Muzyka

Muzyka uDUCHowiona

Zespół Duch muzyką żyje. Nie gra muzykę a muzyką oddycha, muzykę chłonie, muzykę przekazuje i funduje nam, jakby całkiem naturalnie i nieświadomie czystą hipnozę.

Drodzy Państwo – oto wykluł nam się na podbudowie ulicy Floriańskiej (bo ponoć całkiem niedawno ta jeszcze była dla tego zespołu sceną), twór muzyczny, tak czystko Krakowem pachnący, tak utrzymany w DUCHu tego miasta i tak jednocześnie młody i silny, by móc się artystycznie zbuntować historii i „piwniczemu” podejściu do poezji śpiewanej. Ciężko o taką energię w tym wyjątkowym gatunku, ciężko jednocześnie o połączenie tej siły z kojącym, czarującym alter ego.

 

Około rok temu dostało mi się w ręce dosłownie kilka utworów, w tym osławione już Vademecum. Pierwsze wrażenie było co najmniej silne i uderzała mnie jedna myśl: w końcu! W końcu mamy zespół awangardowy nie na siłę, niesztampowy, oryginalny i ukrywający w sobie taką moc, że zastanawiam się, czy w ogóle coś więcej można jeszcze wykrzesać. Otóż można. I to właśnie zrobili.

 

Płyta dotarła do mnie dopiero po koncercie we wrocławskim pubie Alive. Pozytywnym zaskoczeniem był pub wypełniony po brzegi tak, że musiałam stawać na palce, by przyjrzeć się występowi. Pomijając już podstawowe formy „rozgrzewania” i rozmowy z publiką –  to przecież każdy występujący potrafić powinien. Ale już tu mamy pożywkę nie dla ucha jedynie. Nie dla oka. Dla Ducha właśnie. Bo jakże określić magię, którą przekazują z lekkością, z  prostego powodu. Zespół Duch muzyką żyje. Nie gra muzykę, a muzyką oddycha, muzykę chłonie, muzykę przekazuje i funduje nam, jakby całkiem naturalnie i nieświadomie czystą hipnozę.

       

Genialny w swym muzycznym fachu Stanisław Słowiński we fraku i oficerkach przeżywa każdy dźwięk tak, że większość kobiet na sali bardzo chętnie przeżyłaby z nim kolejne uniesienia już za kulisami. Bosa wiolonczelistka z zamkniętymi oczami przyciąga widzów swoim skrajnym odcięciem, paradoksalnie, bo tu z kolei każdy chciałby odejść z nią w jej indywidualny muzyczny świat bez butów i po ciemku. Wiktor Machowski na cajonie to człowiek-perkusja siedzący na niepozornym pudełku. Nie wiem już czy to majstersztyk grającego czy specyfika instrumentu, ale kilka bębnów i talerze w tym wypadku to zbędny wydatek, choć świadoma jestem, że zdanie to jest niemal świętokractwem względem miłośników uderzeń o membranę. Jakby jednak tego nie ująć – kanonada dźwięków spod rąk tego Pana jest nieskończona. Skromna altówka w ręku Patrycji Brzukały, choć skromność tu nie może w żaden sposób mieć pejoratywnego wydźwięku, dodaje smaczku widowisku, muzycznie scala i uzupełnia. Rolę showmana w instrumentach smyczkowych pełni tu głównie Słowiński i dobrze – dzięki temu mamy nienaganną, oskarową wręcz rolę drugoplanową. Ciężko zaliczyć do tego grona muzycznie gitarę, behawioralnie jednak – bez zastanowienia. Bo, że gitara gitarą jest każdy wie, i że podstawą w zespole to też dziecinnie łatwe. Gitara Piotra Aleksandra Nowaka gra tu role skrajne – majestatyczne solówki i ciche szarpnięcia – cudo. Mówiąc o gitarach jakże nie wspomnieć o basowej. A widać można. Można nie iść na nowoczesne kompromisy a wybrać jak Łukasz Madej klasycznie kontrabas – brawo, jeszcze raz nasuwa się myśl: w końcu!

 

I oto mamy zespół. Zespół, który radzi sobie świetnie, komponuje nieludzkie struktury muzyczne i zabiera nas na wycieczki po wszechświecie. O  kimś zapomniałam? Nie można tej Pani traktować jak wisienki na torcie. Regina Bogacz swoim wokalem jest alternatywną siłą do całego składu grającego – mamy tu więc moc i energię do kwadratu. Skromna, dziecięca niemalże blondynka stając za mikrofonem, ukazuje nam prawdę od lat znaną i jakże w tym wypadku przyjemną, niemal szokującą – pozory mylą. Głos ze skalą szeroką jak równik, wysokie tony, uniesienia, gra ciałem... Ale ja już Panią Bogacz byłam leciutko osłuchana, znając kilka utworów Duchowych na pamięć. I to stanowiło największy tego wieczoru szok – o ile muzykom dużo łatwiej przychodzi odzwierciedlenie wersji studyjnej na koncercie, to na palcach jednej ręki zliczam takich wokalistów branży poezji śpiewanej. Na koncercie Ducha zachodziłam w głowę czy to przypadkiem nie playback? Nie. Niemożliwe. Tu się należy mocno górnolotny komplement, ale w pełni prawdziwy: Duch to taki młody Kroke z jeszcze niedoświadczoną Geppert (założenie teoretyczne, niemniej wydaje mi się być najtrafniejsze). Zespół w pierwszej trasie z pierwszą płytą, mimo to troszeczkę już wynagrodzony. Pozostaje życzyć dalszych i co raz to większych sukcesów, a słuchaczom wręcz nakazać: Duch to pozycja obowiązkowa, nie do sprawdzenia, do przeżycia w każdej formie.

 

Co do „dziecka” tej sporej muzycznej orgietki: otwiera płytę wspomniane już przeze mnie Vademecum. Szczególnie polecam fanom autora tekstu: Rafała Wojaczka. Utwór mocny, charakterystyczny, ekspresyjny. Momentami przycicha, następnie wybucha, rozkładając na czynniki pierwsze. Pochwała należy się nawet za chórki. Czaruje i porywa, czuć wręcz siłę młodości. Nie ukrywam, że wracałam do niego setki razy. Z kolei Jestem z upływającej wody wydaje się być wycelowany w bardziej dojrzałe spectrum słuchaczy. Niebanalny, zróżnicowany i bardzo dorosły muzycznie. Bliżej tu do konwencjonalnej poezji śpiewanej aczkolwiek warstwa dźwiękowa potrafi momentami zaskoczyć i obudzić z letargicznego uśpienia, w które można łatwo wpaść słuchając tej ścieżki.

 

Trzeci utwór raczej pozbawiony jest podniebnych fajerwerków – spokojniejszy, stonowany (chociaż nie wiem czy można tak powiedzieć o jakimkolwiek ich dziele) na koniec przechodzi w małe wariacje perkusyjno – smyczkowe. Najlepsze określenie jakie nasuwa mi się na myśl: poprawny. Czego już o Świecie zamkniętym powiedzieć nie można. Rozpędzony pociąg muzyczno - wokalny zatrzymuję się delikatnie na stacji między zwrotkami by potem znów przejść w pośpieszny, klasa biznes super VIP dla najbardziej wymagających podróżników w tej konwencji. „Para buch, koła w ruch” - wysiadamy wciąż pod wrażeniem. Wyprowadza nas z tego szoku Deszcz, który jest w istocie pyłem kosmicznym. Uspokaja na tyle by serce zdążyło wrócić do normalnych uderzeń, przy zamkniętych oczach można się automatycznie zahipnotyzować. Ale jak to Duchy lubią – wkraczają w naszą sferę snów mocnym uderzeniem i tu ukłony dla Pana Nowaka i Pani Bogacz. Tworzą obraz wizji nacechowanej klimatem niemalże Mickiewiczowskich Dziadów –  mrocznie, tajemniczo ale nie mamy się jednocześnie za bardzo czego obawiać. Myślę, że przypadł by do gustu fanom nieco mocniejszych brzmień za sprawą gitary, skrzypiec i klimatu cmentarno – gotyckiego. Proszę bardzo co można zrobić z tak pozornie nieskomplikowanym wierszem.

 

Dochodzimy do momentu, który, biorąc pod uwagę całokształt płyty – nieco nudzi. Ale Cisza z zasady taką powinna być. Taki spójnik i jednocześnie dopełnienie krążka. Plusują tu jednak lekko folklorystyczne tematy skrzypiec, a wokalistka daje się poznać z trochę innej strony. Niech więc pełni funkcję poznawczą choćby. Utwór siódmy i ósmy wrzucam do koszyczka razem z Vademecum i Światem zamkniętym i dodaję nalepkę: do wielokrotnego odsłuchania. Omawiam je celowo grupowo i pobieżnie – przyjemność z zapoznawaniem się z każdym dźwiękiem jest tak słodka, że nie chcę jej odebrać nikomu, kto podatny mógłby być na subiektywne opinie. Czarne koła są dla mnie w zasadzie czarnym koniem całej produkcji. Dla wrażliwych muzycznie i lirycznie: gwarantuję, że ten utwór wyrwie Państwu serce przez uszy. Miło jest się również z nim zapoznać w wersji live – śpiewany jest idealnie czysto, z piękną dykcją i bez żadnych technicznych potknięć. Ostatni utwór ma rolę outro, bonusu, dodatku, jak kto woli. Mały eksperyment łączący konwencję Duchów z popularniejszymi trendami muzycznymi, automatem perkusyjnym etc. Czyste urozmaicenie ale chyba nic poza tym.  

 

Podsumowując całość: z zespołem należy się zapoznać, bo potencjał ma ogromny. Ponieważ płytę dostałam w prezencie, nie wiem nawet czy jest w ogólnopolskiej dystrybucji. Warto jednak pójść na koncert i  nabyć krążek drogą bezpośrednią. Sprawa niemalże groszowa (we Wrocławiu kosztował 20zł), a cieszy godzinami i ucho i zmysły. Co więcej – zespół niedługo wyda kolejny krążek.

 

 

 

Opis koncertu:

Zespół:

Stanisław Słowiński (skrzypce, altówka [8]), Regina Bogacz (wokal), Wiktor Machowski (cajon, instrumenty perkusyjne), Natalia Orkisz (wiolonczela, wokal), Patrycja Brzukała (altówka), Piotr Aleksander Nowak (gitara), Łukasz Madej (kontrabas).

 

Miejsce: Wrocław, klub Alive, 10 listopada 2011

Strona zespołu:

www.facebook.com/DUCHpl
www.myspace.com/duch7

 

Płyta: Duch, Duch

Lista utworów:

  1. Vademecum (tekst: R. Wojaczek, muzyka: Piotr A. Nowak)
  2. Jestem z upływającej wody (tekst: H. Poświatowska, muzyka: Piotr A. Nowak, DUCH)
  3. Mów do mnie jeszcze (tekst: K. Przerwa-Tetmajer, muzyka: Piotr A. Nowak)
  4. Świat zamknięty (tekst: J. Bergander, muzyka: Piotr A. Nowak)
  5. Deszcz (tekst: R. Wojaczek, muzyka: DUCH)
  6. Cisza (tekst: R.M. Rilke, muzyka: DUCH)
  7. Spleen (tekst: C. Baudelaire, muzyka: DUCH)
  8. Czarne koła (tekst: T. Gajcy, muzyka: DUCH)

 

       

                                                                                            © Katarzyna Stolarczuk 

Pub Alive, Wrocław
Katarzyna Stolarczuk

Katarzyna Stolarczuk

34 Wrocław/Kraków/Chełm
19 artykułów 15 tekstów 25 komentarzy


Dodaj komentarz anonimowo lub zaloguj się
 
przysłano: 5 pazdziernika 2012 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca