Film

Morderstwo bez kary, czyli „Zabiłem moją matkę”

Wspomnienia – to one mogą zburzyć cały nieład. Są istotnym elementem w życiu człowieka, ponieważ zawierają w sobie to, co dobre i nie pozwalają o tym zapomnieć.

 

Obsypany wieloma nagrodami film pt. Zabiłem moją matkę to osiągnięcie Xaviera Dolana. W wieku 17 lat napisał scenariusz, a w dwa lata później wyreżyserował go i wypuścił w świat. Jest to nie tylko opowieść o dojrzewaniu, lecz także o kłótniach z rodzicami, jakie z pewnością każdy nastolatek ma za sobą.


Głównym bohaterem jest szesnastoletni Hubert (Xavier Dolan), który po rozwodzie rodziców zamieszkał z matką. Z ojcem nie ma praktycznie żadnego kontaktu, a o matce Chantale (Anne Dorval) najchętniej by zapomniał. Ma on niezwykły talent artystyczny, którego matka niestety nie dostrzega, a który, o dziwo, zostaje zauważony przez nauczycielkę francuskiego, Julie (Suzanne Clement). Drażni go wszystko, co uczyni matka. Każdy jej gest, kiczowaty ubiór, czy nawet śmiech doprowadza Huberta do furii. Zawsze nadarzy się sytuacja, w której może pokazać, jak bardzo obrzydza go to, że ona żyje. Zazdrości swojemu chłopakowi Antoninowi (François Arnaud) matki, patrzy z zazdrością na to, jak wspólnie się wygłupiają i jaki mają dobry kontakt. Oczywiście stara się poprawić i pokazać, że może być dobrym dzieckiem i że wszystko można zmienić. Gotuje obiady, sprząta, robi wszystko, aby zostać zauważonym. Jednak Chantale nie widzi jego starań, a gdy się złości nie rozumie, o co chodzi synowi i próbuje wywołać w nim winę. Gdy dowiaduje się, że syn jest homoseksualistą jest rozczarowana. To nie tylko gniew, ale także poczucie straty własnego dziecka. Nie dając sobie rady z Hubertem i nieustającymi kłótniami, postanawia wysłać go do szkoły z internatem. Tam chłopak poznaje kolejne etapy dojrzewania. Doświadczenia z narkotykami, nowym partnerem i nietolerancją, zmuszają go do ucieczki w miejsce dzieciństwa. Jest to zarazem moment odizolowania się od całego świata, jak i zapanowania zgody pomiędzy dwiema ludzkimi jednostkami – matką i synem. Wspomnienia – to one mogą zburzyć cały nieład. Są istotnym elementem w życiu człowieka, ponieważ zawierają w sobie to, co dobre i nie pozwalają o tym zapomnieć. 


Jedyną osobą, która właściwie go rozumie jest Julie, ponieważ ona również od wielu lat nie może porozumieć się z własnym ojcem. Niewinny obiad przeradza się w silną wieź przyjaźni, która utrzymuje się przez cały pobyt Huberta poza miastem. To ona jako jedna z nielicznych odkrywa w nim artystę i stara się mu pomóc. Po dłuższej chwili zastanowienia postanawia odezwać się do ojca i zakopać topór wojenny. Widocznie obserwacja ucznia z boku, jego uczucia i emocje dają jej dużo do myślenia.


Młodzieńczy zapał młodego reżysera jest widoczny w scenach kłótni. Z jednej strony ich przesadna ilość, z drugiej zaś emocje jakie są w nich wywołane, ukazują realizm. Bardzo celny dobór muzyki i jej umiejscowienie nadaje filmowi nastrojowości. Oku nie umknie również żywy blask kolorów. To one niekiedy odzwierciedlają wydźwięk nadchodzącej sceny. Również tytuł jest abstrakcyjny, gdyż żadne morderstwo nie zostaje tu popełnione. Hubert sam uśmierca matkę, ale w głębi duszy nigdy by tego nie zrobił. W trudnych momentach ważne jest, aby obie strony współpracowały ze sobą, słuchały i starały się poprawić. Tego właśnie zabrakło bohaterom filmu, ale ich miłość nigdy nie ustała.

 

Monika Nejgebaum / Nisza filmowa

 


Zabiłem moją matkę

 

Scenariusz, reżyseria: XAVIER DOLAN

W rolach głównych: Anne Dorval (Chantale),

Xavier Dolan (Hubert)

Gatunek: Dramat

Produkcja: Kanada

Premiera: 14.01.2011 (Polska), 18.05.2009 (świat)

Zdjęcia: Stephanie Weber-Biron
Muzyka: Nicholas S.L’Herbier

Zdjęcia


Monika Nejgebaum

Monika Nejgebaum

34 Pruszków
3 artykuły 2 komentarze


Dodaj komentarz anonimowo lub zaloguj się
 
Justyna D. Barańska
Justyna D. Barańska 28 lutego 2011, 23:47
Trochę tu za dużo streszczenia filmu, a w zasadzie całego filmu. Ważniejsze byłoby skupienie się na poszczególnych problemach, sposobie kreacji bohaterów, zarysowania środowiska. Ale niemal wszyscy uczymy się tu pisania recenzji.

Jestem na świeżo z "Zabiłem...", bodajże jakieś dwa dni temu przyszło mi go obejrzeć. I po pierwsze powiedziałabym, że w porównaniu z "Wyśnionymi miłościami", które na nasz rynek trafiły jako pierwsze, a które były drugim filmem Dolana, to omawiany film mierzi. Można w nim zauważyć zaledwie zapowiedź umiejętności, pomysłowości i wykorzystanych chwytów w "Wyśnionych...".

Przypomina mi nieco dramaty Czechowa, w których w zasadzie nic się nie dzieje, bohaterzy określają się w dialogu, ale w dialogu pozornym, bo jakby każdy mówił swoje. Tutaj i Hubert, i matka skupieni są na sobie, raczej po cichu przeżywając swoją problematyczną relację, która zatraca się w krzyku, która poprzez kłótnie udaje mało ważną.

Scenę końcową z powrotem do miejsca dzieciństwa interpretuję nieco inaczej. Bo dla mnie to ciąg dalszy, kolejna próba uzdrowienia swojego życia, ale i przede wszystkim stosunków z matką, poprzez poszukiwanie przyczyny. Jako 5-latek nie miał z matką problemów, więc kiedy się zaczęły? Kiedy przestał z nią rozmawiać? No i jednocześnie to także próba ponownego startu - trzeba zacząć od miejsca bezpiecznego, kiedy świat nie wydawał się jeszcze takim wygłodniałym potworem - a jego głód przecież najbardziej uwidacznia się nocą.

Uh, to tak tytułem wstępu, bo jeszcze sobie całkiem filmu nie przemyślałam.
Paweł Kaczorowski
Paweł Kaczorowski 1 marca 2011, 01:21
No to jestem pod wrażeniem, Justyno. Nieoceniona.
Justyna D. Barańska
Justyna D. Barańska 1 marca 2011, 09:31
To nie ja jestem nieoceniona, tylko Dolan, obok którego nie da się przejść obojętnie. A najbardziej wkurza mnie w nim, że jest ode mnie młodszy! Jak nie znasz tych dwóch filmów, to zacznij od powyższego, a potem gwarantuję, że "Wyśnione..." zwalą cię z nóg.
Monika Nejgebaum
Monika Nejgebaum 1 marca 2011, 10:08
Dzięki za uwagi. Niestety nie miałam okazji zobaczyć "Wyśnionych miłości", ale z tego, co widzę to warto. :)
Paweł Kaczorowski
Paweł Kaczorowski 1 marca 2011, 14:33
Te dwa fragmenty bym zmienił

Pierwszy zawiera błąd frazeologiczny:
1. "...wywołać w nim winę" - winno być "wywołać w nim poczucie winy"

Drugi błąd logiczny:

2. "Hubert sam uśmierca matkę, ale w głębi duszy nigdy by tego nie zrobił." - [mogłoby być:] Hubert uśmierca matkę symbolicznie// "Hubert 'uśmierca matkę w sobie', w swojej duszy - w rzeczywistości jednak nigdy by tego nie zrobił". [coś w tym duchu]

Nie widziałem filmu, więc odniosę się tylko do tekstu: rzeczywiście za długie streszczenie, opowiadasz całą historię, to nieco szkodliwe... Za mało refleksji, za mało spostrzeżeń dotyczących formy, brak odniesień do innych dzieł kultury - np.Felliniego; no i w takim temacie aż się prosi przywołać Freuda, Junga...

Zacnie, że jest , ale musisz pracować.
przysłano: 19 września 2010 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca