Literatura

Jolanta Maria Kaleta na temat procesu tworzenia „Testamentu Templariusza”

Niepowtarzalny klimat powieści Jolanty Marii Kalety nie jest przypadkiem, lecz wynikiem wnikliwych przygotowań. Autorka dokłada wszelkich starań, niczym detektyw zbierając materiały, aby czytelnicy mogli poczuć klimat opisywanych miejsc i na moment „przenieść się w czasie”.

Wywiad przybliża tajniki procesu tworzenia „Testamentu Templariusza” oraz pozostałych powieści. Bardzo możliwe, że zrozumiawszy jak wiele pracy Jolanta Maria Kaleta wykonała na rzecz każdej z nich, jeszcze bardziej zapragniemy osobiście poznać autorkę, a niebywała okazja nadarzy się już w październiku podczas 19. Międzynarodowych Targów Książki w Krakowie.

 

 

1. Agata Jankowiak: Pani Jolanto w październiku do rąk czytelników trafi nowa powieść  „Testament Templariusza”, w jednym z wywiadów wspomniała Pani, że: „buszując po Dolnym Śląsku, myszkując po zakamarkach starych zamków i kościołów, szperając po archiwach, wertując zapomniane księgi natknęłam się na pewien, dawno temu zagubiony ślad”. Czy rzeczywiście przygotowania do napisania tej książki wymagały od Pani tak wiele pracy?

 

Jolanta Maria Kaleta – Oczywiście i to nie tylko do napisania tej. Choć z zawodu jestem historykiem, to chyba nikt sobie nie wyobraża, że całą historię mam w małym paluszku. Nawet profesor akademicki posiada głęboką wiedzę jedynie z wąskiego zakresu swojej specjalizacji, a nauczyciel ma wiedzę szeroko pojętą, od starożytności do czasów współczesnych, ale jest ona dość płytka, w zasadzie ograniczona do szkolnego programu. Pogłębia jedynie to, co leży w kręgu jego zainteresowań. Dzieje średniowiecznych zakonów rycerskich w podręcznikach szkolnych są ograniczone w zasadzie do wypraw krzyżowych i wojen krzyżackich z Polską. To zbyt mało, aby wiedzieć np. ile razy dziennie zakonnicy się modlili i które modlitwy odmawiali, a akurat ta wiedza była mi potrzebna dla oddania klimatu. Musiałam więc sięgnąć do opracowań naukowych, bo choć w internecie mamy tysiące stron poświęconych templariuszom, to ich zawartość często gęsto mija się z prawdą historyczną. Mogę zainteresowanym polecić „Życie codzienne zakonu templariuszy” Georgesa Bordonove i „Dzieje templariuszy” Marion Melville. Ale od razu uprzedzam, że nie znajdą tam nic ze spiskowej teorii dziejów. Choć sam klasztor cystersów w Henrykowie, gdzie w głównej mierze rozgrywa się akcja powieści, znam od dawna dość dobrze wraz z przyklasztornym kościołem, to jednak wolałam się zapoznać z pracą Michała Brody „Biblioteka klasztoru cystersów w Henrykowie do końca XV” wieku, aby poznać smak klasztornego skryptorium. Prace Arkadiusza Dobrzynieckiego czy profesora Andrzeja Kozieła omawiające ze szczegółami wystrój przyklasztornego kościoła pozwoliły mi spojrzeć na zgromadzone tam dzieła sztuki z innej perspektywy. Druga płaszczyzna czasowa powieści, to wprowadzenie stanu wojennego w Polsce. Choć przerobiłam go na własnym grzbiecie, musiałam sięgnąć nie tylko do jego przepisów, ale także do kolejnych etapów ich zawieszania. Po latach przecież wielu szczegółów się nie pamięta. Jednak największy problem miałam ze zdobyciem informacji, jak przebiega jutrznia odprawiana dla zakonników. Jak wiadomo odprawiana jest o wschodzie słońca, a ja aż tak wcześnie nie wstaję. Musiałam bazować na relacjach.

 

2. A.J: Drążąc temat przygotowań oraz pragnąc przyjrzeć się procesowi tworzenia chcę zapytać, czy przed przystąpieniem do pracy zawsze, niczym Indiana Jones w kobiecym wydaniu zgłębia Pani tak wiele źródeł, szuka tropów, wskazówek, podażą zatartymi śladami itd.?

 

J.M.K. –  Zawsze jako pierwszy pojawia się pomysł – o czym ma być powieść. Później trzeba poczytać o epoce, w której będzie toczyła się akcja. Poznać podstawowe czy najciekawsze fakty oraz realia życia codziennego, aby czytelnik uwierzył, że to właśnie w tym a nie w innym czasie rozgrywają się wydarzenia. Nie możemy przecież pisząc o czasach Polski Ludowej pominąć kryzysów, które ją dotknęły, trudności życia codziennego, braku towarów, szalejącej cenzury, nieograniczonej niczym władzy rządzących, czy działającego poza prawem aparatu przemocy. Umieszczając akcję w średniowieczu  nie można pominąć faktu, że podróże trwały tygodniami, karczmy nie miały kominów, pomieszczenia oświetlano kagankami, a po drogach grasowali rozbójnicy. To samo dotyczy języka, używanych zwrotów grzecznościowych, a nawet przekleństw, o strojach i środkach lokomocji nie wspominając. Czy możemy sobie wyobrazić, by Michał Wołodyjowski na widok Basi-Hajduczka, szturchnął Zagłobę, mówiąc: „Stary, rzuć okiem! Ale laska!” To nie byłoby prawdziwe. Przecież książkowi bohaterowie prowadzą „normalne” życie – jedzą obiady, ubierają się, gdzieś mieszkają. Jeśli akcja powieści toczy się w czasach minionych, trzeba na ten temat przeczytać choć kilka pozycji. Pisząc o obrazie musimy znać nawet jego wielkość, żeby nie napisać, że został ukryty w pudełku po butach, choć miał wymiary 75 cm x 60 cm. Ale to jest bardzo ciekawe zajęcie, pogłębiające wiedzę, można przy okazji odgrzebać dawno zapomniane wydarzenia, czy wpaść na nowe pomysły. To zbieranie materiałów jest równie pasjonujące, jak sam proces twórczy. Do napisania powieści konieczna jest także „wizja lokalna”, czyli wizyta w miejscu, gdzie toczy się akcja powieści, aby oddać jego klimat, zapach i smak. Pisząc moje powieści musiałam zejść w głąb kilku jaskiń, zwiedzić podziemia Riese, stare wyrobiska w kopalni uranu w Kowarach, odwiedzić pracownię konserwacji zabytków, strzelać z pistoletu i tak dalej. Wykorzystuję też swoje doświadczenia życiowe. Aby opisać, co czuła Inka Złotnicka z „Duchów Inków”, kiedy w drodze na Kasprowy Wierch złapała ją koszmarna mgła, nie musiałam wysilać wyobraźni – ja to naprawdę przeżyłam i wiem, co się wówczas czuje. To samo dotyczy na przykład przesłuchania przez milicję, czy stania w koszmarnych kolejkach albo rewizji osobistej na granicy. O użeraniu się z urzędem cenzury nie wspominając.

 

3. A.J: „Testament Templariusza” pozwoli czytelnikom odkrywać tajemnice starego opactwa cystersów w Henrykowie na Dolnym Śląsku. Powieść historyczno-kryminalna, przesiąknięta realizmem magicznym, rozgrywa się w dwóch płaszczyznach czasowych, a każda z nich dostarcza  masy niezapomnianych doznań. Czy chciałaby Pani dodać cokolwiek, aby podsycić czytelniczy apetyt na lekturę?

 

J.M.K. – Na plakacie reklamującym książkę umieściłam pytanie – Czy templariusze w Henrykowie to fakt, czy tylko zręczna mistyfikacja? Myślę, że lektura książki, jak i wizyta w starym opactwie przyniosą na to pytanie odpowiedź. Mogę tylko dodać, że przez wiele lat w pobliżu Henrykowa,  na wsi, która w powieści nosi nazwę Świątniki,  mieliśmy dom. Taki stary, poniemiecki (jak wszystko w tamtych czasach na Dolnym Śląsku) z dużym sadem i kawałkiem pola. W Henrykowie, przyklasztornym kościele i samym opactwie bywałam bardzo często i znam to miejsce jak własną kieszeń, więc wiem, o czym piszę.

 

4. A.J: Nie jest tajemnicą, że napisała Pani o złocie Wrocławia, bursztynowej komnacie, a także jako jedyna o Wrocławskiej Madonnie i co więcej przepowiedziała Pani jej odnalezienie. W najnowszej powieści czytelnicy wyruszą do starego opactwa cystersów w Henrykowie na Dolnym Śląsku i dowiedzą się, że w pobliskiej Małej Oleśnicy, przed wiekami, istniała komandoria templariuszy. Czy jest możliwe, że tym razem udało się Pani odnaleźć więzy łączące obydwa klasztory?

J.M.K. – Ja nie wyważałam otwartych drzwi. Więzy łączące cystersów i templariuszy są znane historykom i tym wszystkim, którzy pasjonują się średniowiecznymi zakonami i klasztorami. Święty Bernard z Clairvaux, cysters, założył nowy klasztor właśnie w Clairvaux, którego stał się opatem, zreformował dotychczasową regułę, opartą na benedyktyńskiej, dzięki czemu nastąpił rozkwit klasztoru. On również był autorem Reguły Zakonnej templariuszy, opartej na regule cysterskiej, do której dodano czwarty ślub, a mianowicie obowiązek walki z niewiernymi. On też współprzewodniczył synodowi w Troyes w 1129 roku, kiedy to formalnie zakon templariuszy powołano do życia. Bo to właśnie on był gorącym orędownikiem, aby taki zakon rycerski powołać. Pozostaje nam pytanie - dlaczego?

 

5. A.J: W październiku pojawi się „Testament Templariusza”, a Pani zagości na  19. Międzynarodowych Targach Książki w Krakowie. Czy spotkania z czytelnikami będą koncentrowały się wokół tej pozycji, czy możemy liczyć na kontakt ze wszystkimi dotychczas wydanymi książkami?

 

J.M.K. – Mogę się założyć, że templariusze z mojej powieści będą mieli ostrą konkurencję w postaci złota Wrocławia, które ponoć znajduje się w pociągu pod Wałbrzychem. To przecież temat dominujący w mediach od wielu dni i to nie tylko w tych lokalnych, bo mówi się o tym złocie nawet w Australii i w Chinach. Ale przecież złoto wywiezione z Wrocławia, to nie jest jedyna zagadka, którą skrywa Dolny Śląsk. Ponoć tutaj ukryto bursztynową komnatę, a nawet Portret Młodzieńca Rafaela. To tutaj mamy tajemniczy kompleks Riese, który do dziś pozostaje nieodgadniony. Jednak niezaprzeczalnie największą zagadką na świecie jest Święty Graal, ponoć będący w posiadaniu templariuszy. Tematy te tworzą klimat tajemniczego Dolnego Śląska i nie dają się omawiać oddzielnie.

 

6. 19. Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie to z pewnością wyjątkowa impreza, czy dla Pani spotkania z czytelnikami podczas Targów mają jakieś wyjątkowe znaczenie?

 

J.M.K. -To są spotkania o zupełnie innym charakterze, niż te z czytelnikami w bibliotekach czy domach kultury. Tam przychodzą osoby chcące pozyskać więcej informacji o autorze, niż mogą przeczytać na okładce książki. Niektórzy pytają o datę urodzenia i którą szkołę ukończyłam, gdzie poznałam mojego męża i jakiej rasy jest mój pies, czy piszę na komputerze, kto pierwszy czyta nową powieść. Gwarzymy sobie trochę jak w rodzinnym gronie, często wspominając wydarzenia z przeszłości, nawet odnajdując wspólnych znajomych. Raz spotkałam bardzo daleką krewną, która przez odsłoniła swoje korzenie w związku z treścią omawianej książki. Natomiast na targach spotykam dwie grupy czytelników. Pierwsza to ci, którzy już mnie znają i przychodzą po moją najnowszą książkę i przynoszą kupione już wcześniej, aby dostać autograf. Wypytują o plany wydawnicze, podsuwają tematy, komentują powieści. Druga grupa to osoby, które do tej pory nie zetknęły się z moimi książkami. Wypytują o czym one są, dlaczego właśnie o tym i skąd biorę pomysły. Wiele z nich po raz pierwszy dowiaduje się o dolnośląskich tajemnicach, o bogatej choć tragicznej historii tych ziem. Są zaskoczeni i wypytują o szczegóły.

 

7. A.J: Kończąc, można zapytać czego życzyć Pani w związku z premierą „Testamentu Templariusza” i wizytą na 19. Międzynarodowych Targi Książki w Krakowie?

 

J.M.K. – Wielu czytelników.

Jowita Szpilka

Jowita Szpilka

46 Polska
150 artykułów 1 tekst 3 komentarze


Dodaj komentarz anonimowo lub zaloguj się
 
przysłano: 24 września 2015 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca