Felietony

Myśli w mojej głowie myśli w mojej głowie

(...) nie ma recepty na dekodowanie tekstu. Tu powinna być najważniejsza świadomość, a właściwie nadświadomość. Rozumienie procesów pojmowania, przyłączania, skracania. Również wynajdywania znaczących elementów.

 

 

Załóżmy, że nasza wiedza, w momencie narodzin, jest zerowa. Żyjąc zdobywamy pewne informacje, fakty. Fakty te prawie nabierają sensu jedynie poprzez kontekst ich użycia (czyli poprzez strukturę, jaka im towarzyszy). Kontekst może być bardzo różnorodny: od sposobu użycia w zdaniu, przez wskazywanie, definiowanie, czy obserwowanie reakcji otoczenia na próby użycia faktu. W ten sposób uczymy się nie tylko znaczenia faktu, ale też możliwych kontekstów (choć proce ten raczej nie przebiega świadomie).

Kontekst może pochodzić z zewnątrz, albo z wewnątrz. Mamy do czynienia tylko z kontekstem (fenomenem) i zawartą w nim informacją semantyczną, nigdy z rzeczą samą w sobie (noumenem). Możemy kontekst zewnętrzny nazwać kulturą, a wewnętrzny uczuciami.

Informacje i otaczające je konteksty porządkujemy w głowie, na bazie struktur biologicznych. Tworzymy w ten sposób zarówno własną sieć połączeń między faktami i kontekstami, ale też schematyzujemy (utrwalamy) zdobyte informacje. Schematyzowanie polega na upraszczaniu, łączeniu, usztywnianiu. Im lepiej uschematyzowany jest jakiś fakt, tym silniej tworzy naszą osobowość, ale też jest mniej jednoznaczny. Schematyzacja pomaga myśleć, ale przekłamuje obraz świata. Jest tłumaczeniem surowej treści do poziomu zapisanych kontekstów i faktów. Dlatego dwie osoby notujące na wykładzie mają inne notatki.

Proces schematyzacji jest bardzo istotny. Polega przede wszystkim na konfrontacji surowej treści ze schematami myślowymi. Surową treść najpierw upraszczamy (filtrujemy usuwając zbędne informacje), a następnie próbujemy zrozumieć, analizując kontekst faktów. Utworzony schemat negujemy, albo w jakiś sposób przyłączamy do naszego schematu, znów upraszczając znaczenie i upodabniając strukturę do takiej, do jakiej jesteśmy przyzwyczajeni. Wyjątkowo jesteśmy w stanie zmodyfikować nasz pierwotny schemat na podstawie nowych informacji, jednak uczynimy to bardzo rzadko.

Jeśli słabo schematyzujemy, możemy łatwo rozbić nowe struktury (zapomnieć, przebudować w pamięci). W wyniku czego, jeśli nie stosujemy powtórzeń (inny rodzaj schematyzacji, utrwalania) możemy pamiętać tylko fragmenty nowych informacji, zawieszone w przestrzeni, które na nowo musimy połączyć z resztą schematu. Mamy z tym do czynienia bardzo często, szczególnie w natłoku nowych informacji. Duża ilość wolnych faktów wpływa także na brak spójności całości schematu. Im natomiast wyższa schematyzacja, tym trudniejsza jest nauka, tj. dołączanie nowych elementów.

Możemy sami (świadomie bądź nie) dokonywać wielu skomplikowanych operacji na strukturze. Dołączać fakty i konteksty, odłączać, porównywać, łączyć w nowy sposób, upraszczać, modyfikować schematy na wzór innych schematów. Nie możemy jednak używać kontekstów i faktów, których się jeszcze nie nauczyliśmy (poza przypadkowym rozwojem struktury). Np. nie możemy operować na poziomie ogólników, jeśli nie nauczyliśmy się ich kontekstu. Jeśli mamy mocno zubożony język (np. jesteśmy głusi i nie mamy dostępu do naturalnego języka migowego), nie jesteśmy w stanie powiedzieć niektórych rzeczy, mimo że jesteśmy w stanie je odtworzyć, skopiować (ale nigdy się ich nie nauczyliśmy). Dlatego kultura rozwija się przez nas i przez jej używanie, jest jakby obiektywnym połączeniem faktów i kontekstów, których możemy się nauczyć.

Przy pomocy opanowanych faktów i kontekstów jesteśmy w stanie kodować i dekodować. Ale jeśli chcemy uchwycić konkretne uczucie albo przedmiot, musimy uciec przed schematyzacją. Co więcej, uczucie czy przedmiot nie są komunikowalne. A więc, dzięki nabytym umiejętnościom, musimy stworzyć względnie nową strukturę z własnych faktów i kontekstów. W ten sposób wyróżniamy coś z tła, tworzymy na nowo, prezentujemy (ale nie: wskazujemy, może lepiej: malujemy). Posiadający własne umiejętności odbiorca będzie w stanie w jakiś sposób zdekodować naszą strukturę, ale nigdy nie zrobi tego zupełnie (ze względu na proces nauki). Aby jak najpełniej zdekodować nasz komunikat, odbiorca powinien mieć podobny schemat myślowy (lub przynajmniej wysoko rozwinięty) oraz dostęp do pewnych kontekstów.

