hm...

Dzięki za opinię, dzięki za dyskusję.

PS
Nastrój nie musi być znowu taki oryginalny. Kafkowski nastrój "Cube" chociażby. W końcu zapożyczony od wyeksponowanego niejednokrotnie "Procesu" a jednak dział. Przynajmniej na mnie. Choć jak i w przypadku "Oczu.." opinia to subiektywna.
Justyna D. Barańska
Justyna D. Barańska 18 pazdziernika 2011, 16:22
Mnie to się akurat "Kręgosłup diabła" nie podobał, tzn. miał fajny zamysł, ale to chyba nie groza była tu najistotniejsza. Miałam wrażenie, że to bardziej chodziło o przedstawienie kilku problemów w dość wyizolowanym i specyficznym środowisku (dzieci w końcu i to na jakiejś placówce oddalonej od świata, gdzie wszystko działu się w obrębie murów), gdzie się tego ducha tylko upchnęło, a wcale nie straszył.
Pomijając zakończenie, to gra z czytelnikiem oparta na napięciu najciekawsza była "Sierocińcu", chociaż może to mnie tylko takie staruszki przerażają, ale nie powiecie, że taka schizowa babcia nie oddziałuje na psychikę :>

Jeśli chodzi o samego del Toro, to "Labirynt Fauna" będzie mu ciężko przebić. Ten film określiłabym jako horror i to porządny. Bo czy jest coś straszniejszego od informacji, że nie ma dokąd uciec? Że nawet w obrębie własnej fantazji czeka koszmar, że nawet tam nie jesteśmy w stanie zapanować nad światem? No i potwór z okiem na dłoni był mega.

"Oczu Julii" jeszcze nie widziałam, no ale może kiedyś się doczekają.

"Rec" - było "Blair Witch Project" i będę się trzymać wersji, że filmy po nim, operujące kamerą nieprofesjonalną, zawsze będą tylko następstwem, który musi powalczyć z "prototypem" (nie wiem, czy wcześniej nie było takowe, ale Blair Witch jednak porządnie utrwalił się w świadomości i kulturze). W Rec, jak w innych filmach, w których rejestrowane są duchy w zasadzie nic się nie zmienia poza rodzajem niebezpieczeństwa. Wszystko sprowadza się do ludzi zamkniętych/uwięzionych w danej przestrzeni i to zwykle niewielkiej, gdzie czyha zagrożenie.
przysłano: 30 marca 2011 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca