Nie będę ukrywać, że największy zawód sprawił mi obraz społeczeństwa XIX-wiecznej Anglii. Austen przedstawiła tylko lekko prymitywne, plotkarskie grono mieszkańców małego miasteczka. Bohaterowie są zainteresowani tylko sobą nawzajem i ciekawymi rozrywkami, jak proszone obiady czy pikniki.
Emma to młoda, piękna, a zarazem dość zarozumiała dama. Cechuje ją nader wysokie mniemanie o sobie samej, przejawiające się między innymi w pogardzie i niechęci bohaterki do ludzi o niższym statusie materialnym i społecznym. Jako kobieta dobrze urodzona unika podobnego towarzystwa, a także stara się chronić od niego swych najbliższych. Mimo dwudziestu jeden lat, nie jest zainteresowana małżeństwem w odróżnieniu od rówieśniczek. W zamian za to jej głównym zajęciem staje się swatanie ludzi. Kieruje się przy tym głównie swoją kobiecą intuicją, która niestety (czy też może stety) częściej zawodzi niż przynosi zamierzone efekty. Emma chcąc jak najlepiej, doprowadza do smutku, cierpień i nieporozumień. Sama też, wdając się w wir swat, nie zauważa wcale rodzącego się w jej sercu uczucia ani tym bardziej tego, że jest ono odwzajemnione.
Emma jest pierwszą powieścią Jane Austen, z jaką miałam okazję obcować. Nie znając zatem stylu pisania autorki, nie miałam żadnych konkretnych oczekiwań odnośnie tejże książki. Niemniej jednak, jako że zdarzyło mi się spotkać z raczej pochlebnymi opiniami na jej temat, a także i przez wzgląd na fakt, że zaliczono ją do klasyki literatury, wzbudziła ona moją ciekawość. Byłam szczerze zainteresowana tym, co może mi dostarczyć i jakie wzbudzi we mnie emocje. Towarzyszyła mi też spora nadzieja, że na kartach powieści odnaję wciągającą historię, interesujący obraz ówczesnego środowiska społecznego, politycznego czy ekonomicznego Anglii, a także na pozór mało istotne, ale w gruncie rzeczy kluczowe wątki poboczne oraz parę innych drobnych elementów, które w moim mniemaniu składają się na dobrą powieść. Niestety, płonne okazały się być moje nadzieje, gdyż nie doszukałam się w tekście żadnego z powyższch, a zostałam tylko skutecznie zniechęcona do zapoznania się z innymi powieściami Jane w najbliższym czasie.
Nie ma sensu bawić się teraz w przebieranie w ładnym, wyszukanym słownictwie i najlepiej powiedzieć po prostu otwarcie, że Emma jest książką najzwyczajniej w świecie nudną, pozbawioną jakiegokolwiek polotu, a momentami nawet banalną. Począwszy od samej okładki, a na ostatniej kropce w tekście kończąc, powieść absolutnie niczym nie zaskakuje czytelnika, nie intryguje, nie wciąga, nie wzbudza żadnej ciekawości odnośnie tego, jak potoczą się losy bohaterów. Jest ponadto wręcz do bólu przewidywalna; wszystkiego, co wraz z biegiem akcji miało być z założenia zaskoczeniem i niespodzianką, można się domyślić już na samym początku wątku. Intencje bohaterów oraz relacje między nimi są tak oczywiste, że nie sposób ani przez chwilę uwierzyć w to, jak dla zmyłki kreauje je Austen. Nie ma żadnej przyjemnośći w czytaniu, kiedy na coraz to dalszych kartkach uświadamiamy sobie tylko to, że wszelkie nasze podejrzenia, które przyszly bez najmniejszego trudu, się sprawdzają. Emma nie wymaga od czytelnika za grosz kreatywnego myślenia ani pobudzenia wyobraźni czy odrobiny intelektualnego wysiłku. Jest bardzo prosta w swoim przekazie, a ta właśnie prostota sprawia największy trud. Czyta się ją jak za karę, a co za tym idzie czynność ta jest zwyczajnie męcząca i ciężko ukryć znudzenie już po pierwszych rozdziałach.
Nuda, jaka towarzyszyła mi podczas czytania tej powieści znajduje uzasadnienie nie tylko w prostocie i przewidywalności treści, ale także w jej jednowątkowości. Tak naprawdę wszystko obraca się wokół jednego tematu, od którego nie ma żadnej odskoczni. Wciąż jedno i to samo. Podobna konwencja znalazłaby zastosowanie w nieco krótszych tekstach, ale na pewno nie w przypadku książki, liczącej 500 stron. Historyjka wymyślona przez Austen została niepotrzebne rozciągnięta na tak dużą ich ilość, zwłaszcza, że ten zabieg nie nadaje akcji żadnego tempa, a raczej zmusza do wgłębiania się w treść w gruncie rzeczy mało istotną. Całość można by spokojnie zamknąć w maksymalnie 100 stronach i wtedy, całkiem możliwe, że Emma stałaby się miłą, lekką książką na chwilowe oderwanie od wysiłku, przy której można sobie po prostu odpocząć. A tak, niestety, Austen skazuje nas na mękę przy niepotrzebnie przedłużanym wątku, który mógłby już się spokojnie skończyć, bo i tak nie wprowadza sobią nic nowego ani tym bardziej ciekawego.
Akcja jest także przedłużana przez niepotrzebne monologi głównej bohaterki, ciągnące się przez całą stronę. Takie posunięcia są dobre i ciekawe, ale trzeba umieć je napisać. Autorka Emmy takiej umiejętności nie posiada. Fragmenty tekstu tego typu powinny przedstawiać wnętrze bohatera, ukazać go takim, jakim jest naprawdę, ze wszystkimi swoimi słabościami i lękami, tak, abyśmy mogli całkowicie go poznać, zrozumieć czy nawet zacząć z nim sympatyzować. Emma jednak w swoich rozmyślaniach powtarza w kilkunastu zdaniach jedno i to samo, a w dodatku to, co wcześniej wypowiadała na głos w rozmowie z innymi bohaterami. Jaki sens Austen widziała w powtarzaniu tych samych kwestii?
Nie będę ukrywać, że największy zawód sprawił mi obraz społeczeństwa XIX-wiecznej Anglii. Austen przedstawiła tylko lekko prymitywne, plotkarskie grono mieszkańców małego miasteczka. Bohaterowie są zainteresowani tylko sobą nawzajem i ciekawymi rozrywkami, jak proszone obiady czy pikniki. W dużej mierze cechują się sporym infantylizmem i na dłuższą metę irytują. Mężczyźni prowadzą nudne rozmowy, bardziej przejmując się tym czy się czasem nie zaziębią, siedząc przy otwartym oknie niż tym, co się wówczas działo w państwie. Ukazane jest wręcz życie sielankowe, bez żadnych zmartwień ani trosk, niczym nie zmącone. Przede wszystkim jednak, przekłamane.
Jane Austen wspomniała kiedyś, że pisząc Emmę, chciała stworzyć bohaterkę, którą tylko ona sama potrafiłaby obdarzyć sympatią. Rzeczywiście, wiele osób ma na jej temat dość negatywne zdanie. Dla mnie jednakże jest ona obojętna przez swoją bezbarwność, która jest nieodłączną cechą każdej innej postaci. Autorka próbowała nadać bohaterom różnych specyficznych i osobliwych cech, jak np. niepohamowane gadulstwo panny Bates czy hipochondryzm pana Woodhouse'a. Na próżno jednak, gdyż stali się oni przez to denerwujący i infantylni, zamiast ciekawi i interesujący. Jedyną bohaterką, która wzbudziła we mnie jakiekolwiek szczere uczucia była Jane Fairfax, ze względu na swoją prostotę i skromność, pod którą kryło się spore wykształcenie, umiejętności oraz wiele innych wartości. Ciężko było nie obdarzyć jej choć odrobiną cieplejszych uczuć.
Podsumowując, Emma to bardzo nieudany początek literackiej przygody z Jane Austen. Jest typowym, niczym nie zaskakującym i schematycznym romansidłem, dobrym dla mało wymagających kobiet, zafascynowanych sercowymi intrygami. Osobiście jednak nie polecam jej absolutnie nikomu, gdyż czytanie Emmy jest niczym więcej, jak po prostu stratą czasu. Na dzień dzisiejszy zakończę dalsze zapoznawanie się z romansami Jane Austen. Kiedyś, na pewno, dam im drugą szansę. Całkiem możliwe bowiem, że kolejne tytuły mile mnie zaskoczą, ale póki co, sprawdzenie tego nie stanowi dla mnie większego priorytetu i wolę jednak zadowolić się nieco inną, trochę bardziej wymagającą literaturą.