Aby „trafić” do odbiorcy z danym, nieschematycznym komunikatem, trzeba modyfikować, rozbijać i łączyć schematy, które już posiada. Przykładowo, opisując wielki ból możemy krzyczeć, machać rękoma, stawać na palcach itp., wykorzystując do opisu naszej emocji wszystkie elementy wiążące się z czymś wielkim (to nie najlepszy przykład, ale chciałem uciec od metafor tekstowych). Ale opisując np. bezsilność (ale jakąś konkretną bezsilność!) musimy użyć wielu skomplikowanych środków, wiążąc ze sobą schematy strachu, przytłoczenia czymś, a także porwania, ulotności itp., mówiąc urywanymi zdaniami, przerywając, kuląc się itd.

Oczywiście nie ma recepty na dekodowanie tekstu. Tu powinna być najważniejsza świadomość, a właściwie nadświadomość. Rozumienie procesów pojmowania, przyłączania, skracania. Również wynajdywania znaczących elementów. „Zrobił mi to na mdłość”, mdłość łamie schemat, jest istotne. Ale dlaczego? Jeśli znamy strukturę własnych myśli, możemy czytać tekst przez nią. Istotne jest to, co jest zawarte w komunikacie, intencje nadawcy są drugorzędne (chyba, że ten upiera się, aby przekazać konkretnie swoją dawną myśl w sposób jak najbardziej bezpośredni, czyli w przypadku komunikacji pragmatycznej, na przykład w literaturze naukowej, gdzie kładzie się nacisk na jasność i zupełne odtworzenie rozumowania).

Nie ma czegoś takiego, jak udana komunikacja. Komunikat nie ma wartości (bez odbiorcy jest pozbawiony sensu). Niektóre komunikaty da się dekodować na wielu poziomach (wtedy są bardziej uniwersalne). Im więcej poziomów sensu, tym komunikat jest obiektywnie lepszy (vide wiersz Białoszewskiego „mironczarnia”). Aby komunikat mógł dotrzeć do jak największej ilości ludzi, musi być albo uproszczony (zawierać popularne schematy kulturowe, „Kod Leonarda da Vinci”), albo unikatowy (wyjątkowe nagromadzenie sensów wpisujące się w drogę rozwoju kulturalnego, czyli np. zawierający informacje i konteksty, które zostaną przez ludzi włączone do wewnętrznej struktury, a następnie utrwalone, a więc wejdą w skład danej kultury, o czym decyduje wiele czynników; dzieła sztuki).

Nadświadomość oznacza także, że odbiorca powinien być świadomy i aktywny przy odbieraniu komunikatu. Powinien doszukiwać się nawiązań i połączeń, podejmować nieustanne próby interpretacji (przy czym są interpretacje silniejsze i słabsze, różnią się siłą nawiązania i poziomem). Powinien mieć również przynajmniej podstawową wiedzę o silnych elementach i schematach tworzących jedną z jego kultur, a w szczególności obserwować, jak niektóre elementy rozwijają się i same schematyzują ludzkie myśli.

Z jednej strony taka nadświadomość pomaga (albo i pozwala) wyszukiwać sensy, konteksty itp., z drugiej jednak zmienia poziom postrzegania komunikatu (a więc czasem niepotrzebnie go komplikuje, co można z zewnątrz postrzegać jako nadinterpretację). Czyli samoświadomość umożliwia wejście na wyższy poziom sensu, dewaluując jednocześnie sensy podstawowe. Warto też pamiętać o tym, że zwiększenie ilości sensów rozbija ich jednoznaczność. Zgłębiają prawdę nieustannie ją pogłębiamy; zwiększając naszą wiedzę, jeszcze bardziej zwiększamy jednocześnie naszą niewiedzę. A więc, im lepiej poszukujemy sensu, tym bardziej go tracimy.

 

nF

Paweł Leszczyński nF premium

41 Warszawa
79 artykułów 90 tekstów 659 komentarzy
Wskaźnik aktywności: 28%. Czego szuka w internecie: 1) miłości: 0%; 2) przygotnych związków: 2%; 3) przyjaźni: 1%; 4) Zrozumienia: 69%. Wskaźnik rotacji należności: 3. Kryteria kwalifikujące: RZS, F1, WKN:15. animator kultury, filozof


Dodaj komentarz anonimowo lub zaloguj się
 
Alchemy
Alchemy 18 kwietnia 2010, 10:43
"Informacje i otaczające je konteksty porządkujemy w głowie, na bazie struktur biologicznych."

Dlaczego struktur biologicznych? Z tego co mi wiadomo porządkowanie odbywa się nie na bazie struktur biologicznych (chyba, że masz na myśli procesy biochemiczne odpowiedzialne za kodowanie i dekodowanie informacji w mózgu), ale za pośrednictwem złożonych mechanizmów psychicznych odpowiedzialnych za kojarzenie poszczególnych faktów, grupowanie ich itd.


