Literatura

Thor – bóg, który krwawił (+ KONKURS)

Słów kilka o książce Hohlbeina (jednego z najpłodniejszych autorów) i fantastyce, a na koniec KONKURS dla spragnionych historii osadzonych w mitologicznym świecie.

Fantastyka u źródeł

 

W opinii powszechnej możemy się natknąć na dość ambiwalentny  stosunek do fantastyki. Z jednej strony uważana jest za tanią rozrywkę, przeciwnicy dopatrują się w niej wyłącznie funkcji eskapistycznej i rekompensacyjnej. Jednocześnie istnieje bardzo silna grupa miłośników, wystarczy zobaczyć w księgarniach, jak bardzo rozbudowane są działy fantastyki albo jak wiele for internetowych jest poświęconych tej tematyce. Trzeba postawić sobie pytanie, czy rzeczywiście możemy uznać ją za tak błahą, skoro istnieje nie tylko w literaturze, ale i w ogólnoludzkiej świadomości niemalże od zaiskrzenia pierwszej rytualnej myśli w obrębie neuronów.

 

Wszelkie moce nadprzyrodzone, wiara w magię, potem w bogów, systemy mitologiczne. O ile wówczas miało to wszystko pewien wymiar realny, o tyle obecnie w świętych opowieściach możemy dopatrzyć się początków fantastyki. A tych już zlekceważyć nam nie wolno. Każda taka historia mówiła coś ważnego o życiu, ludziach i funkcjonowaniu świata. To „coś” jednak wymaga, abyśmy je wyciągnęli z oprawy literackiej, która bądź co bądź nie zawsze przynależy do udanych.

 

Co można powiedzieć o Thorze?

 

Wyobraź sobie, ze budzisz się nagle w nieznanym miejscu i czasie. Nie masz pojęcia w trakcie jakiej czynności jesteś. Lustrując otoczenie, widzisz, że zewsząd otacza cię śnieg, który zatarł wszelkie ślady. Jedyne czego możesz być pewien to fakt, że znalazłeś się na wielkiej wysokości i jeśli się porządnie nie skupisz – upadek okaże się śmiertelny.

 

Powyższe doświadczenie to ekstremalny przykład tego, co często odbywa się w życiu wielu, o ile nie wszystkich ludzi. Przychodzi taki dzień, kiedy tracimy poczucie tożsamości, a otaczający świat wydaje się być obcym. Nic nie jest takie, jak powinno. Tego typu problemy zostały przetworzone w Thora poprzez narzucenie ich bohaterom umieszczonym w magicznej krainie pełnej tajemnic i niedomówień.

 

Książka Hohlbeina opowiada o mężczyźnie pozbawionym pamięci, który ratuje napotkaną rodzinę od pewnej śmierci. Od tamtej pory ich losy zaczynają coraz ściślej się ze sobą łączyć. Tylko na ile chodzi w tej opowieści o zwykłych ludzi, a na ile skupia się na dokładnie wybranych jednostkach, otrzepanych z pyłków i brudu, jakie mogło na nich pozostawić naturalne środowisko? Jednostkach, które wybijają się z tłumu cechami lub zajmowaną pozycją? Jednocześnie autor nie zapomniał o samym tłumie. Oprócz problemu wybitnych pojawia się kwestia wartości życia każdego człowieka, bez względu na to, czy tworzy jedynie tło dla danej historii. Kontakty międzyludzkie, a wręcz uwikłanie w całą siatkę układów, obowiązków, obietnic i uczuć, czyli wszystko ze strefy „pomiędzy” stanowi istotny komponent książki.

 

Pierwsza część Thora to niemalże mikroskopijne badanie – preparatem jest w tym wypadku świat ludzi i to dosłownie. Przywołana została mitologiczna kraina: Midgard, której nazwą obdarzona była dolina otoczona pasmem górskim. Totalnie odcięta od świata i nieproszonych gości. Przestrzeń, a także społeczeństwo zamknięte dają wielkie pole do popisu, którego Hohlbein w moim odczuciu nie wykorzystał w pełni, powtarzając sytuacje, przemyślenia i przeżycia bohaterów, co tylko w niewielkim stopniu łączyło się z przedstawianą rutyną. Autor skoncentrował się na kilku wydarzeniach, mających na celu raczej scharakteryzować poszczególne postaci niż ruszyć akcję naprzód. Wpuszczenie do wydzielonego preparatu czynników obcych powinno spowodować pewien ferment. Tymczasem wszystko spoczęło na granicy podejrzliwości z przyjaźnią. Kiedy możemy nazwać przybyszów swoimi, a kiedy miano to mogą utracić?

 

Mistrz gatunku

 

Okładka Thora oznajmia, że autor książki jest królem fantasy. Czy można się z tym zgodzić, kiedy kompozycyjnie kuleje do tego stopnia, że dopiero po 400 stronach rozpoczyna się akcja (nie licząc wcześniejszych opisów walk)? Mało ruchu w ruchu i mało w nim też celu. Każdy wielki miłośnik fantastyki ma za sobą Władcę pierścieni, który usnuty był również wokół motywu wyprawy. Jednak wyprawa ta miała konkretne zadanie – najpierw była to ucieczka do wyznaczonych punktów, a następnie droga ku zniszczeniu pierścienia.

 

W Thorze nie do końca wiadomo, jaka jest motywacja bohaterów. Bezustanna ucieczka na oślep, dbanie o żywność, kilka stoczonych walk oraz rany i stany gorączkowe pseudoboga – wszystko to w jednym kotle być może ma utrzymywać odbiorcę w przekonaniu, że czyta wciąż o ludziach, których przygodami kieruje przypadek. Zupełnie jakby byli bezwolni i nie mogli przeciwstawić się przeznaczeniu. Tylko w dziwnych snach czy w podejrzanych zdolnościach czai się nazwa cyklu: Saga Asgard. Zatem dojdzie do metamorfozy czy nie?

