Fragmenty publicystyczne napsują krwi każdemu, niezależnie czy jest liberałem, konserwatystą, czy istotą politycznie alergiczną.
Do Zgreda podchodziłem nieufnie i z dużą ostrożnością. Powód? Polityka podnosi mi ciśnienie do niebezpiecznie wysokiego poziomu.
Na szczęście Ziemkiewicz zaczyna delikatnie, pozwalając zaprzyjaźnić się z bohaterem – mężem, ojcem, dziennikarzem-publicystą –Rafalskim, ze względów zdrowotnych przebywającym chwilowo na urlopie, który postanawia „zapisywać to wszystko”. „To wszystko”, czyli co? No właśnie wszystko. Przebieg walki cukrzyka z chorobą, sceny z życia małżeńskiego i do tego trochę krytyki społeczno-politycznej.
Kronika rodzinna stanowi najprzyjemniejszą część powieści i pozwala odpocząć czytelnikowi (a chyba także autorowi) od czystej publicystyki, która szybko uderza z całą mocą i nie słabnie aż do końca. Zapiski dnia codziennego dają szansę zobaczyć w Zgredzie normalnego człowieka troszczącego się o rodzinę i starającego się jak najlepiej. Poznajemy także najbliższych Rafalskiego – jego drugą żonę i dwie córeczki (sceny z nimi w rolach głównych bezsprzecznie należą do najjaśniejszych w całej powieści). Z tych zapisków wyłania się filozofia życiowa bohatera. Prosta i banalna (?), ot na chłopski rozum – „trzeba orać”.
Tu jednak kończą się pozytywne emocje. Fragmenty publicystyczne napsują krwi każdemu, niezależnie czy jest liberałem, konserwatystą, czy istotą politycznie alergiczną. Pierwsi będą miotać przekleństwa pod adresem Ziemkiewicza, drudzy – kreowanej (właśnie tak – uszanujmy fikcyjność fabuły, nawet jeśli oparta jest na prawdziwych wydarzeniach) przez niego rzeczywistości. Najlżej będą mieli chyba ci ostatni, obserwując z w miarę bezpiecznej odległości gromy ciskane na wszystkie strony. Bo krytyce poddane zostały nie tylko obecna władza, absurdy polskiej administracji i służby zdrowia, elity intelektualne i kulturalne, ale także środowiska prawicowe i Kościół (te w odpowiednio mniejszym stopniu). A ostrze ironii Ziemkiewicza nie rdzewieje. Ostry, bezkompromisowy język, także bezkompromisowe i wyraziste poglądy, to przymioty, które można docenić u Ziemkiewicza – Rafalskiego. Nie ma tutaj taryfy ulgowej. Realia III RP zostały przedstawione w przytłaczających barwach. Pleniąca się korupcja i głupota, wszechobecne kliki i koterie, nepotyzm i układy na każdym poziomie życia politycznego. Społeczeństwo, które „ze wsi wyszło, ale do miasta jeszcze nie doszło” i tkwi gdzieś pomiędzy w dziwnym zawieszeniu. Do tego elity intelektualne starające się na siłę być jak najbardziej europejskie, walczące z polskim wieśniactwem i demonami patriotyzmu. Oto ziemkiewiczowska wizja polskiej rzeczywistości.
Ten, kto oczekuje po nowej powieści Ziemkiewicza mocnej krytyki z pewnością nie będzie rozczarowany. Jednak ci, co spodziewają się solidnych, konkretnych argumentów na jej poparcie mogą poczuć się zawiedzeni. Może to wynika z formy prywatnego dziennika, jaką autor nadał swojej powieści? Jednak największą wadą Zgreda jest to, że można przeczytać stosunkowo niewielki fragment, żeby mieć niezłe pojęcie o całości.
Zgred jest powieścią dobrą, ale niestety tylko dobrą. Spójna konstrukcja, kilka zgrabnych zdań i trafnych, choć nie odkrywczych myśli to jednak za mało żeby walczyć o status dzieła wybitnego. Ale przeczytać warto, choćby po to żeby zupełnie z autorem się nie zgodzić. Skłania do głębszej analizy świata (dla odmiany) rzeczywistego, a taki był chyba główny cel. Gorzej, że oddziałuje przede wszystkim na emocje.
Jarek Woźniak/ Tramwaj Literacki
Rafał Ziemkiewicz, Zgred
Wydawnictwo Zysk i S-ka, 2011
270 stron