Literatura

Polglish rulez..? - W objęciach lingwistycznego potwora

“Trawelka się przydaje, ale co z tego – jak przyjechała deliwerka, to winda nie pracowała. Znamy to?”

 

- Dziś było wyjątkowo bizi i pewnie dlatego mieliśmy mnóstwo tipów. – Trawelka się przydaje, ale co z tego – jak przyjechała deliwerka, to winda nie pracowała. Znamy to? Niestety tak, bo słyszymy, na co dzień na pewno nie tylko w Londynie, ale w każdym zakątku Albionu i reszty wysp. Angielskie wtręty w polskim mają nawet swoja nazwę – polglish. 

 

Polglish to w materii języka zjawisko nienowe. Przenikanie słów, a nawet zwrotów, czy tłumaczenie dosłowne idiomów będzie cechą języka na emigracji. Znam paru Węgrów mieszkających od urodzenia na Słowacji – jednakże słowacki nie jest ich narodowym językiem – we własnym gronie mówią po węgiersku. Spytałem (znając z góry odpowiedź), czy węgierski, jakim mówią na Słowacji różni się od oryginalnego: jeden z nich, Pavel odpowiedział, że ten ich węgierski jest bardziej ,,wieśniacki’’.

 

Parę lat temu, grubo przed „polską inwazją” – że zacytuję termin z brytyjskiej TV - podczas podróży londyńskim metrem usłyszałem takie mniej-więcej strzępy konwersacji: - Ostatnio zauważyłem, że coraz częściej mówię ,,spędzać pieniądze’’ i ,,robić miłość’’. Uśmiechnąłem się, tym bardziej, że delikwent nie wyglądał na kogoś, kto mógłby ,,robić miłość’’ dość często. Ha! Nie dalej jak dziś czytałem na Onet.eu, czyli wersji portalu dla wyspiarskich emigrantów z PL wpis znanego skądinąd komentarzowego szczekacza, który do tekstu o Tesco zapodał coś w guście, że on w rzeczonym markecie „spędza” tyle pieniędzy, że może tam się pokazać nawet nago (tekst dotyczył tego, że w Tesco ustanowiono zakaz obsługi klientów bosych i w piżamach). Ktoś napisał mu, że spędzać to może bydło do obory, bo angielskie spend nie ma zawsze polskiego ekwiwalentu. I słusznie!

 

Ze zjawiska językowego miszmaszu, w tym wypadku Polaków w Stanach Zjednoczonych śmiał się nasz wielki kaskader literatury i arcypoeta – Edward Stachura w utworze Lekcya angielskiego: (…) Przez taki płot, byle kot przedziumpnie, (…) Bojsy fajtowały się nożami. Zresztą z samym Stachurą sprawa była ciekawa, gdyż urodzony we Francji władał biegle francuskim (jego rodzina mówiła nienajlepszą odmianą tego języka) na równi z polskim, więc wiedział, z czego się śmiać w rzeczonym utworze.

 


A w Wielkiej Brytanii słyszymy ,,kwiatki” typu: praca na żywych kablach, przyjechała deliwerka, kup tiketa, posprzątaj karpet, robił za lejbra. Właśnie! Karpet, grajnder, plaster i plasterbord, a czemu nie: dywan, szlifierka kątowa, tynk i regips? Wiemy, o co chodzi, ale nie chce się przetłumaczyć na polski, bo tak jest prościej. Może i prościej, ale wpadamy wtedy we własne sidła, bo z takim podejściem będziemy upraszczać w nieskończoność. Pamiętam też podwójnie komiczną transformację imienia Grzegorz, bo dodatkowo źle odmienioną po polsku, kiedyś kolega spytał drugiego: - Gdzie jest Gregu? Polglish przenika nawet do prasy: obecny jest w ogłoszeniach: Plastrarz potrzebny, a nawet (niestety) w treściach niektórych artykułów. Zrozumiałe jest, że redaktorzy polskich periodyków mają na głowie ważniejsze rzeczy niż wgląd w ogłoszenia, a których treść (teoretycznie) redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Jednak, niestety polglish rozpycha się łokciami nie tylko w ogłoszeniach.


- Polglish to zjawisko jak najbardziej naturalne, co nie znaczy, że pożądane. – mówi Stanisław Czech, renomowany, mieszkający w Londynie tłumacz języka angielskiego. – Ten proces zachodzi w skupiskach obcych lingwistycznie dla emigrantów, gdy spotykają się oni z czymś nieznanym i dochodzi do przenikania kultur. Po prostu brak im nazw. Powstają wtedy tak zwane języki-kreole. Może na to rzutować np. niedostateczne wykształcenie danych osób. Polglish w materii języka ojczystego niesie wiele zagrożeń: nabyte nawyki utrwalają się, w dalszej konsekwencji może dojść do wypierania języka polskiego. Skala zjawiska zależy od dwóch czynników: liczby osób i terminów. Jak już wspomniałem – nie jest ono dobre. Ci ludzie po powrocie do kraju będą mieć nie lada problem ze swoim własnym językiem, istnieje także ryzyko zaśmiecenia polszczyzny przez przywiezione z wysp zwroty i słowa.

 

Niewątpliwie. Zjawisko to było już widoczne o wiele, wiele wcześniej. Bo któż z nas nie użył choć raz zwrotu „dokładnie”, a to po prostu kalka językowa z angielskiego exactly. Zresztą nie jedyny to makaronizm, a w tym wypadku anglicyzm. A propos germanizmów, to mentor profesora Miodka wzdragał się na zwrot „w oparciu”, wrzeszcząc: - W oparciu są pluskwy! I miał rację, gdyż w tym wypadku była to kalka z niemieckiego.

 

Co do polglish w postaci stricte, to rzucę przykład z mojego podwórka. Sześć lat temu, w piątkowy wieczór spotkałem koleżankę i siedząc przy puszce piwka w kuchni, rozmawialiśmy, jak to w takich razach – o niczym. To dziewczę pracowało w jednej z londyńskich restauracji, ale (tradycyjnie) mogło pochwalić się stopniem magistra. Jakież wielkie było moje zdumienie, gdy usłyszałem taki tekst: - Dostałam dziś dużego tipa. Ale było bizy! Jutro mam ofa. Więc ja – metodą starego, (choć młodego wiekiem) quazibelfra – zacząłem kwestię prostować. Twarz dziewczęcia wykrzywił grymas złowrogi: - A ty myślisz, że tak poprawnie mówisz? Odpowiedziałem: - Staram się, a przed chwilą wyraziłem tylko swoje zdanie, zrobisz z tym, co chcesz. Jednak jak wrócisz do Polski i ,,zarzucisz’’ parę takich ,,kwiatków’’, to ludzie będą się z ciebie śmiali – i słusznie.


W kraju rodzinnym istnieje broń w postaci Ustawy o języku polskim, jednak broń ta nie wypali, gdy nie ma woli samych języka użytkowników. – U was z zaśmiecaniem języka nie jest tak źle – mówi Anastasija Mironowa, filolog języka rosyjskiego – Rosjanie większość zwrotów włączają do języka żywcem. Nie tylko oni, Niemcy również. To jednak inny temat, tu chodzi o zaśmiecanie języka mówionego w kraju rodzinnym.


Emigrantom powiem:

Lepiej, więc luknąć do dykszonera, po to by czeknąć łordy – no i szejmu nie ma.

Jeśli to zrozumieli i zaczęli się śmiać – wiedzą, o co chodzi, jeśli nie – to polglish jeszcze ich nie usidlił. I niech tak zostanie.

 


 

SŁOWNICZEK

Bizi – busy, zajęty, bycie zajętym, zapracowanym

Tip – m.in. napiwek

Trawelka – travel card, bilet na środki komunikacji publicznej

Deliwerka – delivery, dostawa

Spędzać – spend, wydawać (pieniądze), spędzać czas

Robić miłość – make love, uprawiać seks

Nie pracować – to not work, nie działać, choć i też nie pracować, ale winda nie działa raczej niż nie pracuje

Żywe kable – live wires, kable pod napięciem

Karpet – carpet, dywan

Grajnder – angle grinder, szlifierka kątowa

Lejber – labourer, robotnik niewykwalifikowany

Tiket – ticket, bilet

Plasterbord – plasterboard, regips, płyta kartonowo-gipsowa

Plastrarz – plasterer, tynkarz, ale raczej zajmujący się gładzią, bo „zewnętrzny” to renderer

Of – day off, dzień wolny od pracy

 

Tekst ten w okrojonej wersji ukazał się na www.buduj.co.uk

Tommy Gun

Tommy Gun

48 Londyn/Okonek/Tiumień
1 artykuł 66 tekstów 302 komentarze
Kolega Fan Kraka, Faworyta, Kompana i Cziełowieka Amfibii


przysłano: 29 stycznia 2010 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca