Literatura

Powiew świeżości, czyli „EON: Powrót Lustrzanego Smoka” Alison Goodman

„Kobietom nie przysługuje miejsce w świecie smoczej magii” – czytamy już na samym początku. Należałoby to uzupełnić o kolejną tezę: kobiecie nie przysługuje miejsce w świecie fantastyki.

 

Bo też książki z tego nurtu, w których kobieta nie pełniłaby funkcji jedynie łupu wojennego czy profesjonalnej podawaczki trunków, można zliczyć na palcach. A już tym bardziej ze świecą szukać należałoby powieści fantasy, w których kobieta jest głównym bohaterem.

 

EON: powrót Lustrzanego Smoka łamie wiele niepisanych zasad tworzenia fantasy. Nie mamy tu do czynienia ze smukłymi elfami, które raczyłyby nas enigmatycznymi odpowiedziami-zagadkami, ani tym bardziej z krzepkimi krasnoludami machającymi w tę i we w tę toporami dwukrotnie większymi od ich właścicieli. Są natomiast smoki. Jednak też nie dla wszystkich, gdyż widzą je tylko nieliczni: lordowie Smocze Oko oraz chłopcy szkolący się do pełnienia tej funkcji (z pierwszych kart książki dowiadujemy się bowiem, że kobiety „(...) wprowadzają pierwiastek zepsucia do rzemiosła lorda Smocze Oko, nie posiadają też fizycznej siły i żelaznej woli, niezbędnej do zjednoczenia się ze smokiem”; nihil novi sub sole). Akcja utworu rozgrywa się w Imperium Niebiańskich Smoków, do złudzenia przypominającym Cesarstwo Chińskie, co niewątpliwie okaże się gratką dla wszelkiej maści azjofilów. Tym bardziej więc dziwi fakt, że autorka obarczyła rolą głównego bohatera (bohaterki?) szesnastoletnią dziewczynę. Na dodatek – co w fantasy się raczej nie zdarza! – dziewczynę chromą. I na tym się raczej, niestety, kończą innowacje.

 

Eona, bo – jak nietrudno się domyślić – tak naprawdę nazywa się bohaterka, jest kandydatką na lorda Smocze Oko. Wraz z uczącym ją Mistrzem skrzętnie ukrywają przed Cesarzem i resztą imperium prawdziwą tożsamość Eona. Co jest, oczywiście, zadaniem piekielnie trudnym. Zwłaszcza, że Eon regularnie cierpi na comiesięczne bóle brzucha... Jakież więc jest zdziwienie wszystkich, gdy chudy, kulawy i słabowity eunuch (ha, tak to sprytnie wymyślił sobie Mistrz: eunuchowi nikt do spodni zaglądać przecież nie będzie) przywołuje zaginionego ponad pięćset lat temu Lustrzanego Smoka!

 

Jednakże Eon nie jest jedyną niecodzienną postacią w tej książce. Ciekawą osobistością okaże się także lady Dela, zwana w rodzinnych stronach opacznicą (a po naszemu transwestytą), która wprowadza Eona w skomplikowany świat etykiety, dworskich intryg i twardej polityki. Nie bez znaczenia będzie tu zapewne fakt, iż wraz ze swoim strażnikiem, eunuchem Rykiem, zdecydowanie mają się ku sobie. Jak w pewnym momencie zauważa z rozbawieniem Ryko: „dobrać się do miodu można w różny sposób”.

 

EON... nie jest typowym czytadłem dla fanów miecza i lejącej się gęsto posoki. Fabuła wciąga od pierwszych zdań i obrazków (a jakże, w książce fantasy ZAWSZE znajdzie się miejsce na  mapę!), zachwyca niuansami obyczajowymi oraz subtelnymi opisami przeżyć wewnętrznych. Ponadto nie daje czytelnikowi przejść obojętnie obok kwestii o(d)szukiwania siebie i własnej tożsamości pod presją otoczenia.

 

 

 

© Magdalena Czuczwara / Tramwaj Literacki

 

 

 

Alison Goodman

EON: Powrót Lustrzanego Smoka

Przekład: Dariusz Kopociński

Wyd.TELBIT, Kraków 2008

 

Alex Reed

Alex Reed

34 Głogów
20 artykułów 3 teksty 203 komentarze
Zasłużeni dla serwisu


Dodaj komentarz anonimowo lub zaloguj się
 
Marcin Sierszyński
Marcin Sierszyński 22 kwietnia 2011, 12:37
Cóż za zaskakujące łamanie konwencji. Nie spodziewałem się tego po autorach fantasy. Zwykle są bardzo konserwatywni - innowację stanowią dla nich elementy groteski w książce.

Dawnom nie czytał żadnej fantastyki, a lato zapowiada się na tyle gorące, by siedzieć w domu. A to oznacza powrót do dawnych fascynacji. :]
Justyna D. Barańska
Justyna D. Barańska 22 kwietnia 2011, 13:16
Kiedyś będąc w podróży kupiłam na jakimś dworcu fantasy - historia zapisana w trzech tomach, z czego oczywiście wzięłam drugi i pozostałych znaleźć nie mogę :D I chyba właśnie to mnie na tyle rozzłościło, że przestałam zaglądać do tego gatunku.

Co do kobiet w głównej roli też sobie jakoś specjalnie nie przypominam, ale za to mam filmik: www.youtube.com/watch?v=8-L5JsI5hv0 No i myślę, że to w dużej mierze wzięło się stąd, ze to faceci zawsze musieli się jakoś dowartościowywać i robić z siebie herosów i innych takich nadzwyczajnych. A że mamy wciąż w jakiejś mierze patriarchat, to kobiety trzymały się tego samego.
Dominika Ciechanowicz
Dominika Ciechanowicz 22 kwietnia 2011, 14:56
"zwana w rodzinnych stronach opacznicą (a po naszemu transwestytą)" - no, no, kto by pomyślał, że fantastyka poruszać może tematykę trans-gender :)
Chyba przełamię swoją niechęć do gatunku...
Paweł Kaczorowski
Paweł Kaczorowski 22 kwietnia 2011, 20:48
Magdo, świetnie udało Ci się poprowadzić refleksję nad - bądź co bądź lekką literaturą - w kierunku tematów aktualnie modnych i ważnych w dzisiejszej kulturze. Czytelne są zabiegi Goodman odczarowujące fantasy z patriarchalnego monopolu głównych postaci... :) Sama opowieść bardzo wciągająca, jak na dobre fantasy przystało. Oprócz wprowadzenia w wyraźny drugi plan figur transwestyty i eunucha, mamy też tutaj kilka ciekawych rekwizytów, jak np. księżycowy pył... Bardzo ciekawa używka...

Mnie się ta książka stanowczo podobała. Idealna na długą podróż lub wrocławskie korki.
Marcin Sierszyński
Marcin Sierszyński 22 kwietnia 2011, 21:03
Ja czytałem kilka fantasy, gdzie kobiety były głównymi bohaterami, ale tylko jedna trzytomowa saga była na poziomie. ;)
przysłano: 22 kwietnia 2011 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca