Film

Rewolucyjne kino o zwyczajnej miłości. „Płynące wieżowce” w reż. Tomasza Wasilewskiego

To historia bez happy endu. Nikt w niej nie wygrywa, każdy będzie czuł niedosyt. W poincie triumfują kobiety, ale tylko dlatego, że udało im się postawić na swoim – mimo to obie pozostają nieszczęśliwe.

Film Tomasza Wasilewskiego  to piękny, gorzki obraz. Wywołał burzę komentarzy, szczególnie wśród tych widzów, którzy nie zamierzali go oglądać, oburzeni wyborem tematu. Unikam tu celowo pusto brzmiącego truizmu jak „kontrowersyjny”, bo musiałabym przychylić się wówczas do opinii, że Wasilewski stworzył film o homoseksualistach.

 

Tymczasem uważam Płynące wieżowce za ponury, do bólu prawdziwy i momentami bardzo mocny, wzruszający obraz o istocie miłości, trudnym dojrzewaniu i rozpaczliwych próbach  budowania ułudy szczęścia. To dzieło, które uruchamia poczucie niepewności, strachu, ale także spontanicznej radości. Całą paletę emocji przeżywają bowiem bohaterowie żyjący w miłosnym trójkącie, z którego żadne nie zamierza się wycofywać. Sylwia (Marta Nieradkiewicz), która z Kubą (Mateusz Banasiuk) jest w związku już od trzech lat, domyśla się, że chłopak  spędza noce z kimś innym. Tym trzecim jest poznany na przyjęciu Michał (Bartosz Gelner). Między dwoma młodymi mężczyznami bardzo powoli i subtelnie rodzi się mocne uczucie. Historia ich miłości przyciąga coraz bardziej z każdą kolejną sceną, budując napięcie w sposób nienachalny i wyważony. Zaczyna się od spojrzenia i krótkiej rozmowy, przechodząc w przedłużone spojrzenie i noc spędzoną w samochodzie na rozmowie, a kończy na silnym pożądaniu i decyzji o wspólnym życiu.

 

Widz, zanim dostrzeże w Kubie pierwiastek homoseksualisty, będzie musiał trochę pogłówkować. To umięśniony pływak, który lubi wypić i ucieszyć swoją dziewczynę oralnym stosunkiem, a jeśli trzeba potrafi użyć argumentu siły wobec osiedlowych żartownisiów.

To prowokacja zmyślnie poprowadzona przez reżysera – naciśnie na odcisk homofobom oczekującym szablonowej postaci homoseksualisty. Zniewieściałego i rozwiązłego. Bohaterowie Wieżowców są bowiem, jak na złość, wysportowani, dobrze wyglądający, uczuciowi. To ideały każdej kobiety.

 

Związek Kuby i Michała szczęśliwie wychodzi ze stereotypowych ram groteskowej miłostki na jedną noc, która zaczyna się przy barze, a kończy w dark roomie. To uczucie, które wymaga poświęceń i dużej determinacji, na którą obaj decydują się nie bez wyrzeczeń. Wasilewski zobrazował rozwijające się szczere uczucie, którego problemem nie jest płeć, ale bariera mentalna i strach przed rewolucją.

 

Niezrozumienie, brak akceptacji, trudność w postawieniu czoła własnej tożsamości – tak, jak Kuba długo próbuje pogodzić się ze swoją orientacją seksualną, tak ojciec Michała ignoruje pierwszą wiadomość o homoseksualizmie syna. To pierwsze wrażenie. Dopiero później przychodzi akceptacja, wyciszenie, głębszy oddech. Jest, jak jest. Z biologią nie da się walczyć.

 

Oporów, z jakimi Kuba próbuje dotrzeć do prawdy o swojej tożsamości, szukać należy w osobie jego toksycznej matki, lub też – jak zwykło się pół żartem mawiać – homosceptycznego otoczenia. Wyznaje miłość Michałowi, ale noce spędza z Sylwią. Tyle tylko, że poza seksem niewiele zdaje się już ich łączyć. Znacznie lepiej czuje się bowiem przy nowo poznanym mężczyźnie. Jego radość podczas spędzonego z Michałem popołudnia przy torach dosłownie wylewa się z ekranu. To jeden z najlepszych segmentów filmu, bo zamyka się w nim motywacja obu bohaterów do podjęcia walki o ich miłość. To w czystej postaci zdrowe, głębokie, wyzwalające uczucie.

 

Podobnie chętnie walczy jednak Sylwia, stawiając na szali z Kubą swoją godność i dumę. Ostatecznie, jak można tylko suponować, odwołuje się do przekonującego kłamstwa, w którym chętnie wspiera ją matka Kuby – bardzo silna, także toksyczna kobieta, wewnętrznie niezrealizowana. Jej życiowe niepowodzenia wpływają na relację z synem, który stanowi dla Ewy (frapująca Katarzyna Herman) namiastkę mężczyzny. Kuba mówi o niej jak o koleżance, masuje jej plecy podczas kąpieli, ostatecznie pozwalając jej na ostatnie słowo w debacie o jego życiu.

 

To historia bez happy endu. Nikt w niej nie wygrywa, każdy będzie czuł niedosyt. W poincie triumfują kobiety, ale tylko dlatego, że udało im się postawić na swoim – mimo to obie pozostają nieszczęśliwe.

 

Odważne, dosłowne sceny erotyczne opowiadają się za rewolucyjnością tego obrazu. Szybki seks bohaterów w bramie jest mocny i stanowczy – to stosunek dwóch prawdziwych facetów, bez emocjonalnego przesycenia. Nie ma w Wieżowcach żadnych barier nagości – z jego naturalistycznego ducha reżyser i aktorzy uczynili jednak niepodważalny atut.

 

To film, który podoba się ze względu na swoje rozedrganie – jest frapujący, nieco enigmatyczny, przy okazji obrazuje nerwowość w sposób zupełnie dosłowny, poprzez pocięty scenariusz, które pozostawia niedomówienia. Fabularne półsłówka – właściwie – półobrazy, pozostawiają słuszny niedosyt, który rekompensuje akcję prowadzoną w nierównym tempie. Ta bowiem ma swoje słabsze momenty, które niecierpliwego widza mogą znużyć. Zrównoważony stylistycznie rytmiczny montaż i bardzo odważne, mocne aktorstwo Banasiuka i Gelnera to kolejne atuty tej produkcji.

 

Bardzo żałuję, że w Polsce nie ma możliwości swobody – swobody myślenia, działania, kochania i życia. Żałuję, że taki film nie może zostać odebrany jako trudna historia miłości dwojga osób, którym otoczenie nie pozwala być razem, ale nie dlatego, że są gejami, pedałami, ciotami. Żałuję, że nie może być potraktowany jako całkiem niezły obraz zagubionej, dojrzewającej młodzieży, bez wytykania palcami kto z kim sypia i dlaczego to jest obrzydliwe. Ostatecznie żałuję i wstydzę się, że opinia publiczna konstatuje Płynące wieżowce krótkim „po co nam kolejny film o gejach?”. Czekam na to, aż „kolejny film o gejach” będzie po prostu kolejnym dobrym lub kolejnym słabym filmem, bez potrzeby uciekania się do homofobii i nienawiści przy jego komentowaniu.

 

 

 

© Karolina Obszyńska

 

 

 

Płynące wieżowce

Gatunek: dramat

Reżyseria i scenariusz: Tomasz Wasilewski

Produkcja: Polska

Obsada: Mateusz Banasiuk, Bartosz Gelner, Marta Nieradkiewicz, Katarzyna Herman.

Premiera: 22 listopada 2013 (Polska), 18 kwietnia 2012 (świat)

Karolina Obszyńska

Karolina Obszyńska

35 Wrocław
42 artykuły
Ministerstwo Teatru
Ministerstwo Kinematografii


Dodaj komentarz anonimowo lub zaloguj się
 
Joker 8 maja 2014, 21:15
Pedały powinno się palić!
dumdum
dumdum 30 sierpnia 2015, 19:50
bardziej trafiony tytuł o dwóch takich co lubili kakao
przysłano: 7 grudnia 2013 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca