Literatura

Relacja z pierwszego dnia Portu Wrocław poświęconego w całości Tadeuszowi Różewiczowi

Dobiegł końca Port Wrocław. Jego najjaśniejszym punktem był pierwszy dzień festiwalu, z okazji 90. urodzin Tadeusza Różewicza poświęcony wyłącznie temu Poecie.

 

W bardzo dobrze przygotowanej sali Instytutu Grotowskiego na Grobli przyszło nam uczcić wspólnie dziewięćdziesiąte urodziny poety Tadeusza Różewicza. Autora wielu tomów wierszy, ale również niezapomnianych książek prozatorskich, czy nie mniej ważnych dramatów; autora niebezpodstawnie nazywanego niekiedy Mistrzem.


Nieco spóźniony miałem kłopoty ze znalezieniem miejsca dla siebie – pomieszczenie wypełnione było po brzegi przez miłośników poezji Różewicza, ale przecież nie tylko on miał tego dnia gościć (niestety, Mistrz mimo wcześniejszych zapowiedzi nie zjawił się osobiście na tę uroczystość). Świętować przybyli – a pewnie i oddać swego rodzaju hołd – poeci z całej Polski. Zanim jeszcze pojawili się na scenie, towarzyszyła temu wydarzeniu wzniosła muzyka, nadająca aurę powagi momentowi, który miał nastąpić. Byłem, przyznam, trochę skonfundowany podniosłym nastrojem rozpoczynającym festiwal, skoro pisarz, któremu był poświęcony pierwszy dzień Portu Wrocław, jest nad wyraz skromny i bezpretensjonalny. Z drugiej jednak strony – czy jest aż tak wiele sposobów wyrażania podziwu, aby rezygnować z dostojeństwa? Bynajmniej oprawa muzyczna nie przeszkadzała, a wprowadzała uczestników w coś na kształt poetyckiego obrzędu, może nawet swoiste misterium.


Zaproszeni poeci podołali zadaniu (w stanowczej większości; zdarzyło się niestety raz przełamanie „czwartej ściany”, co niechybnie wyprowadziło z transu) czytania wybranych przez siebie wierszy Różewicza. Wybór raz był oczywisty, raz osobisty, raz wręcz intymny, każdy zaś trafiony i przekazany w przystępny sposób. Nazwiska, które miały przyjemność zaprezentowania „własnego” Różewicza mówią za siebie, a było ich aż dwadzieścia cztery. Dobrze było wysłuchać tych wierszy wypowiadanych różnymi głosami. Dodam tylko, że wybór poezji Różewicza, wraz z tekstami towarzyszącymi wyborowi, można samemu sprawdzić w książce „Dorzecze Różewicza”, do której dołączony został film pod tym samym tytułem w reżyserii Artura Burszty i Jolanty Kowalskiej, będący jednocześnie jednym z punktów programu pierwszego dnia Portu.


Dlatego też przejdę od razu do kolejnego wydarzenia, jakim była dyskusja „Czy Nobel zasłużył na Różewicza”. Justyna Sobolewska już na samym początku podkreśliła prowokacyjny charakter tytułu, jednocześnie przypominając o jego humorystycznym wydźwięku. I na szczęście dyskusja nie sprowadziła się do odpowiadania tak postawione pytanie. „Wielka poezja nie potrzebuje Nobla”[1] – stwierdziła Sobolewska. Piotr Śliwiński oraz Jan Stolarczyk dyskutowali ze sobą o znaczeniu Różewicza w polskiej literaturze i była to główna oś ich wypowiedzi. Ten pierwszy stwierdził, że „nie przeceniałby Nobla”, który Mistrzowi jest zupełnie niepotrzebny; bez Nobla poeta radzi sobie równie świetnie, co bez niego, a nawet lepiej: poezja jest wówczas „jak niesprzedajna myśl”. Przypominał również o krytyce Różewicza, m.in. przez kardynała Wyszyńskiego czy poetów Nowej Fali, którego traktowali jako autoepigona i nihilistę, co niezupełnie zmartwiło Śliwińskiego. Stolarczyk był równie niezaniepokojony nieuhonorowaniem Różewicza przez Akademię w Sztokholmie. „Za niezależność się płaci”, ocenił i dodał, że mimo to poeta ma silne lobby, ale wśród czytelników, a przecież „Nobel potrzebny jest bardziej nam, Polakom, niż Różewiczowi”.


Na pytanie Sobolewskiej „Czego jeszcze nie wiemy o Różewiczu?” było dyskutantom zaskakująco łatwo odpowiedzieć. Śliwiński stwierdził, że całkowicie pomijana jest filozoficzność, a właściwie „problem filozoficzności” wierszy autora Płaskorzeźby. Zawtórował mu Stolarczyk mówiąc, że poezja Różewicza jest „staraniem się o podmiotowość ludzką”, metafizycznym wyjściem poza wiersz. Przywołał również nazwisko mistyka Jakuba Böhme, w którym Mistrz się zaczytuje i niejako koresponduje w swoich tekstach.


Z publiczności odezwał się m.in. Przemysław Dakowicz, który proponował, aby mówić wspólnym głosem o Różewiczu cały czas, pisać o nim w gazetach, wygłaszać referaty na akademiach i aktywizować środowiska, tworzyć lobby, żeby te głosy zostały usłyszane za granicą. Spodobała mi się ta werwa i wiara w cel, podobnie zresztą jak Stolarczykowi, który poparł Dakowicza na całej linii.


Ostatnim punktem programu był konkurs „Nakręć wiersz Tadeusza Różewicza”. Poziom był bardzo wysoki, a estetyki niepowtarzalne. Jednak zwycięzca był wiadomy już od momentu prezentacji konkurujących filmów – gdy tylko (mniej więcej w połowie turnieju) skończyło się wyświetlanie dzieła projektu „Maszyny do ruszania” rozległy się burzliwe oklaski na sali. Wybór widzów zbiegł się idealnie z wyborem jury, co nie zdarza się przecież za często.


Tak oto minął pierwszy dzień Portu Wrocław, a niżej podpisany widząc, że jest to dobre, postanowił zostać kolejne dwa dni podczas tegoż święta poezji. A były to dni owocne i przepełnione literaturą, która prawdziwie żywi umysły ludzi. Pozostaje tylko odliczać czas do następnego festiwalu, który odbędzie się już za rok.


 

Marcin Sierszyński

 

______________________________________________

[1] Cytuję z pamięci, posiłkując się prowadzonymi podczas dyskusji notatkami.

 

Zdjęcia pochodzą ze strony Biura Literackiego: http://biuroliterackie.pl/biuro/biuro?site=1C0&news_ID=2011-04-10

Marcin Sierszyński

Marcin Sierszyński premium

34 Wrocław
131 artykułów 5 tekstów 6555 komentarzy
Opiekun sekcji poetyckiej od stycznia 2008 roku do czerwca 2010 roku, prozatorskiej od kwietnia do września 2011. Redaktor prowadzący serwisu od lipca 2013 do marca 2015. Redaktor projektu Nisza Krytycznoliteracka i recenzent literacki. Aktywista…
Zasłużeni dla serwisu


Dodaj komentarz anonimowo lub zaloguj się
 
Michał Słotwiński
Michał Słotwiński 12 kwietnia 2011, 04:34
Myśl o "niesprzedajnej myśli" dosyć niebezpieczna, bo, rzekłbym, dwustronna :)

Czy masz, Marcinie, jakieś plany w związku z rewolucyjnym projektem nagłaśniania poezji Różewicza, żeby świat się dowiedział, jak cudownie jest cicha?
Aleksandra Lubińska
Aleksandra Lubińska 14 kwietnia 2011, 09:09
Łojezu, musia?o by? dość pompatycznie, Gombrowicz by zszed??.
Paweł Kaczorowski
Paweł Kaczorowski 14 kwietnia 2011, 13:35
Z relacji wynika, że musiało być ciężko. Te wszystkie nazwiska wiekowych panów, tezy, tytuły i wielkie kapitularne werdykty w sprawach narodowych - są przytłaczające. Wolę czytać. Świetnie, że to Ty tam byłeś, Marcinie i że dzięki Tobie mamy relację. Jeszcze masz czas i energię, żeby się poczuć znudzonym zadęciem panów komentatorów i ich wielce znaczących rozstrzygnięć najtrudniejszych kwestii współczesnej kultury. To, że Różewicz dawno powinien dostać Nobla jest oczywiste, o ile w ogóle ta nagroda ma jakieś znaczenie. No właśnie, dla Rożewicza? Jakie? Dla godnego uczczenia? Ależ od tego mamy już całą frakcję polityczną w Polsce, która tylko by czciła...
Więc, chyba jest to jasne, do lektury i refleksji inspirowanej dziełem Różewicza nie jest potrzebny nikomu myślącemu żaden Nobel. Wręcz odwrotnie...
Aleksandra Lubińska
Aleksandra Lubińska 14 kwietnia 2011, 23:17
To ja może rozwinę opinię. Nie podoba mi się ten fragment: "Z publiczności odezwał się m.in. Przemysław Dakowicz, który proponował, aby mówić wspólnym* głosem o Różewiczu cały czas, pisać o nim w gazetach, wygłaszać referaty na akademiach i aktywizować środowiska, tworzyć lobby, żeby te głosy zostały usłyszane za granicą".

Słucham...?

Czyli mamy Różewiczem machać, podkładać pod nos wszystkim, układać jakąś mantrę, żebrać o zainteresowanie? Przecież to poniżające. I chyba niezbyt potrzebne komukolwiek, poza naszą** kulejącą samooceną. A straci na tym, jak myślę, wyłącznie Różewicz, zredukowany do roli narzędzia w walce o nasz 'byt na arenie międzynarodowej'***.

Bawi mnie to wspominanie Nobla. Mam wrażenie, że kogoś strasznie to uwiera. Całe to zastanawianie się, czy tego typu nagroda jest nam*/Różewiczowi potrzebna, czy nie, zalatuje mi szkolną sytuacją, w której zapłakane dziecko biega za odrzucającą je grupą i krzyczy bez przerwy, jak bardzo ma ją w nosie. Pomijając fakt, czy ktokolwiek realnie nas* odrzuca, czy to jakiś rodzaj paranoi.

------------------------------------------------------------ ------------------------------------------------------------ --------------

*Kiedy czytam o 'wspólnocie' w podobnym kontekście, zaraz mam ochotę rzucać Towarzyszami, a na myśl przychodzi mi malownicza masówka z lat .50. Robię się podejrzliwa. Sztuka kojarzy mi się przede wszystkim z indywidualnym odbiorem. Poza tym jest Używanie.
**To 'nasze', 'nas' jest trochę obrzydliwe, ale umówmy się na takie tandetne uogólnienie.
***Daję słowo, zaryję za moment roześmianą twarzą o blat.
Usunięto 1 komentarz
przysłano: 5 listopada 2010 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca