Natalie Portman przyznaje, że popełniła wielki błąd podpisując petycję z 2009 roku w sprawie uwolnienia Romana Polańskiego z aresztu w Szwajcarii.
Gwiazda "Czarnego łabędzia" bardzo żałuje, iż stanęła w obronie 84-letniego reżysera, który w 1977 roku uciekł z USA przed wyrokiem, po tym, jak przyznał się do stosunku seksualnego z nieletnią. Aktorka twierdzi, że do zaangażowania się w sprawę uwolnienia Polańskiego namówił ją ktoś, kogo darzy dużym szacunkiem.
36-letnia aktorka twierdzi jednak, że wyciągnęła wnioski z kontrowersji wywołanych przez petycję.
- Czuję, że dzięki temu zdobyłam empatię wobec ludzi, którzy popełnili błędy. Żyliśmy w innym świecie, ale to niczego nie usprawiedliwia - twierdzi Natalie Portman. - Ale możesz mieć otwarte oczy i całkowicie zmienić sposób, w jaki chcesz żyć. Moje oczy nie były otwarte.
Natalie Portman jest mocno zaangażowana w kampanię Time's Up, która ma na celu walkę z molestowaniem seksualnym. Aktorka odmówiła jednak wypowiadania się na temat końca kariery innego kontrowersyjnego filmowca, Woody'ego Allena, którego oskarżono o molestowanie córki Dyllan Farrow. Aktorka pracowała z reżyserem przy filmie "Wszyscy mówią: kocham cię".
- Nie mówmy o tym, czy kogoś kariera się zakończyła. Porozmawiajmy o możliwościach, które straciliśmy, nie dając szansy kobietom, ludziom różnych ras, niepełnosprawnym i społecznościom LGBTQ - uważa Portman.
Natalie nie była jedyną sławną osobą, która podpisała petycję domagającą się "natychmiastowego uwolnienia" Polańskiego. Sprawę poparły również takie osobistości, jak reżyserzy Martin Scorsese, David Lynch i Darren Aronofsky.
Zdobywczyni Oscara Natalie Portman ostatnio zagrała w obrazach "Planetarium" i "Song to Song". Niedawno zajęta była na planie obrazu "Anihilacja".
Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.