 

W moim odczuciu Hohlbeinowi daleko jeszcze do tytułu króla gatunku. Nie wyróżnia się finezyjnym stylem, bogatym w oryginalne metafory, opisy, żarciki. W jego opowieści bezustannie krąży hasło o złych przeczuciach, które miały się ziścić w jeszcze gorszej postaci. W Thora wlano niewiele z cech prawdziwego herosa. Jego myślą przewodnią jest „nie wiem”. Nie ma fragmentu, w którym nie odczuwałby wątpliwości – ustępuje tylko w momentach przerażenia. Na plan pierwszy wysunęła się bierność bohatera. Jest marionetką w rękach nie tylko losu, ale i wszystkich postaci przewijających się przez książkę. Narażony został na manipulację z każdej strony, więc niemal do końca tomu nie ma pewności, kto okaże się prawdziwym przyjacielem, a kto śmiertelnym wrogiem. Thor wpadł w wyjątkowo lepką pajęczynę, która rozrastała się z kolejnymi zdaniami napisanymi przez Hohlbeina.

 

Niewątpliwie trzeba jednak pochwalić autora za pomysł i umiejętność takiego pogmatwania fabuły, aby czytelnik zbliżając się do ostatnich stronic mógł co chwilę wydawać z siebie okrzyki: aha! a więc to tak! Po chwili jednak okrzyk zmieniał się w zwątpienie: a może jednak nie. Choć momentami książka zdaje się być męcząca, to w ogólnym rozrachunku pozostawia dobre wrażenie i przede wszystkim mały mętlik w głowie, który rozwiązać może jedynie kolejny tom. Co w nim przygotuje Hohlbein?

 

 

 

©Justyna Barańska

 

 

Wolfgang Hohlbein, Thor

Tłumaczenie: Miłosz Urban

Wydawnictwo TELBIT, 2011.

okładka miękka, 832 strony.

 

 

 

 

 

 

 

KONKURS

 

 

Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Telbit mamy dla Was małą niespodziankę w postaci Thora, który aż się pali, aby trafić do jakiegoś szczęśliwca. W bardzo łatwy sposób możecie go uszczęśliwić. Wystarczy tylko zmierzyć się z konkursowym zadaniem, a najciekawsze odpowiedzi zostaną nagrodzone książką lub publikacją na Wywrocie.

 

 

Napisz dowcip z postaciami z mitologii germańskiej w rolach głównych!

 

 

Odpowiedzi ślijcie na adres: hayde@wywrota.pl w tytule listu wpisując: Thor.

Macie czas do 21 sierpnia 2011.

Zwycięzcy zostaną powiadomieni drogą mailową do 23 sierpnia 2011.

Justyna D. Barańska

Justyna D. Barańska premium

36 Ruda Śląska
120 artykułów 6 tekstów 7393 komentarze
Przez dwa lata (06/2011–07/2013) pełniła funkcję redaktor prowadzącej, wcześniej opiekunka sekcji poetyckiej i recenzentka literacka ,,Jest we mnie stare żelastwo, chrzęst zbroi, modły pogan, Są krainy, które znamy tylko z niedokładnych snów."…
Zasłużeni dla serwisu


Dodaj komentarz anonimowo lub zaloguj się
 
Bartosz Karski
Bartosz Karski 4 sierpnia 2011, 11:34
No jak czytam dużo Fantasy to Tolkiena nikt jeszcze nie pobił :) a nawet powiedziałbym, że raczej nikt nie da rady tego zrobić. Co najwyżej wejść na ten sam poziom co On. Książki THOR nie czytałem ale mitologię ludów skandynawskich znam dość a dość. Z tego co napisałaś książka ma dość ciekawą fabułę i możliwe, że sobie poczytam :) dzięki za zachętę
Justyna D. Barańska
Justyna D. Barańska 4 sierpnia 2011, 14:37
Na okładce książki jest też mową, że Hohlbein to autor 160 bestsellerów - więc ja się zastanawiam, jeśli ktoś tyle napisał, to ile ma jeszcze odrębnych pomysłów, a na ile się w pewnych kwestiach dubluje..
Bartosz Karski
Bartosz Karski 4 sierpnia 2011, 17:39
ciekawe czy odrębnych? Pamiętasz sagę Star Wars? potężna ilośc książek :)
Justyna D. Barańska
Justyna D. Barańska 4 sierpnia 2011, 18:17
takiej fantastyki to nie jestem fanką, ale Star Wars to jedna seria, Hohlbein miał ich jednak więcej ;) i Indiana Jones przeniósł na papier
guccilittlepiggy
guccilittlepiggy 15 września 2011, 11:14
Indianę przeniósł? A po co? Ja tam czytałem w życiu tylko jedne dobre przenosiny: Obcego. Na tyle dobre, że nawet trójkę pożarłem jednym tchem, a to już sztuka. Ojoj, Star Wars to jedno uniwersum, ale w żadnym razie nie jedna seria (nie żebym próbował to czytać :D). Co do Tolkiena, to może i najlepszy, ale w kategorii Fantasy Sieriożna - jedyny przypadek jadalnego patosu (mam na myśli ogólny wydźwięk). Ale proszę! a co z Wiedźminem? I trylogią Husycką?
Usunięto 1 komentarz
przysłano: 2 sierpnia 2011 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca