Komentarze
Na plus zapisać można autorowi "27 oczek" zapał do pisania. Skoro uzbierał nie tylko na tomik, ale i zgromadził wokół niego grupkę mniej więcej apologetów, to dobrze to zapowiada jego literacką karierę. Tych, których zraził swoim językowym niedbalstwem, odzyska być może dopiero, gdy (i jeśli) zdobędzie uznanie mainstreamowej krytyki. Do tej pory będzie się musiał bez nas obyć.
@Jarosław: Nie mówiłbym tu o niedbalstwie. Małe potknięcia, które zostały wymienione, nie uważam nawet za błędy. Gustu kwestia. Zgadzam się zaś z tym, że nie jest to talent porównywalny ze Stasiukiem - gdyż obydwaj poruszają się po innej sferze językowej. U Surowiaka jest to mocne nastawienie na gawędziarstwo i popadanie w refleksje; Stasiuk zaś poprzez opis każe czytelnikowi samemu "domyślić się" rzeczywistości bohaterów, nawet gdy są w stanie ją komentować.
Sednem zaś tego opowiadania zdaje się stosunek motta do sytuacji - ogólnikowego cytatu do konkretnego zdarzenia - oraz narratora do słów, w jakich ów cytat jest "konkretyzowany", a który wyraża się dystansującą, wieloznaczną tutaj i żartobliwą odpowiedzią: "Patrycja, kocham cię". Nie widzę tutaj próby przekazania mi niczego ważnego, nie czuję pretensji do wzniosłych myśli, we fraszkach Jana z Czarnolasu więcej jest powagi, tu zaś wyczuwam jedynie subtelny komizm.
Nie sprawdza się "Dwadzieścia siedem oczek" jako dzieło poetyckie - ani jako "dzieło" w ogóle; sprawdza się jako krotochwilny utworek na jedno czytanie, którym - jak mniemam - miał być. Jako taki oferuje nawet więcej, niż się można spodziewać, bo kilka metaforycznych niejasności, nad którymi można podumać, jeśliby chciało się komu spędzić nad nim ciut więcej czasu. Utworek ów mnie nie jest potrzebny, ale komuś sprawić może nieco radości, spełniając zarazem całe swoje posłannictwo.
No i co to jest "Sutralamaka"? Żartobliwy anagram czy nazwa kolejnej, nieznanej mi, wschodniej księgi tajemnej?
Ale do samego tekstu. Problem opowiadania polega na tym, że jest ono absolutnie wyrwane z kontekstu. "Wiązka" to 11 opowiadań, które, mimo zróżnicowanej tematyki, układają się w logiczną całość. Wyrwany z tego ciągu tekst wygląda nieco pokracznie, choć i tak się broni - moim zdaniem. "Dwadzieścia siedem oczek" to, zdaje się, trzecie lub czwarte opowiadanie z serii. We wcześniejszych Surowiak daje próbkę dystansu z jakim podchodzi do opisywanych wydarzeń i do samego języka, który de facto kształtuje tu całą wypowiedź literacką.
Robienie na drutach i jego symbolika to kwestia zastanawiająca. Nie przyszło mi na myśl nic poza tym, co już wyłożyliście w swoich wypowiedziach. No, może poza jedną kwestią, czyli symboliką liczb. Jeśli przyjmiemy, że "obiekt dziergania" jest pewną drogą, którą musi przejść bohaterka i zestawimy ów z fragmentem tekstu: "Dzięki tym drutom zrozumiałam, że nic mnie nie łączy z tymi ludźmi za oknem. Oni idą w swojej procesji prosto do zbawienia, starając się jak najmniej zrozumieć, żeby przypadkiem nie ponieść porażki. Oni nie „wybierają się” świadomie.", dojdziemy wówczas do ciekawych wniosków. 27 to klasyczny przykład powielania dziewiątki, która uchodzi za idealne złożenie liczby szczęścia i absolutu, którą jest 3. 9 to trzy razy trzy, czyli szczęście razy szczęście. Ten wynik razy trzy to kolejne potrojenie wartości. Prawdopodobnie idę za daleko, choć biorąc pod uwagę obecną w całym zbiorze intertekstualność i płynącą z niej symbolikę, myślę, że może mieć to jakieś pokrycie w rzeczywistości. Wówczas droga, którą obrała "dziergająca" byłaby przeciwieństwem tego, co robią wszyscy inni, symbolem (nie alegorią) odcięcia się od świata, który stanowi zgodę na przyjęcie monotonnej i zachowawczej konwencji.
Sytuacja dialogowa, w której znaleźli się bohaterowie także nie jest tak prosta jak się to wydaje na pierwszy rzut oka. Czy ona właściwie miała być realna, prawdopodobna, możliwa? A może z kolei naciągana, sztuczna, sfabrykowana? Myślę, że ani jedno, ani drugie. Dialog staje się tu przyczynkiem do rozważań nad sensem. Sam akt jest mało istotny. Stworzenie dialogu wpisującego się idealnie w ramy "możliwości" nie jest problemem, jednak autor odchodzi od tego - pytanie: w jakim celu? Sama forma może stanowić kontrast dla tego, co przynosi, czyli żywej refleksji nad istotą świadomości. To stały chwyt w tej książce, który polega na przemyślanym odrzuceniu formy na rzecz idei wyższej. Podobną rzecz czyni choćby Wiedemann w swojej poezji. Tam częstym zabiegiem jest sampling, ale sampling nie do końca zwyczajny. Poeta bierze na warsztat wybrany tekst i zachowując pierwsze litery wyrazów i zależności składniowe, prowadzi grę z formą, wlewając w nią absolutnie niespójną leksykę, zupełnie pozbawioną sensu. Chodzi tu o grę z samą konwencją. Podobnie dzieje się w tym opowiadaniu - trzeba spojrzeć głębiej, bardziej analitycznie. nie oceniać i nie wartościować, a zadać sobie pytanie - dlaczego akurat tak? Nie wątpmy w umiejętności Surowiaka - zaręczam, że są one na naprawdę zadowalającym poziomie
I nie próbuję wpaść w paranoję, że "jak czegoś w google nie ma, to nie istnieje" tylko podejrzewam, że każdy tekst bardziej wartościowy literacko od nadruku na bilecie MPK, gdzieś już kiedyś i przez kogoś zauważony został i ślady w Internecie POWINNY BYĆ.
Inna ewentualność to taka, że autor powołał się na NIEISTNIEJĄCY tekst i każda linijka komentarza na jego temat uwiarygodnia go (ten nieistniejący tekst, nie autora), co na pewno twórcę cieszy niezmiernie :)