Jestem komunistyczną babą!

Anna Balcerowska
Anna Balcerowska
Kategoria książka · 30 kwietnia 2010

Dan Lungu o nostalgii za minionym.

 

Wśród mieszkańców byłego już bloku wschodniego jeszcze dziś można spotkać takich, którzy otwarcie mówią, że przed '89 było lepiej. Była praca, mieszkanie, dofinansowanie do wczasów, a czasami to nawet coś do sklepów rzucili – głoszą piewcy dawnego porządku. Tych samych argumentów używa Emilia Apostoe, tytułowa komunistyczna baba z powieści Dana Lunga. W największym uproszczeniu można powiedzieć, że komunizm dał jej wszystko o czym marzyła. Potem nadszedł kapitalizm i to wszystko zabrał. Życie Emilii poznajemy przez monolog, który wygłasza. Czytelnik dowiaduje się, dlaczego mała Emilia tak bardzo chciała uciec z rodzinnej wsi, za co kochała swoją ciotkę Lukrecję i jakimi kryteriami kierowała się wybierając imię dla córki.

To bardzo ciepła, barwna i pełna humoru opowieść o minionej epoce w Rumunii. Nie ma w niej ani słowa o represjach, więźniach sumienia czy politycznych morderstwach. Nawet Nicolae Ceausescu nie taki straszny, a i służba bezpieczeństwa łaskawa. Wielki rumuński wódz ludu jawi się jako postać nieporadna i karykaturalna. Świetnie dobrane anegdoty czynią z niego niegroźnego, niedouczonego chłopca, którego trzeba prowadzić za rączkę. Zła strona reżimu ukazana została w bardzo łagodny sposób. Złożyły się na nią takie sytuacje jak konieczność dania łapówki nauczycielce, czy malowanie choinki, by była bardziej zielona i nie budziła zastrzeżeń partyjnych dygnitarzy. Obśmiana została również przyjaźń z bratnim narodem radzieckim, który za pięć wagonów pszenicy przysyłał jeden. I to by było tyle, jeśli chodzi o minusy poprzedniej epoki według Emilii. Lista plusów jest dużo dłuższa.

W przeddzień wyborów parlamentarnych do bohaterki dzwoni córka, która opuściła Rumunię gdy tylko nadarzyła się okazja. Kobiety rozmawiają na tematy polityczne. Emilia nie waha się krzyknąć: „Jestem komunistyczną babą!” i zdeklarować, że to właśnie na komunistów będzie głosować. Nie ma też problemów z argumentacją swojego stanowiska. Alice, choć bardzo się stara nie jest w stanie zrozumieć matki. W trakcie rozmów kobiety często podejmują problem przyszłości Rumunii. W ich dyskusjach wyraźnie widać znamiona konfliktu pokoleń, ścierania się młodego ze starym.

Narratorce nie można odmówić poczucia humoru i dystansu do samej siebie. Trzeba jednak zwrócić także uwagę na nostalgię i smutek, którym ta kobieta jest przepełniona. W nowym porządku Emilia nie widzi dla siebie miejsca, dlatego żyje tęsknotą za tym, co minęło. I wierzy, że to wróci. Dlatego nie spaliła swojej partyjnej legitymacji, bo może kiedyś się znowu przyda. Emilia jest uosobieniem wszystkich tych, których kapitalizm rozczarował. Pod magicznym słowem skryła się rzeczywistość, która z magią ma niewiele wspólnego. Wolny rynek okazał się zniewoleniem dla wszystkich tych, którzy stracili pracę. Co z tego, że nie brakuje towarów, skoro mało kogo na nie stać? Instytucja wolnych, demokratycznych wyborów wcale nie gwarantuje, że nie będzie korupcji i innych patologii na szczytach władzy. Polityk częściej kojarzy się złodziejem i krętaczem niż z mężem stanu i reprezentantem społeczeństwa. 20 lat to wystarczająco dużo czasu, by nauczyć się żyć w nowym porządku i pozbyć stereotypu homo sovieticusa. To jednak zbyt krótki czas, by pozbyć się własnych wspomnień. Zwłaszcza, jeśli są to te najlepsze wspomnienia albo wykreowane na najlepsze. Bo przecież każdy człowiek ma tendencję do gloryfikowania przeszłości. Postawa Emilii jest tego doskonałym przykładem.

„Jestem komunistyczną babą” to bardzo dobra próbka rumuńskiej literatury. Lekka i przyjemna książka na jeden wieczór.