Muzyka klasyczna 18+. „Maestro” Marcina Kąckiego

Aneta Ilnicka
Aneta Ilnicka
Kategoria książka · 27 lipca 2014

Marcin Kącki na czwartej stronie okładki zapewnia czytelników o tym, że jego książka pokazuje jak po doświadczeniach totalitaryzmów zło odradza się w tzw. "normalnym świecie". Za przykład tego piekła dnia codziennego służyć ma chór Polskie Słowiki, którego dorastający śpiewacy byli molestowani przez co najmniej dwa pokolenia dyrygentów.

Czy struktura chóru faktycznie oddaje nam realia świata, który bliscy jesteśmy określić jako „normalny”? Za normalne" zwykliśmy przecież uznawać standardy wyznaczane przez świat Zachodu. Nawet na przekór propagandzie PRL w świadomości Polaków to i tak Zachód stanowił wzór tego, co „normalne”, a więc: demokratyczne, wolne i samostanowiące o sobie wybory. Organizacja najpopularniejszego od wielu dekad chóru nie spełniała tych standardów. Jego uczestnicy otrzymali wychowanie, które w niczym nie przypominało cieplarnianych warunków. Ten chór, podobnie z resztą jak wiele innych, był organizacją hierarchiczną, niekoedukacyjną, wsobną, hermetyczną, wymagającą wysiłku, który można uznać za pełnowymiarową pracę dzieci.

 

W przeciwieństwie do tego co napisał Kącki, mikroświat Polskich Słowików może służyć raczej jako przykład zła odrodzonego w warunkach przypominających totalitarny reżim niż „normalny świat”. Podstawą dla istnienia chóru są bowiem osoba autorytarnego dyrygenta, uległość chórzystów i dyscyplina. W tej organizacji trudno o demokrację, trudno o zachowanie równowagi pomiędzy obowiązkami chórzysty a dzieciństwem. Osiągnięcie wykształcenia muzycznego jest już niezwykle absorbujące, a co dopiero rozwój międzynarodowej kariery.

 

Kanwą tego reportażu są rozmowy ze schorowanym Wojciechem Kroloppem, oskarżonym za dopuszczenie się aktów pedofilii na swoich podopiecznych - chórzystach. Krolopp na łożu śmierci opowiada o swoim dzieciństwie i karierze, jaką zrobił dzięki Polskim Słowikom. Wiele możemy też dowiedzieć się od jego otoczenia. O konformistycznej ciotce, o dalekiej rodzinie, która w listach przewidywała homoseksualne skłonności Kroloppa, o rodzicach dzieci, którzy liczyli się z ryzykiem molestowania, a mimo to posyłali dzieci do chóru w nadziei na otrzymanie wysokiej pensji za występy chóru.

 

Krolopp nie był jednak pierwszym dyrygentem, który przyczynił się do złej sławy Polskich Słowików. Zgodnie z hierarchią, zaczynał swą karierę w chórze od lat dziecięcych. Jako chłopiec o wyjątkowo czystej i delikatnej barwie głosu trafił pod opiekę ówczesnego dyrygenta Polskich Słowików, Jerzego Kurczewskiego. Z jego relacji wynika, że Kurczewski musiał być dla niego kimś wyjątkowym. Zwłaszcza, że Krolopp nie był wychowywany przez rodziców, a jedynie przez ciotkę, której stosunek do niego był ambiwalentny. Z jednej strony często czytamy, że był jej oczkiem w głowie, a z drugiej wydawała się być dość oschłą i wycofaną z życia rodzinnego osobą.

 

Według Kąckiego Kurczewski obdarzył Kroloppa „wyjątkowymi względami”. Autor opisuje tę relację tak, jakby wielki mentor upodobał sobie Kroloppa, co dla młodego chłopca wychowującego się bez ojca musiało być pochlebiające, więc i zostało odwzajemnione. W rzeczywistości dyrygent nadużył swojej władzy wobec swego podopiecznego i nakłonił go do czynności seksualnych. Kącki jednak, nie wiedzieć czemu, ujmuje ich relacje w słowach znacznie bardziej delikatnych. Używając eufemizmów mówi nam, że Wojciech Krolopp molestował i/ponieważ (sic?!) sam był molestowany. Co więcej, Kącki sugeruje, że Kroloppowi mogło spodobać się bycie ofiarą pedofilii, gdyż lubił sypiać w jednym łóżku z dyrygentem, garnął się do niego, a nawet sam wychodził z inicjatywą w kontaktach intymnych.

 

Dla przeciwwagi, pedofilskie skłonności dorosłego już Kroloppa Kącki opisuje bardziej jednoznacznie. Nie znajduje dla niego już tak łagodnych słów, choć zdarza mu się znaleźć okoliczności łagodzące, co czyni ten reportaż nieco bardziej wielowymiarowym, niż moglibyśmy się tego spodziewać. Wydaje się jednak, że Kącki stosuje podwójne standardy w ocenie pedofilii. Z jednej strony mamy Kurczewskiego – członka Partii, socjalistę, alkoholika, a jakby przy okazji pedofila, co czyni go znacznie mniej groźnym od jego młodszego następcy. Z drugiej strony ukazany jest Krolopp – przede wszystkim pedofil, homoseksualista i bon vivant. Psychologiczny rys tych postaci przypomina trochę grę w złego i dobrego policjanta.

 

W opozycji do nich jawi się jedyna znacząca dla przedstawionej historii postać kobieca. Po autorytarnych rządach Kroloppa na jego stanowisko powołano dyrygentkę. W całym reportażu to głównie ona odkrywa karty i otwarcie mówi, jak bardzo hierarchiczne i hermetyczne są organizacje chórów. Co dziwne, mimo dostrzeżenia faktu, że mało jest kobiet na kierowniczych stanowiskach, nadal pozwala sobie na dowartościowywanie męskiego wkładu w twórczość muzyczną. Zaznacza, że temu chórowi, jak i zapewne wielu innym, brakowało kobiecej wrażliwości, matczynej troskliwości, ale chwilę potem zdaje się rozwodzić nad tym, jak szalenie niedoścignionym dla każdej dziewczynki jest czysty głos umuzykalnionego chłopca przed mutacją. Pojawia się nawet relacja jednego mężczyzn, który już po ujawnieniu problemu pedofilii w Polskich Słowikach przyznaje, że słuchając tych chłopięcych głosów poczuł podniecenie. Zamykanie dróg kariery kobietom przez inne kobiety może stać się również drogą upadku dla męskich karierowiczów.

 

Warto zaznaczyć, że Kącki dołożył jednak starań do tego, by czytelnik nie widział w pedofilach jedynie opraców. Prócz ogromnej liczby dziecięcych ofiar, Krolopp i Kurczewski padli również ofiarą samych siebie, ofiarą własnej skomplikowanej natury, ale przede wszystkim są ofiarami ówczesnego systemu, który do lat dziewięćdziesiątych nie dostrzegał takich problemów, jak pedofilia czy alkoholizm. Oba zjawiska, zdaniem rządzących, stanowiły problem Zachodu, ale nie nasz. Pewnie dzięki mechanizmowi szczelenego zamykania oczu udawało się przez tyle lat utrzymywać milczenie w sprawie Polskich Słowików.

 

 

 

Marcin Kącki, Maestro

Biblioteka Gazety WyborczejAgora , Listopad 2013

okładka twarda, 320 stron