Prawdziwa wolność jest samotnością. Bez poglądów, bez niczego. Pustka. I definiujesz swoją samotność wobec świata, wobec śmierci.*
Andrzej Stasiuk
Czytam opowiastki zamieszczone w Internecie pod hasłem: „Taksim Stasiuka” i nie mogę uwierzyć, że dotyczą tej książki. Tylko niewiele z nich mówi coś o czasie, o przeżywaniu, o emocjach; jakieś ogólnikowe spostrzeżenia i klasyfikacja oczywista: powieść drogi. Jasne. Mam przed oczami ulubiony obraz Jarmusha – „Inaczej niż w raju”, setki papierosów Lucky Strike, prawdziwych amerykańskich i ekipę emigrantów z Europy Środkowej jeżdżącą starą krypą po Ameryce. Narzucają się też inne historie. Ale „Taksim” jest bardzo żywą książką w warstwie opisu przeżycia, autorefleksji, doświadczenia czasowości, samoobserwacji narratorskiej pozycji autora. Subtelną powieścią, bo nie tyle fabularnie prawdopodobną ile będącą probierzem prawdopodobieństwa nas.
Prawdopodobieństwo przyznania się sobie do nieuwagi, albo faktu, że świat się tak opatrzył, że już nie budzi w nas żadnej refleksji, jest bowiem niewielkie. Więc to jest probierz autodystansu. Naszej obecności i naszych rozeznań. W powieści „Taksim” wkurw to wkurw, a miłość to miłość. Człowiek bywa brzydki, groteskowo kiczowaty, ale jednocześnie może być niesamowicie interesujący.
Czytam, że westernowo. Gangstersko? Że „powieść drogi” między Hłaską Markiem
Wszechobecny słuchacz-narrator i jego stary skórzany płaszcz. Wożenie płaszcza. Wcielenia płaszcza. Rzeczy, które pamiętają inne czasy. Wożenie tych rzeczy z miejsca na miejsce. Wtórny obieg przeszłości wpisany w teraźniejszość i wyobrażenie o przyszłości. Bo przecież jesteśmy sto lat za murzynami. Nasze „teraz” nie jest na czasie. Ponieważ jesteśmy nieco niedorozwinięci w tej Polsce, nie tylko Południowo-Wschodniej, i bliżej nam do Budapesztu niż do Paryża. Nie tylko bliżej ale i po drodze. Wyboistej, dziurawej, pokonywanej nielegalnie w wehikule, który nie powinien już istnieć. Jego czas reaktywowany przez nas, funduje nam niemożliwą przejażdżkę. Czas w rozjazdach i opowieściach. Podróż do nie tu..
Trwanie na tej granicy. Właściwie nieustanna transgresja, czyli kontrabanda. Chociaż nie
Chyba, że w grę wejdzie miłość: Coś się stało z czasem. Wyglądało na to, że dla niego zaczął się od nowa. Facet, który wreszcie się zakochał... w kobiecie, którą być może sam pomagał zniewolić. Ironia losu. Ktoś coś komuś daje, a potem ktoś bierze kogoś w zastaw... Najlepszy interes podobno robią pośrednicy. Nie w tym przypadku, tutaj pewien człowiek się przeliczył. Taki człowiek nie może uciec od siebie. Taki człowiek musi znaleźć wytrych. Żeby odkręcić błędy przeszłości. Nawet jeśli będzie musiał zrobić niebezpieczny interes i podrzucić komuś świnię. Gorzej jeśli świniom, szczególnie dla tej podrzucanej.
Zupełnie niesamowita opowieść. Zupełnie niesamowite postaci. Zwykli faceci w środku życia na bezdrożu. Niewidoczny świadek, kierowca i uległy wspólnik, kontra komiksowo wyrazista
Co jest w książce Stasiuka dla mnie najważniejsze? Doświadczenie czasu opisane wielokrotnie przez narratora? Na pewno, ale i to, wynikające z faktu, że się on przemieszcza
Co skupiło mnie na tyle mocno, żebym chciał czytać opowieść o starych łachach wożonych rozklekotanym busem i dwóch gościach jarających podrabiane papierosy non stop, w dzień
Czas przeżycia i język przeżywania. Przewrotność języka. Wulgarne brzmienie i malarska obrazowość. Skrót, potoczność i przepływ. Wieloaspektowe doświadczenie czasowości. Wyrazistość i ostrość widzenia świata. Ironia i autoparodia. Bezpośredniość opisu teraźniejszości i komfort obserwacyjnego dystansu wobec wszystkiego, co mnie aktualnie nie dotyczy. Świetnie opowiedziana melancholia. Moment, w którym zapalam papierosa i robię sobie postój.
Paweł Kaczorowski
3 grudnia 2009
Andrzej Stasiuk Taksim.
Wydawnictwo Czarne.
Wołowiec 2009;
okładka miękka, stron 328.
Źródło informacji: http://www.nagrodaliterackagdynia.pl/
*Andrzej Stasiuk w rozmowie z Dorotą Wodecką. Źródło: http://wyborcza.pl/
Paweł Kaczorowski
Polska
77 artykułów
18 tekstów
492 komentarze
Paweł Kaczorowski (PiK), rocznik 1975; studiował filozofię na UWr. Absolwent coachingu i doradztwa filozoficznego UZ. Absolwent Studium Terapii Uzależnień w IPZ PTP. Pracuje jako terapeuta uzależnień. Mieszka w Reykjaviku. Redaktor prowadzący serwisu …
Zasłużeni dla serwisu Współpraca
|
Mam wrażenie, że prozie potrzeba twardych facetów. Od jakiegoś czasu najgłosniejsze w Polsce książki piszą kobiety i nie zawsze są to dobre książki. Marzy mi się nowe wcielenie Hłaski. Nie zdziwę się jednak, jeśli nowym Markiem Hłaską zostanie obwołana Kobieta. takie czasy Panie i Panowie, że płeć słabsza często jest silniejsza...
Wracając do Stasiuka (czytałam go niewiele, więc pewnie łatwo będzie obalić mój argument, ale co tam), to w takim "Białym kruku" chociażby chłopaki wyruszają w podróż, żeby potwierdzić własną męskość w starciu z jakąś totalną głuszą, jakby byli co najmniej jaskiniowcami. Jeśli można coś tu powiedzieć o kobietach, to tylko tyle, że ich brak mocno rzuca się w oczy. Zarzut mizoginizmu sam się nasuwa, nic na to nie poradzę.
I, oczywiście, polskiej prozie są potrzebni... dobrzy prozaicy, mniej ważna jest ich płeć, chociaż przyznaję; facetów jakoś mniej widać. :( [Poza nielicznymi przypadkami prozy popularnej - typu Krajewski]
To jest propozycja do rozkręcenia wątku w Dysputach: "Czy to jest dobra proza?"
A czy inteligencja ma płeć, to też można polemizować:)
Staram się o książki Stasiuka. Jeśli przyjdą - otworzymy wątek.
Hej!
Albo może w swoim buncie przeciwko wszystkiemu zaszłam tak daleko, że neguję nawet to, co innym wydaje się oczywiste. I to już raczej mój problem, bo przed własną płcią chyba nie ucieknę...
Tak też odbieram Twoją prozę, Dominiko, jest pisana ostro, dynamicznie, inteligentnie i z pazurem. Niby taka ironiczo-agrsywna refleksja, jakiej dajesz dowody w prozie, jest przynależna mężczyznom, a przecież świetnie wydobywa Twoją nieokiełznaną kobiecość. O to mi chodzi.
A może to jest w samej strukturze języka jakoś zakodowane?
Ta kwestia jest tak złożona, że ciągle do końca nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.
Masz tu rację: gramatyka języka polskiego, wielu języków indoeuropejskich, ma zakodowane patrirchalne schematy. Trudno znaleźć formy żeńskie dla wielu zawodów, albo brzmią dziwnie: np. reżyserka, numerolożka, pediatrka...
Poza tym,sprawność intelektualna, inteligencja, ironia, błyskotliwość, erudycja i in. sa przypisywane mężczyznom, kobiecie zostawia się pracowitość i intuicję. Jeśli kobieta posiada cechy przypisywane mężczyźnie - mówi się, że pierwiastek męski dominuje w jej umyśle i jest to ewenement, wynaturzenie, absolutnie rzadki okaz; jeśli facet ma świetną intuicję - mówi się, że jego anima, żeńskość, podświadomość - jest mocno uaktywniona i upatruje tu się patologii, prowadzącej do geniuszu. To oczywiste bzdury, ale nie jesteśmy duchami. Nasze umysły mają płeć, albo płci. Cholera wie, jak to ugryźć. I uwierz mi - wraca do mnie często ten problem, odkąd napisałem kiedyś (w 97') pierwszy wiersz w formie żeńskiej...:) [powinno być: napisałam...:)]
Poprawiam dzisiaj recenzję Biesów Garbaczewskiego. Znajdzie się tam ten wątek.
W języku wszystko się w sumie zaczyna. Słowa niosą ciężar skojarzeń. To, co męskie kojarzy się lepiej: siła, stanowczość, "męska decyzja".
Gdzieś tu na Wywrocie jest taki fajny cytat, o tym, że język zawiera w sobie cały światopogląd i ta świadomość momentami mnie przytłacza. Zwłaszcza, gdy zauważam absurdalność własnych poczynań: próbuję językiem pisać o języku, który usiłuje kształtować mój sposób myślenia według społecznych norm. Zanegowanie samych struktur językowych może być dla człowieka piszącego dość paraliżujace - czym tu pisać, jak nie słowami? Ale jak pisać słowami, kiedy się w słowa zwątpiło?
Masakra jakaś.