"Nie ma czegoś takiego, jak udana komunikacja. Komunikat nie ma wartości (bez odbiorcy jest pozbawiony sensu)."

Chłopie naczytałeś się książek o nlp czy co? Komunikat ma zawsze wartość nawet bez odbiorcy. Dlaczego? Ponieważ kiedy go wypowiadasz, obdarzasz go intencją, pewnym zamysłem i celem - nie można więc powiedzieć, ze nie ma wartości, bo nawet jeśli nie będzie odebrany przez drugiego człowieka (lub nie będzie przez niego zrozumiany), informacja zwrotna o tym fakcie wywrze na tobie szczególne wrażenie. Nikt chyba nie mówi czegoś po to, aby go nie usłyszano, prawda?
Poza tym, sam fakt uzewnętrznienia swoich odczuć, czy nawet chęć zdobycia jakiejś wiedzy jest aktem typowo psychicznym i naznaczonym emocjami. Jak się czujesz, kiedy pytasz człowieka na ulicy która godzina, MAJĄC NADZIEJĘ, że się dowiesz? Kiedy nie odpowiada, bo nie usłyszał, spieszył się na autobus (według ciebie komunikat w tym miejscu staje się bezwartościowy) czujesz się rozczarowany i zlekceważony, nawet jeśli nie do końca zdajesz sobie z tego sprawę.

Jest tu jeszcze kilka rażących smaczków, których nie będę prostował, bo to nie moja działka. Chciałbym ci tylko powiedzieć, że jeśli coś piszesz, to odwołuj się do konkretnych autorów i teorii, bo teraz nawet nie wiadomo, gdzie można szukać poprawnych definicji. Oczywiście zakładając, że to nie ty jesteś twórcą tej teoryjki, bo jeśli tak, to tym bardziej powinno się więcej od ciebie wymagać.

Pozdrawiam
nF
nF 18 kwietnia 2010, 14:25
Pisząc o strukturach biologicznych miałem na myśli biologię mózgu.

"Chłopie naczytałeś się książek o nlp czy co?" - bardzo proszę, nie spoufalaj się.

"Komunikat nie ma wartości (bez odbiorcy jest pozbawiony sensu)" - komunikat, sam w sobie, nie ma wartości (jest czystą informacją). Aby zaszła komunikacja, niezbędny jest nadawca i odbiorca. Z definicji nie ma czegoś takiego, jak komunikat pozbawiony odbiorcy.

"Jest tu jeszcze kilka rażących smaczków, których nie będę prostował, bo to nie moja działka". Podobają mi się rażące smaczki, które trzeba prostować :-)

Jestem autorem tej koncepcji. Ale nie wiem, dlaczego powinno się ode mnie więcej wymagać ani, właściwie, czego?
Strusiek 20 kwietnia 2010, 13:21
@ "Chłopie naczytałeś się książek o nlp czy co?" - bardzo proszę, nie spoufalaj się.

A odpowiedz mu?

@ "Komunikat nie ma wartości (bez odbiorcy jest pozbawiony sensu)" - komunikat, sam w sobie, nie ma wartości (jest czystą informacją). Aby zaszła komunikacja, niezbędny jest nadawca i odbiorca. Z definicji nie ma czegoś takiego, jak komunikat pozbawiony odbiorcy.

Oboje możecie mieć "jakąś" rację, odpowiednio zadając pytanie "Wartość ze względu na co?". Ale zgadzam się, najczęściej komunikat rozpatruje się względem powodzenia przekazania informacji.

@ "Jest tu jeszcze kilka rażących smaczków, których nie będę prostował, bo to nie moja działka".

To na cholerę zaczynasz ?

@ Jestem autorem tej koncepcji. Ale nie wiem, dlaczego powinno się ode mnie więcej wymagać ani, właściwie, czego?

Zdaje mi się, że to właśnie dlatego w ogólniakach uczy się pisania bibliografii i odnoszenia się do niej, żeby można było potem sprawdzić autora i nie zarzucać mu, że to na czym się opiera bierze on znikąd.
Jeżeli jesteś autorem nowej koncepcji, to tym bardziej powinieneś porobić do wszystkiego z czego czerpiesz odnośniki. Inaczej nie można Ci zaufać już na starcie. Dopiero potem można wnikać czy zrobiłeś z tego coś sensownego czy nie.
nF
nF 20 kwietnia 2010, 14:12
@Strusiek: Po kolei: 1. Nie, nie naczytałem się książek o NLP :-) 2. I ja rozpatruję komunikat w w kontekście jego skuteczności. Twierdzę tylko, że bez nadawcy i odbiorcy nie istnieje. Tak jak można grać w debla w pięć osób, ale nie jest to debel. To czysto logiczno-defenicyna kwestia. 3. Więc rozumiem, że miałbym porobić przypisy. To publicystyka (bliższa stylistyce z manifestem) a nie praca naukowa. BTW, w liceum było miło, bo można było powoływać się na autorytety i cytować je a potem nikt tego nie sprawdzał :-)
przysłano: 6 kwietnia 2010 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca