Literatura

Czym „Dziewięćdziesiąte” Shutego są, a czym nie są

„Przez całe dziewięćdziesiąte szukałem sensu życia. Co gorsza, znajdowałem go niemal za każdym rogiem”, wyznaje z rozbrajającą autoironią narrator Dziewięćdziesiątych, któremu przyszło dorastać w epoce joysticków i kreszowych dresów. Lekko nie było, bo po pomarańcze trzeba było stać w warzywniaku trzy godziny (serio?), telewizory wybuchały a gry komputerowe wczytywało się przez magnetofon. W dodatku nie zawsze udawało się pograć, bo brat był większy i miał kolegów. Ale za to było kolorowo, tandetnie i radośnie, piło się tanie wino i paliło trawę (początkowo taką z łąki, wskutek niedoinformowania), na bazarach sprzedawali kasety wideo, dżinsy i śrubokręty, a w telewizji królował Miś Uszatek. No i był Jarocin.

 

I o tym, mniej więcej, jest najnowsza książka Sławomira Shutego.

 

Bohater-narrator Dziewięćdziesiątych jest dokładnie taki, jakiego spodziewałam się po przeczytaniu blurbu: młody, gniewny, zbuntowany, pije, zażywa i się wyraża. W poszukiwaniu wrażeń podróżuje po Rosji i Ukrainie, pielgrzymuje do Częstochowy albo zaszywa się w Beskidzie Niskim. Raz chce zostać fotografem, kiedy indziej zaś księdzem albo żołnierzem, jednocześnie po cichu pielęgnując wiarę w to, że kiedyś, w bliżej nieokreślonej przyszłości, zostanie wielkim pisarzem i odmieni oblicze literatury. Niestety, życie konsekwentnie pozbawia go złudzeń, a doświadczenia, które w założeniu miały wzbogacać duchowo wschodzącą gwiazdę polskiej prozy, stają się źródłem nieustających upokorzeń: „Wojsko, które miało zrobić ze mnie mężczyznę, a przy okazji przynieść temat na książkę, skończyło się chorobą alkoholową (…). Miałem nadzieję palnąć nowelkę z perspektywy twardziela, nonszalanckiego straceńca, który wali wódę i włóczy się po burdelach, taka uwspółcześniona wczesnokapitalistyczna wersja Hłasko-Stachury. Tymczasem przygoda w burdelu nadawała się raczej na smutną opowieść o uwiądzie młodzieńczym”.

 

Ironiczny autoportret pisarza, budowany z dużym dystansem i humorem jest chyba największą zaletą tej książki. Tytułowe lata dziewięćdziesiąte to jedynie tło: opisane wydarzenia mogłyby równie dobrze przytrafić się w jakimkolwiek innym czasie i miejscu, jakiemukolwiek innemu młodemu literackiemu wannabe. Dlatego jako obraz czasów Dziewięćdziesiąte nieco rozczarowują, nie spełniają nawet własnej obietnicy ze wstępu, w którym autor tak ładnie wspomina epokę, o której ma być mowa: „zmaterializowany karnawał, chwilowa inkarnacja chaosu, zawieszenie porządków, czas, w którym wszystko mogło się wydarzyć. Po latach spędzonych w kazamatach realnego socjalizmu nadeszła długo oczekiwana odwilż. Wysoka fala rozerwała tamy i do kraju napłynęła struga świeżej krwi z bogatego, acz zepsutego Zachodu”. Trochę szkoda, że tak smakowita, mięsista zapowiedź rozmywa się w zupie narkotycznych tripów, niekończących się imprez i bezcelowych wędrówek po mieście.

 

Krytycy, jak wiemy, grzmią nie od wczoraj, że Polsce post-transformacji nie zdarzają się już powieści wielkie, skrzętnie oddające realia czasów i specyfikę stosunków społecznych. Że brak nam sumień narodu na miarę Żeromskiego i dlatego nie mamy nowego Przedwiośnia, choć czasy przecież równie ciekawe. No i cóż – Dziewięćdziesiąte nowym Przedwiośniem również nie zostaną. Nie jest to książka doniosła ani odkrywcza, nie podsumowuje – mimo zapowiedzi na okładce – „tamtych szalonych, ważnych dla kraju czasów”, nie odmieni oblicza współczesnej literatury. Ot, zbiór przyjemnych, lekko napisanych opowiastek, z kilkoma nużącymi narkotyczno-pijackimi dłużyznami.

 

Nie dorastając do własnych zapowiedzi, najnowsza książka Shutego broni się przecież lekkością i kpiącym samokrytycyzmem, co w efekcie daje nam lekturę dość zabawną i na ogół przyjemną w odbiorze. Wypadałoby jednak sprecyzować czym Dziewięćdziesiąte raczej są (zbiór autobiograficznych opowiadań? historia burzliwego dorastania?), a czym zdecydowanie nie są (syntezą epoki).

 

Uniknęlibyśmy tym prostym sposobem nikomu niepotrzebnych rozczarowań.

 

 

 

Dziewięćdziesiąte, Sławomir Shuty

Korporacja Ha!art, Kraków 2013

Stron 192, okładka miękka.

Dominika Ciechanowicz

Dominika Ciechanowicz

42 Zielona Góra
350 artykułów 39 tekstów 2799 komentarzy
Współpraca
Zasłużeni dla serwisu


Dodaj komentarz anonimowo lub zaloguj się
 
przysłano: 25 maja 2014 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca