Literatura

Recenzja książki Szczepana Twardocha "Król"

 

          To był mój pierwszy kontakt, z twórczością tego urodzonego w Żernicy autora. To był też mój pierwszy kontakt z książką „nie akademicką” od dłuższego czasu. Zachęcony pozytywnymi recenzjami, a także mając w pamięci poprzednie utwory Twardocha (Morfina, za którą otrzymał Nagrodę Literacką „Nike” w 2013), z wielkim zainteresowaniem zagłębiłem się w lekturę. Liczyłem na historię wartką, z wieloma emocjonującymi akcjami, intrygującą i tajemniczą fabułą, oraz nieoczywistym zakończeniem. Wraz z odczytaniem ostatniego słowa, poczułem satysfakcję. Nie zawiodłem się.
          Warszawa. 1937 rok, ostatnie chwile wytchnienia przed nadciągającą wojną i upadkiem II Rzeczpospolitej. Nikt jeszcze nie zdaję sobie sprawy z ogromu strat a także zmian, które przyniesie czwarta dekada XX wieku. My tymczasem uczestniczymy w meczu bokserskim pomiędzy drużyną polską i żydowską. Chociaż laur zwycięstwa przypada drużynie pod znakiem białego orła, cała uwaga tłumów skupiona jest na kimś zupełnie innym. Przystojnym, męskim, odważnym pozbawionym jakichkolwiek kompleksów żydzie – Jakubie Szapiro. To właśnie jego losy, będzie dane nam poznać dzięki jednemu z obserwatorów tamtego wydarzenia. Opowie nam on nie tylko o samozwańczym królu Warszawy, ale także o ciemnej stronie tego miasta. Pełnej mordów, gwałtów i spisków, gdzie ludzka tragedia wchodzi w skład dziennego porządku. Zainspirowany historią Organizacji Bojowej PPS z Łukaszem Siemiątkowskim aka Tatą Tasiemką, oraz Józefem Łokietkiem na czele – Szczepan Twardoch odsłania kulisy działania warszawskiego gangu posługując się nie tylko fikcją literacką, ale w zdecydowanej większości, prawdziwymi zdarzeniami.
          Bardzo trudno o nudę podczas czytania Króla. Autor nie zostawia jej zbyt dużo miejsca, w którym mogłaby się pielęgnować i rozrastać. Gdyby jednak spróbowała, w mgnieniu oka zostałaby rozstrzelana, rozszarpana, zakopana w gliniankach, lub wrzucona do Wisły. Bowiem w książce Twardocha wciąż ciągle się coś dzieje, Szapiro podróżując swoim Buickiem, ma ręce pełne roboty. A to musi kogoś zamordować, a to uratować komuś życie, stawić czoło wrogiemu mu mężczyźnie, spotkać się w nieco innym celu z zainteresowaną nim kobietą. Jest to również opowieść niezwykle angażująca. Autentycznie zżyłem się z jej bohaterami, martwiłem się o ich los, o to czy uda im się znaleźć odpowiednie wyjście z krytycznej sytuacji, których przecież na tych ponad 400 stronach – zdecydowanie nie brakuje. Twardoch pokazuje prawdziwe życie, bez zbędnego roztkliwiania się, uwidacznia prawdę o ludziach, prawdę o nas samych.
          W jego książce każdy człowiek został naznaczony przez zło w najróżniejszym wydaniu. Jeden stracił rodzinę, drugi walczył w wojnach, trzeci musi uporać się z wewnętrznym (a także zewnętrznym) diabłem. Kobiety skazane są na przemoc, prostytucję, muszą znosić zachcianki
mężów, ich przemoc i niewierność bez najmniejszego sprzeciwu. Jednak przede wszystkim jest to lekcja o polskim antysemityzmie, bądź też żydowskim antypolonizmie. Twardoch eksperymentuje. Eksperymentuje na żywym organizmie raz po raz, pokazując to, co jest w nim najgorsze i najokrutniejsze. Można odnieść nawet wrażenie, że pojęcie „dobro” w Królu nie funkcjonuje. Kiełkujące, niczym po bokserskim ciosie zostaje powalone, upodlone, dopasowane do panujących w 1937 roku realiów. Wszystko to zostało pokazane przez Twardocha w bardzo umiejętny i jak na brutalność opisywanych zdarzeń – niezwykle subtelny sposób. Zgrabnie przechodzimy od jednego mordobicia w drugie, z jednego gwałtu do morderstwa, dane jest nam nawet zobaczyć od środka funkcjonowanie obozu koncentracyjnego w Berezie Kartuskiej. Bez chwili wytchnienia, tak jakby najgorszym, co mogło się przydarzyć był brak działania. To by nawiasem mówiąc pasowało, biorąc pod uwagę styl życia Jakuba Szapiro.
Twardoch dużą uwagę przykuł również do warstwy językowej. Sposób mówienia bohaterów Króla faktycznie przypomina ten z początków XX wieku, a wstawki z jidysz dodatkowo kształtują klimat przedwojennej Warszawy. Warszawy, która okazuje się być piekłem na ziemi, a przecież to dopiero początek. Wszystko, co najgorsze ma przyjść dopiero dwa lata później, we wrześniu 1939 roku.
          Utwór Szczepana Twardocha jest dopracowany i nietuzinkowy, wypełniony po brzegi akcją przyspieszającą bicie serca. Serca raz po raz złamanego nieszczęśliwą miłością, bądź uradowanego gorącymi romansami. Wszystko to przeczytane przeze mnie jednym tchem. To był mój pierwszy kontakt z twórczością tego autora. Król nie pozostawił mi nic, poza pewnością, że nie był to kontakt ostatni.

 


Dodaj komentarz anonimowo lub zaloguj się
 
przysłano: 9 czerwca 2018 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca