Śladami Steinbecka to reportaż z podróży dziennikarza i historyka, który współczesną Amerykę pragnie porównać z tą, którą w 1960r. obserwował i opisywał Steinbeck. Geert Mak dzieli się z czytelnikami anegdotami, które wyczytał w niepublikowanych listach i dokumentach stworzonych przez Steinbecka. I choć szczędzi na opowiadaniu własnych przygód, to chętnie dzieli się osobistymi przemyśleniami dotyczącymi bieżących problemów społeczno-ekonomicznych (rozlewanie się przedmieść, przemienianie się centrów handlowych w pustostany) i zestawia je z rozbudowanymi fragmentami opowiadającymi o historii Stanów Zjednoczonych.
Geert Mak przedstawia Steinebecka jako socjalistę, który w trosce o własną niezależność i – po trosze – z czystej ciekawości wyrusza w podróż po Ameryce lat sześćdziesiątych. Sympatia Steinbecka do socjalizmu, jak pisze Mak, przejawiała się głównie w jego sposobie widzenia rzeczywistości. Podobno w przeważającej części rozmów, które prowadził, nieustannie nawiązywał do tego jak omawiany problem wygląda z perspektywy robotnika zatrudnionego w fabryce. Mak wydaje się być przekonany, że Steinbeck wyruszył w podróż z tych samych względów, z których i on się podjął wyjazdu wgłąb Stanów. Obaj mieli być kierowani chęcią zweryfikowania przemian społeczno-ekonomicznych, jakie zaszły w Ameryce na przestrzeni lat. Sam Steinbeck był również niespokojnym duchem. Mimo choroby zapragnął wyrwać się spod opieki żony i odbyć prawdopodobnie swoją ostatnią prawdziwą męską podróż z Charleyem.
Ameryka, Kalifornia, lata '60. Charley to pies – pudel. A „męska” podróż to wycieczka samochodem po okrutnie długich i nudnych czteropasmowych autostradach Stanów Zjednoczonych, gdzie po przejechaniu więcej niż dwustu mil zaczynają boleć pośladki i trzeba zrobić przystanek na sen w samochodzie, zgrzewkę piwa i list do żony.
Wątki narracji z obu podróży przeplatają się nieustannie. A bywa też, że są one zarzucane na rzecz poczynienia jakiejś mniej lub bardziej wnikliwej obserwacji dotyczącej czasów współczesnych lub zamierzchłych. Mimo że zdanie: „Steinbeck wybrał tę trasę, więc i ja nią podążam” powraca jak bumerang, to właściwie i tak warto zadać sobie pytanie jaką rolę odgrywa Steinbeck w tym reportażu? Mam wrażenie, że został on wykorzystany jako figura, która spaja rozliczne przymyślenia na temat tego, czym były i czym są Stany Zjednoczone. Już sama forma tej ksiażki wskazuje, że jest to kraj sprzeczności, pełen wewnętrznych różnic. To nie jest logiczny zbiór wynikających z siebie treści. Jest to raczej pełen uroku i niekonsekwencji wywód o tym co stałe, a co zmienne w Ameryce.
Stałe są wartości. Mak wskazuje, że charakterystyczne dla Amerykanów gloryfikowanie wartości pracy i miłości do kraju ma swe źródło w wartościach purytańskich. To purytanie właśnie zwykli mawiać, że jeśli chce się żyć w zgodzie z Bogiem to powinno się osiąść na ziemi, która z trudem wydaje plon. Purytanie podkreślali, że jeśli odpowiednio ciężko się pracuje na roli, to ziemia powinna dostarczyć dokładnie tyle pożywienia, ile trzeba. A jako że sianie i zbieranie plonów jest procesem cyklicznym, to miłość do kraju może przejawiać się chociażby w obchodach dnia dziękczynienia.
Stałe jest również wśród Amerykanów przekonanie o własnej wyjątkowości. I ono ma swoje religijne uzasadnienie. Mak przywołuje tu postać Johna Winthrop’a, który nauczał, że Amerykanie będą dla świata niczym „miasto na wzgórzu”. W budowaniu więzi kulturotwórczych i międzyludzkich niebagatelne znaczenie, według Mak'a, ma mieć również współczesny kościół, który (jako wspólnota) angażuje parafian w prace społeczne, które w ich świadomości są zapewne aktem wiary a nie pracy na rzecz budowania społeczeństwa obywatelskiego.
Samochód jako symbol statusu społecznego to równie niebagatelna i stała w czasie kwestia. Miłość do motoryzacji przejawiała wśród Amerykanów przez wiele dziesięcioleci dzięki istnieniu zakładów General Motors. Jest to jeden z nielicznych przykładów, w którym do momentu bankructwa i rozwiązania firmy pracownicy mogli cieszyć się posiadaniem ubezpieczenia i pensji, która umożliwiała utrzymanie rodziny przy dochodach tylko jednego z partnerów. Amerykanie odznaczają się niesłabnącą miłością do marki Chevrolet („See the USA in your Chevrolet”. Zwiedzaj USA swoim Chevroletem – jak głosiło dawne hasło reklamowe). W opozycji do zmieniających się modeli Chevroletów i średnioklasowych aspiracji uderza niezwykła popularność kamperów, czyli domów na kółkach (samochodów przypominających przyczepy kampingowe). Jak wspomina Mak, w każdym mieście najbiedniejszą dzielnicę tworzą rzędy zaparkowanych kamperów. Posiadanie kampera i sypianie w przygotowanych dla nich zajazdach w wielu przypadkach jest przedsionkiem do bezdomności, choć z daleka wygląda na turystyczną wycieczkę.
To co zmienne, to chociażby głośne w ostatnim czasie Ditroit. Dziś miasto-bankrut. Kiedyś „małe Chicago” – pełne fabryk, ale zielone, z dużą liczbą mieszkańców (w tym imigrantów), parków i szkół. Gospodarka oparta na jednym produkcie – przemyśle samochodowym i jego automatyzacja przyczyniły się do ogromnego odpływu ludzi z miasta. Inny los spotkał stan Kalifornia. Od lat dwudziestych Kalifornia zmagała się z niedostatkiem wody na suchym i gorącym południu oraz jej dostatkiem na wilgotnej i chłodniejszej północy. Napięcia między mieszkańcami przejawiały się we wszystkim. Sposób bycia południowców i mieszkańców północy różnił się tak, jak styl życia Włochów i Duńczyków. Przez długi czas cztery piąte zapasów wody zużywało południe – głównie na rolnictwo. Kalifornia balansowała na granicy bankructwa. Wielu Amerykanów korzystało tam z możliwości blokowania przepisów podatkowych. Jak podkreśla Mak – Amerykanie nie mają w zwyczaju myśleć o podatkach jak o źródle, z którego finansowane mogą być instytucje publiczne. Po drugiej wojnie światowej Kalifornia stała się jednym z najbogatszych stanów Ameryki. Rozwinął się przemysł filmowy, rolnictwo, szkolnictwo podstawowe i wyższe. Kalifornia stała się dla Amerykanów mitycznym finałem Wielkiej migracji – wędrówki w poszukiwaniu raju na Dalekim Zachodzie.
W całej książce pojawia się jeden znamienny fragment, w którym Mak odnosi się do sytuacji kobiet i dzieci . Zauważa, że po etapie początków XXw., gdy kobiety zyskały szansę na dobre wykształcenie i pracę, przyszły lata pięćdziesiąte wraz z przemyśleniami pedagoga Benjamina Spocka, któremu (dzięki książce Dziecko, pielęgnacja i wychowanie. Poradnik dla nowoczesnych rodziców) udało się na powrót jeszcze bardziej wepchnąć kobiety w rolę gospodyń domowych. Spock zapoczątkował trwający do dziś trend w wychowaniu dzieci na małych geniuszy – wypielęgnowanych zdobywców najlepszego wykształcenia o szerokich zainteresowaniach i cudownych talentach. Informacja o dorobku naukowym Spocka i znaczeniu Mistyki kobiecości Betty Friedan dla ruchów feministycznych i reszty społeczeństwa to zaledwie dwie znaczące wzmianki na temat sytuacji kobiet w reportażu liczącym prawie sześćset stron.
Trzeba przyznać, że Śladami Steinbecka to niezwykle androcentryczny obraz Ameryki. Geert Mak pisze ją z męskiej perspektywy władcy szos, odwołując się nieustannie do – silącej się na jeszcze bardziej męską – opowieści o podróży przez Stany Zjednoczone kolejnego mężczyzny – Steinbecka. Obie relacje przerywane są anegdotami i historiami opowiadanymi „z męskiego punktu widzenia”. Gdy pojawia się w tej książce polityka, to jest to polityka Nixona, Roosvelta, Obamy. Jeśli pojawi się próba charakterystyki grup społecznych, to będzie to opis mężczyzn napotkanych w trasie. Kobietom pozostaje pozazdrościć udanej wycieczki.
Geert Mak, Śladami Steinbecka,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2014