Film większość krytyków uznała za słaby, a jego magnetyczną siłę, która emanowała głównie przez obrazy i muzykę, wyśmiano. Podczas seansu wychodzili z niego zarówno młodzi widzowie, jak i starzy, których mógł ogłuszyć niepokojący ryk techno. Film o depresji zamiast wciągnąć znużył. - Moi bohaterowie to cienie. Chciałem uniknąć psychologii – wyjaśniał po projekcji reżyser. - Chciałem mówić o nieobecności.
I właśnie ta nieobecność drażniła większość widzów. Nieobecność, którą zarzucono nie tematyce, aktorom, ale co gorsza samemu reżyserowi filmu. Był to jego debiut fabularny.
Najpełniej na festiwalu wypowiedzieli się w tym roku reżyserzy z pokolenia 70. Wszechstronnie wykształceni, zwracający uwagę na plastyczne możliwości kadru, muzyczną oprawę swoich filmów. Wkładający dużo uczucia w swoje debiuty pełnometrażowe. Filmy pokolenia 70. należą do najbardziej malarskich i jednocześnie otwierających zupełnie nowe pola możliwości estetycznej współczesnego kina. Jak zauważył jeden z krytyków filmy takie, jak robi Carlos Reygadas, proponują nie rewolucję jakościową w kinie, ale zmianę optyki na cichy szept skierowany w stronę widza. Jego “Ciche światło” oddaje w zupełności to stwierdzenie. Stanowi najpełniejszą ilustrację jego cichej wypowiedzi.Autor zaproponował nowe spojrzenie na człowieka, który wybierając życie w pełnym zespoleniu z Bogiem (film opowiada historię menonitów z północnego Meksyku), przestaje nim być. Wyrzekając się namiętności i bliskości fizycznej z drugim człowiekiem, traci siebie. Wierność zasadom Boga krępują jego codzienne wybory. Skromny film o społeczności religijnej nie jest hermetyczny. Opowiada tak naprawdę historię życia każdego człowieka na ziemi, który zbliżając się do ludzi nieuchronnie oddala się od swojego ideału i odwrotnie, wybierając Boga, przestaje cokolwiek czuć. Główny bohater sprzeniewierza się prawom swojej religii i zakochuje się w kobiecie, z którą zdradza swoją żonę. W dramatycznym miłosnym zwarciu, który dotyczy dwóch kobiet i mężczyzny, reżyser zawarł całą prawdę o bogactwie uczuć oraz prostocie kondycji ludzkiej. Film o meksykańskiej wspólnocie niepostrzeżenie staje się opowieścią o archetypach i symbolach. Jest też arcydziełem filmowym w każdym calu. Nieprzypadkowo to właśnie o tym filmie w kuluarach festiwalu toczyło się najwięcej dyskusji. Bo opowieść o zdradzie i karze, którą ukazano w najbardziej biblijnym stylu, stała się tak naprawdę pretekstem do wypowiedzi na temat możliwości współczesnego kina oraz skromnych potrzebach widza. Żyjemy w czasach gigantycznego chaosu, w którym nie tylko gubimy prawdziwy obraz świata, ale i siebie. Wypowiedź meksykańskiego twórcy jest o tyle ważna, że dotyka najczulszych zmysłów widza; Reygadas już od pierwszej sceny swojego filmu wprowadza nas w niezwykłe bogactwo natury, którą filmuje w mistrzowski sposób. Kamienie, woda, drzewa, cienie, twarze kobiet i mężczyzn w ogromnym zbliżeniu przypominają niepokojące malarstwo hiperrealistów amerykańskich. To właśnie na tak bliskich planach rozgrywa się cicha historia zdrady, porzucenia, śmierci i przebaczenia gdzieś pośrodku pustyni. Bogactwo wizualne stanowi przeciwwagę do skromnej historii, która równie dobrze mogłaby się rozegrać w XIX wieku zeszłego stulecia. Na tle statycznych kadrów, które przypominają sztychy, każda emocja wypisana na twarzy bohaterów, każdy nawet najskromniejszy dialog, brzmią niezwykle silnie. Dwa poranki przecięte magicznym zmartwychwstaniem jednej z bohaterek (rzecz dzieje się przecież w Meksyku), spinają jedną klamrą ten film, który można śmiało nazwać przypowieścią.
Więcej na temat festiwalowych filmów w kolejnym numerze Kamery.
źródło: Rita Baum
Agnieszka Kłos
24
52 artykuły
3 teksty
17 komentarzy
Dziennikarka, krytyk sztuki, performerka. Wykłada fotografię prasową i dziennikarstwo internetowe na wyższej uczelni. Wiceprezes Stowarzyszenia Artystycznego Rita Baum. Agnieszka Kłos - znana jako agniusza. Stypendystka Ministra Kultury na warsztatach…
Zasłużeni dla serwisu
|