Film

Memento, czyli świat istniejący przez kwadrans

Analiza filmu Christophera Nolana w ujęciu teorii Freudowskiej.

 

Jak zatrzymać czas? Ludzie od wieków zadawali sobie to pytanie. Częściowo udało się na nie odpowiedzieć Loiusowi J. Daguerre’owi, kiedy wynalazł fotografię. Minęło niemal dwieście lat, a aparaty fotograficzne stały się niezbędne w naszym życiu. Zabieramy je ze sobą w każdą podróż, na spotkania mniej lub bardziej oficjalne, towarzyszą nam również w każdej przełomowej chwili – zaręczyny, śluby, skok na bungie.  Jeszcze do niedawna w miejscach turystycznych poznawano Japończyków po nagłej fali fleszów. Obecnie? Wszyscy patrzymy przez obiektyw.

 

Jednak co zrobić, kiedy zdjęcie nagle zaczyna znikać? W jednej chwili spoglądamy na polaroidowy obraz, a w następnej rozpływa się. Czy świadczy to o słabości tworzywa czy może przyczyna i prawdziwe znaczenie ukrywa się głębiej? Takim ujęciem rozpoczyna się film Christophera Nolana – Memento. Widzimy zaledwie dłoń (i to nie całą!), która trzyma fotografię, jak się zdaje, z miejsca zbrodni. Uchwycone zostały na niej ściany tonące we krwi, a u ich podstaw postać leżąca na brzuchu. Obraz powoli zaczyna znikać. Przyglądając się kolejnym ujęciom, można stwierdzić, że to zwykłe cofanie się w czasie, że będziemy oglądać film od ostatniej sceny. Jest tu jednak coś więcej, zasygnalizowano główny problem dzieła: utrata wspomnień, pamięci krótkotrwałej – z umysłu znikają informacje przed chwilą w nim utrwalone.

 

Przenosimy się powoli w świat freudowski, skoro utrata pamięci w większości przypadków wywołana jest przez zaburzenia psychiczne. Według Freuda do takiego stanu mogą doprowadzić nieuświadomione treści wyparte z umysłu za sprawą traumy czy wychowania. Ego nie pozwala na zaakceptowanie pewnych wspomnień, które są obarczone silnymi emocjami, wówczas muszą one znaleźć inne ujście. Tak powstają objawy neurotyczne, w ich obręb można by zaliczyć przypadłość Leonarda (Guy Pearce) – głównego bohatera.

 

Psychoanalityk próbuje dotrzeć do przyczyny stanu swojego pacjenta. Razem z nim zagłębia się w psychikę, stara się wedrzeć do nieświadomości. Tak wygląda pierwsza scena filmu, zaczynająca się od zbliżenia na zdjęcie, po którym cofamy się w czasie. Krew wraca do ciała, pociski do pistoletu, po czym następuje wystrzał. Scena trwa około dwóch minut – tylko tyle wytrzymuje pacjent przy pierwszej sesji. Wspomnienie, które udało się przywołać już samo w sobie jest zbyt bolesnym doświadczeniem dla jego świadomości. Wraca do własnej pseudo-rzeczywistości, obraz staje się czarno-biały. To prawdopodobnie obszar, w którym czuje się jeszcze bezpieczny. Leonard jest zdezorientowany, głos z offu pyta go, gdzie jest, być może to lekarz albo któryś z widzów, wcielający się w rolę psychoanalityka. Zbliżenie na pustą szafę, brak jakichkolwiek przedmiotów świadczących o domowym charakterze pomieszczenia, podkreślają słowa bohatera: „zwykły bezosobowy pokój”. To świadomość bohatera, wyczyszczona z traumatycznych przeżyć. Daje mu schronienie, a jednocześnie przypomina klatkę.

           

W kolejnej scenie na plan dołącza Teddy (Joe Pantoliano) – z początku wydaje się być jedynie przyjacielem Leonarda, towarzyszem. Jednak z rozwojem filmu widzimy w nim również pomocnika, ofiarę oraz manipulanta. Pojawia się zazwyczaj w najmniej oczekiwanych momentach, próbuje przywołać głównego bohatera do porządku. Przenosząc go do teorii Freuda, staje się odpowiednikiem ego. Jego zadaniem jest utrzymywanie równowagi pomiędzy id a superego, przy czym kieruje się zasadą rzeczywistości. Polega ona na zapobieganiu rozładowania emocji, dopóki ego nie znajdzie obiektu, który umożliwi zaspokojenie potrzeby. Teddy zawieszał chwilowo uczucie przyjemności, pomagał znajdować kolejnego winnego Johnny’ego G.

 

Leonard wydaje się być osobą opanowaną, niepotrzebującą ego-Tedda. Działa według reguł, pragnie jedynie zadośćuczynienia, pomścić zgwałconą i zamordowaną żonę. Nie czyni osobom postronnym krzywdy. Ale właśnie tutaj kryje się id, ponieważ bohater pragnie dać upust swoim żądzom, a gdyby nie Tedd napadłby na każdą osobę nazywającą się John G. Za id-Leonardem przemawia także triumfalne zdjęcie z pierwszego morderstwa. Zemsta sprawiła mu przyjemność, a ta część psychiki kieruje się właśnie zasadą rozkoszy.

 

Największym problemem przy identyfikacji jest superego, zawierające ideały i normy moralne. Tutaj należy zwrócić uwagę na kilka ujęć i scen. Pierwszym przesłaniem jest drugie zagłębienie się w czarno-biały pokój. Bohater, mimo że czuje się w nim bezpieczny, sprawdza szuflady. Może pozostało coś, co odkryje bez większego bólu związanego z przeszukiwaniem nieświadomości? Natrafia na Biblię. Każdy bezosobowy pokój jest w nią wyposażony. Czym innym jest ta opasła księga, jak nie wyznacznikiem moralności i prawa? Każda wiara ma własny zbiór zasad, poprzez który kieruje wyznawcami. Podobnie jest w samym społeczeństwie, mamy kodeksy prawne, etykietę. Kultura wkłada nas w system i musimy mu się podporządkować, żeby móc normalnie żyć. Właśnie o tym mówi Leonard, zamykając szufladę i szykując notatki – to jego mała Biblia – bo „niezbędny jest system, który tobą pokieruje.”

 

Na oczach widzów ścierają się ze sobą trzy siły i tylko jedna może wygrać. O zakończeniu tego starcia wcale nie dowiadujemy się u kresu filmu, jest delikatnie zasugerowane w trakcie. Id przechyla szalę zwycięstwa na swoją stronę w momencie, gdy Leonard kompletnie zmanipulowany przez Natalie (Carrie-Anne Moss) walczy z Doddem i zakrwawionego chowa do szafy. Pistolet, który odebrał mężczyźnie kładzie do szuflady, ale nie byle jak. Kładzie go dokładnie na środku Biblii. Tym samym superego nie podołało wyzwaniu, system nie przewiduje wszystkich ewentualności. Symbolicznie id przebiło się na powierzchnię.

 

Klatka, w której zamknął się bohater przestaje być bezpieczna, wdziera do niej coraz bardziej psychoanalityk. Leonard opowiada przez telefon historię Sammy’ego Jankinsa – przed śmiercią żony badał jego sprawę. Mężczyzna uległ wypadkowi, w wyniku którego utracił pamięć krótkotrwałą. Nie potrafił włączyć się z powrotem do życia społecznego, bo jak uważał Leonard: nie radził sobie z systemem.

 

Sammy również jest postacią znaczącą w filmie i w analizie psychiki głównego bohatera. Występuje w scenach czarno-białych, w sferze bezpieczeństwa, ale bezustanne przywoływanie jego historii nie jest do końca zrozumiałe. Nasz psychoanalityk zostawia na razie tę sprawę i brnie w głąb umysłu Leonarda. Zastajemy go z Natalie w barze, która stara się uświadomić mu, że nawet jeśli pomści żonę, to i tak tego nie zapamięta. Być może chce go odwieźć od kolejnego morderstwa, w końcu już wie, że mężczyzna zabił jej ukochanego. „To, że nie pamiętam, nie pozbawia moich czynów znaczenia. Świat przecież nie znika, gdy zamykasz oczy.” – odpowiada jej. Zderzając jego słowa z myślą irlandzkiego filozofa, Georga Berkeley’a, Leonard tkwi w tragicznym (dla własnej sytuacji) błędzie, ponieważ „bezpośrednio dana jest nam tylko zawartość naszych własnych umysłów”. Filozof twierdził także, że być oznacza być przez kogoś postrzeganym. Tymczasem postrzeganie Leonarda trwało około kwadransa, potem jego świat znikał, a jedynym dowodem na każde wcześniejsze wydarzenie była fotografia z opisem. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że właśnie poprzez nie sam sobą manipulował.

 

Dokładnie tym charakteryzuje się psychoza. Osoba chora przekonana jest o realności swoich przeżyć („świat nie znika, gdy zamykasz oczy”) i wydaje jej się, że funkcjonuje normalnie (poprzez system zdaje się normalny). Trzecia cecha powiązana jest z wspomnianym już manipulowaniem samym sobą. Brak krytycyzmu wobec własnych nieprawidłowych spostrzeżeń i osądów doprowadziła do wpisania Teddy’ego na „czarną listę”. Kiedy ego wygarnęło mu prawdę, na odwrocie jego zdjęcia pojawił się napis „nie wierz w jego kłamstwa”, co okazało się pierwszym krokiem do dalszych tragedii.

 

Do tej sceny również zmierza psychoanalityk, wywabia Leonarda z klatki i każe mu przyjechać do miejsca, w którym popełnił zbrodnię. Znajdujemy się w opuszczonym budynku z początku filmu, ale to nie Teddy zostanie tu ofiarą. To John Garantz (Larry Holden), wystawiony przez ego  handlarz narkotykami. Czarno-biały obraz przekształca się w kolorowy, wydaje się, że już dotarliśmy do przyczyny choroby Leonarda. Jednak John ginie i nic się nie dzieje. Dopiero po chwili przyjeżdża Teddy i właśnie w tej opuszczonej ruinie, w kolejnym świecącym pustką miejscu, odkrywa prawdę. Sammy Jankins odegrał rolę naczynia, do którego zostały przeniesione czyny głównego bohatera. To nie Sammy, a Leonard zabił swoją chorą na cukrzycę żonę. Napad, gwałt i morderstwo odgrywane w jego umyśle, zostały przekształcone, jak wiele innych wspomnień. Tatuaż nakazujący pamiętać o Jankinsie przez wszystkie lata trzymał go w klatce, pozwalał na oszukiwanie samego siebie, aby emocje związane z tak traumatycznym przeżyciem nie wypłynęły nagle na powierzchnię.

 

Końcowa mowa bohatera daje nadzieję na jego uzdrowienie. „Każdy potrzebuje wspomnień, które przypominają mu kim jest. Ja też.” – brzmi to pozytywnie, dopóki nie wspomnimy początku filmu, a chronologicznego następstwa tych słów. Ginie kolejna osoba, pasująca do opisu Johnego G. Wspomnienia, które Leonard przechowuje w swoim umyśle, do których ma dostęp, są jedynie obrazem tego, kim był wcześniej, a nie kim się stał.

 

Memento – tytuł filmu nie jest tu bez znaczenia. Wcale nie chodzi o pamięć, którą tracił bohater. Pobrzmiewa tu łacińskie przysłowie memento mori, czyli „pamiętaj o śmierci”. O śmierci żony i o śmierci kolejnych ludzi, którzy zginęli dla pomszczenia jej. Wreszcie, pamiętaj o śmierci, która uczyniła z ciebie tego, kim jesteś.

 

Memento to studium psychoanalityczne głównego bohatera. Reżyser posłużył się tworzywem filmowym i pokazał coś, co w żaden inny sposób nie dało się ukazać. Przechodząc przez kolejne sceny, odkrywamy ukryte w nas siły. Podglądamy życie psychiczne każdego z nas. 

 

 

 

 

 

©Justyna Barańska

 

 

 

 

Memento

 

gatunek:

Dramat, Kryminał, Thriller

premiera:

16 listopada 2001 (Polska) 5 września 2000 (świat) 

produkcja:

USA

reżyseria:

Christopher Nolan

scenariusz:

Christopher Nolan, Jonathan Nolan

 

Justyna D. Barańska

Justyna D. Barańska premium

36 Ruda Śląska
120 artykułów 6 tekstów 7393 komentarze
Przez dwa lata (06/2011–07/2013) pełniła funkcję redaktor prowadzącej, wcześniej opiekunka sekcji poetyckiej i recenzentka literacka ,,Jest we mnie stare żelastwo, chrzęst zbroi, modły pogan, Są krainy, które znamy tylko z niedokładnych snów."…
Zasłużeni dla serwisu


Dodaj komentarz anonimowo lub zaloguj się
 
przysłano: 4 lipca 2012 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca