Wywrota

Gross na paryskim bruku

Każdy pamięta doskonale powiedzenie zasłyszane w szkolnej ławce; ideał sięgnął bruku. Cytat z jednego z wierszy Norwida określa z grubsza sytuację kultury, która raz po raz rozbija się z hukiem o brukowaną ulicę. Spadając pod nogi przechodniów wcale nie realizuje jakiegoś romantycznego mitu, zgodnie z którym ideał zaczyna interesować przeciętnego odbiorcę. Wręcz przeciwnie. Kultura, która upada na ziemię zwykle w oczach ogółu jest mało warta.

 

A jednak zadaje temu zjawisku kłam najnowsza książka Jana Tomasza Grossa, którą przeczytał i poznał na pewno przeciętny polski czytelnik. Jak inaczej tłumaczyć sobie zainteresowanie książką, która na co dzień wciąż znajduje się jeszcze na pierwszych pozycjach listy najlepiej sprzedających się książek w Empiku. Kolporter ten wylansował swego czasu modę na zjadanie kultury i bywanie w swoich salonach, salonach dodam znanych doskonale czasom PRL-u. Czy książki przez niego kolportowane w jakikolwiek większy sposób dotykają lub bulwersują Polaków?

 

Gross robi karierę w patologiczny i paradoksalny sposób. To znaczy pojawia się na ustach Polaków, ale nie w oficjalnym obiegu. Sprawdza się w jego przypadku metoda marketingu szeptanego, która w krótkim czasie pozwala podwoić zyski. Czy książka Grossa zaistniała w przestrzeni medialnej w Polsce? Poza dyżurną "Gazetą Wyborczą" i większymi tygodnikami nikt o Grossie nie napisał. Z drugiej strony barykady (jak zwykle przewidywalnie) stanęli słuchacze i słuchaczki Radia Marii. Z dialogu publicznego nic dobrego nie wynikło, rozmawiający bowiem nie usłyszeli własnych argumentów. Z braku dobrego zdrowia czy wkurzenia Gross opuścił niespodziewanie Polskę, żeby dziś promować książkę we Francji.

 

Wiadomo, że jej stolica przeżywała najazdy niejednoznacznych artystów, magików oraz profetów różnej maści. Co ciekawe przez całe wieki potrafiła wykorzystać niezwykły miks, jaki otrzymywała od cudzoziemców. Dziś już wiadomo, że Paryż jest klasycznym bibelotem, zakurzonym nieco i zapomnianym, ale nadal dość energetycznym. Właśnie w tym mieście, w Muzeum Shoah, Gross rozmawiał o kondycji moralnej Polaków.

 

Stare argumenty o upadku moralnym Polaków, którzy bali się powracających po swoje mienie Żydów, znalazły nowe wcielenie. Okazuje się bowiem, że antysemityzm sprawdzał się równie doskonale w Stanach Zjednoczonych oraz innych - poza Polską - krajach Europy. Gross twierdzi, że działo się to z tych samych powodów, co w Polsce. Ludzie nie chcieli oddać skradzionych w czasie wojny przedmiotów powracającym do domu Żydom.

 

Nawet najbardziej oczytanych w historii świata po drugiej wojnie światowej szokuje to stwierdzenie: "Zaraz po wojnie na uniwersytecie w Princeton, którego jestem wykładowcą, Żydzi nie mieli prawa studiować. W tamtym czasie Hannah Arendt była zaszokowana społeczną przepaścią dzielącą amerykańskich Żydów od innych obywateli amerykańskich" - twierdzi Gross.

Według autora "Strachu" społeczeństwo polskie dziś przeszło doskonale lekcje patriotyzmu. Na spotkaniach z dziennikarzami przyznał, że jego książka w Polsce zrobiła duże wrażenie szczególnie na młodych czytelnikach, którzy nie zostali jeszcze zmanipulowani przez polityczną nagonkę. To właśnie ich świeże spojrzenie może stanowić solidny most między przeszłością a przyszłością. Zwłaszcza w epoce, w której zabraknie bezpośrednich świadków.

 

Książka Grossa wypełnia szczególną dziurę w polskiej myśli historycznej. Okazuje się bowiem, że większość książek historycznych w Polsce pisana jest z "obiektywnej" perspektywy, choć od dawna wiadomo już, że żadna pozycja nie może zostać napisana w sposób obiektywny. Styl Grossa uznano w Polsce za przesadnie osobisty; we Francji i w Stanach Zjednoczonych tymczasem jego książka przyjęta została jako wypowiedź kolejnego historyka. Styl zachodni pisania o historii jest bardzo zaangażowany i stronniczy. Wiedzą o tym doskonale media oraz studiujący historię.

 

Czy książka Grossa otworzyła społeczną debatę w naszym kraju? Wydaje się, że na tle oficjalnych głosów płynących z potężnych mediów i Radia Marii, subtelny głos młodych czytelników gdzieś się zagubił. A to właśnie oni mogą po raz pierwszy spojrzeć na stosunki polsko - żydowskie oczami Edgara Kereta, który w Izraelu robi zawrotną karierę i znany jest ze swojego inteligentnego, przewrotnego, ale zdroworozsądkowego spojrzenia na historię. - Siedzę w Izraelu, bo to mój kraj, ale siedzę w nim nie tylko dlatego. Siedzę w nim - mówi Keter w jednym z wywiadów - bo tylko tu nikt mi nie powie; zamknij się ty głupi Żydzie. Czy ironiczna optyka pisarza młodego pokolenia, wraz z pełnym emocji głosem Grossa, opowie interesującą historię młodym ludziom w Polsce? Oby.

Agnieszka Kłos

Agnieszka Kłos

24
52 artykuły 3 teksty 17 komentarzy
Dziennikarka, krytyk sztuki, performerka. Wykłada fotografię prasową i dziennikarstwo internetowe na wyższej uczelni. Wiceprezes Stowarzyszenia Artystycznego Rita Baum. Agnieszka Kłos - znana jako agniusza. Stypendystka Ministra Kultury na warsztatach…
Zasłużeni dla serwisu


Dodaj komentarz anonimowo lub zaloguj się
 
Jarek 6 kwietnia 2008, 15:13
A czy nikt nie dostrzega, że Żydzi starają się zarobić na ich zagładzie? Ludzie, którzy przeżyli wojnę dziś umierają w ubóstwie, bo stracili cały majątek, którego potem nie odzyskali (o czym ciągle słyszymy), ale także dlatego, że nie otrzymali żadnej rekompensaty (która miała zostać wydana przez innych Żydów-pośredników, a użyto jej na zupełne inne cele), która by owy dorobek zastąpiła.

Jedni Żydzi zarabiają na tragedii drugich i jeszcze wciskają nam banialuki, jacy to Polacy są źli. Wojna to sytuacja szczególna, nie można nikogo winić za chęć przeżycia. (ale konfidentów już tak)
przysłano: 1 kwietnia 2008 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca