Lifestyle

Redakcyjne rozmowy o Islandii – odsłona pierwsza: Jak żyją potomkowie wikinkgów

Świętujemy 17 czerwca – Dzień Niepodległości Republiki Islandii, drugiej ojczyzny wielu Polaków.

Islandia nazywana jest wyspą lodu i ognia. Przyznaję, że mam jedynie ogólnikową wiedzę na temat tego kraju, dlatego kiedy ostatnio trafiła do moich rąk książka Mała księga dawnych Islandczyków. O zwyczajach, tradycjach i przesądach Aldy Sigmundsdóttir, zaczęłam bardziej się nim interesować. Choć książka traktuje dość powierzchownie o dawnych zwyczajach Islandczyków, stała się dla mnie okazją do postawienia kilku pytań o współczesnych mieszkańców wyspy. O odpowiedź na nie poprosiłam Pawła Kaczorowskiego, który wyspę zna nieco lepiej zarówno jako turysta, jak i jej tymczasowy mieszkaniec. Wraz z nim postanowiliśmy przybliżyć Islandię wszystkim, którzy tak jak ja wiedzą o niej niewiele.

Naszą serię Rozmowy o Islandii otwiera część: Jak żyją potomkowie wikinkgów.

 

 

Anna Bugajna

 

Na początku może troszkę o historii, a właściwie o pierwszych kolonizatorach wyspy. Dla kogo ta odległa wyspa stała się domem? Islandia jest jednym z najpóźniej zaludnionych terenów Europy. Oficjalnie została zasiedlona w 874 roku. Autorka Małej księgi dawnych Islandczyków przywołuje Księgę Osadników (Landsnámbók), według której pierwszym przybyszem był niejaki Hrafn Flóki, choć Wikipedia nazywa go nieco inaczej. W takim razie szalony budowniczy łodzi z serialu Wikingowie rzeczywiście jako pierwszy pojawił się na wyspie? 

 

Paweł Kaczorowski

 

Flóki jest postacią legendarną na Islandii. Nie spotkałem nikogo, kto by wątpił w jego autentyczność. Myślę, że to jest postać symboliczna, mityczny pierwszy osadnik.

 

Ania: 

 

Czyli  postać Flokiego  jest częścią mitu założycielskiego i, tak jak w przypadku innych tego typu historii, w różnych częściach świata, potwierdzenie jego istnienia ma już mniejsze znaczenie dla rozwoju kultury. 

 

Paweł:

 

Muzeum osadnictwa w Reykjaviku, foto: PiKWłaśnie tak myślę. My mamy swojego prastarego założyciela państwa, z legendy O Lechu, Czechu i Rusie, Islandczycy mają Flokiego. 

 

Ciekawym aspektem jest, że u podłoża tego mitu leży rodzaj porażki, co można wywnioskować z opowieści Aldy Sigmundsdóttir. Flóki, jako pierwszy odkrywca wyspy, szybko się z niej wyniósł. Warunki na niej panujące były zbyt trudne nawet dla wojowniczego wikinga. To z góry narzuca dość dużą pokorę, jaką śmiałkowie, którzy postanowili pozostać na wyspie, z pewnością musieli czuć wobec przyrody.  

 

Pokora w stosunku do klimatu i żywiołów szalejących na Islandii jest podstawą życia na niej również dzisiaj. Ucieczkę Flokiego możemy uważać za rodzaj porażki z perspektywy zdobywców – cywilizacji, która (jak nam się wydaje) ujarzmiła naturę. Ale to, co w stosunku dzisiejszych Islandczyków do natury się narzuca i co odróżnia ich od większości kontynentalnych Europejczyków, to jest szacunek do siły żywiołów. Szacunek dla kruchości ludzkiego życia i akceptacja, zrozumienie, jak niewiele może człowiek wydany na łaskę żywiołów. I ta różnica między nami a nimi wychodzi na jaw bardzo wyraźnie, na przykład kiedy my, przybysze lekceważymy komunikaty o zbliżającej się burzy śnieżnej i wyruszamy w zaplanowaną trasę, mimo że na drogach nie widać żadnego Islandczyka. Potem dziwimy się, że dobry wóz z napędem na cztery koła utknął w śnieżnej zaspie albo, że wiatr zdmuchnął go z drogi.

Wracając jeszcze do Flokiego, na współczesnej Islandii imię Floki jest dzisiaj mocno skomercjalizowane, podobnie jak i nazwa formacji łupieżczo-militarnej „wikingowie”. Jedna z najlepszych wódek islandzkich, rodzaj tamtejszej whisky, nazywa się właśnie „Floki”. W wersji ekskluzywnej jest podawana prosto z drewnianej beczułki stojącej na barze i jest to naprawdę bardzo drogi alkohol. 

 

Podobnie jak u nas – wódka Chopin, Sobieski... alkohole nazwane imionami najróżniejszych bohaterów?

 

Dokładnie tak samo. Viking na przykład to marka najbardziej popularnego piwa i mnóstwa knajpek w całym kraju. 

Wrócę jeszcze do serialu Wikingowie, bo o nim wspomniałaś w pytaniu o Flokiego. To jest szalenie popularny film na Islandii, i to nie tylko dlatego, że część zdjęć z legendarnym Flokim, budowniczym łodzi, była robiona na Islandii, ale też dzięki językowi. To jest niesamowicie ciekawe, bo Islandczycy, z powodu swojej izolacji, władają chyba najczystszym i najmniej od wieków zmienionym językiem w Europie. Islandzki powstał na bazie mieszanki języków nordyckich, głównie norweskiego i duńskiego, przywiezionej na wyspę przez zbieraninę różnych nacji – zorganizowaną hordę łupieżców, zwaną wikingami. Język ten zawiera też wpływy staroangielskiego z czasów wikińskich podbojów Wysp Brytyjskich. W serialu Wikingowie pojawiają się zarówno staroangielski, jak i wikińskie dialekty. I tu się uwidacznia ciekawy paradoks: dzisiejsi Islandczycy świetnie rozumieją archaizmy mieszanki języków z popularnego serialu, a Brytyjczycy potrzebują napisów, żeby zrozumieć staroangielski.  

 

Czyli chcesz powiedzieć, że współcześni Brytyjczycy nie rozumieją staroangielskiego, bo jest dla nich jak staro-cerkiewno-słowiański dla nas

 

Bardzo dobre porównanie. Dzisiaj młodzi Polacy mają duży problem w szkołach nawet ze staropolskim. Szekspira przekłada się na nowoangielski. Języki krajów kontynentalnych ewoluowały, uległy silnym wpływom, angielski się uprościł i stał niemalże uniwersalny. Islandzki z kolei jest niesamowicie czysty pod tym względem. Nie znam dobrze Islandzkiego. Mimo że chodziłem na kurs, nie przekroczyłem poziomu elementarnego. To trudny i skomplikowany język. Rozmawiałem za to z kilkoma mądrymi osobami na wyspie. Oni są bardzo dumni z tej czystości ich języka i więzi z tradycją. Dopóki nie rozwinął się Internet używali na przykład swoich przedziwnych, bardzo długich słów na określenie radia i telewizji, nie pozwalali sobie na anglicyzmy. Internet jednak sporo zmienił. 

 

Ciekawy wątek. Wróćmy jednak do początków zasiedlania wyspy. Autorka Małej księgi opisuje sposób budowania domów z epoki osadnictwa. I tutaj chyba tkwi sekret przetrwania pierwszych mieszkańców. Podstawą jest dobre schronienie. Ze względu na trudne warunki pogodowe pierwsze budynki mieszkalne na wyspie były z darni i miały kształt pagórków, z jednym wejściem bądź dwoma i jedną główną izbą. Czy obecnie można zauważyć jakieś charakterystyczne cechy budownictwa mieszkalnego na Islandii? Czy nadal preferuje się przestronne pomieszczenia, w których mogą przebywać jednocześnie wszyscy członkowie rodziny?

 

Domy kryte darniąDomy w kształcie pagórków to prawdopodobnie niskie domki ze spadzistymi dachami krytymi darnią. Takie domostwa były użytkowane jeszcze na początku XX  wieku i ze względu na stosowanie darni jako docieplenia od pagórków odróżniają je tylko drzwi i okna we frontowej ścianie.  Dzisiaj wiele z nich stanowi obiekty muzealno-turystyczne. Takie domy wyglądają bajkowo, jak chatki jakichś skrzatów. Osadzano je w zagłębieniach terenu, dlatego wydają się niższe niż są w rzeczywistości. Cała konstrukcja domu wystaje z ziemi na wysokość maksymalnie trzech metrów. W środku montowano obszerną antresolę, na której znajdowała się sypialnia. Do głównych drzwi wejściowych prowadziły schodki w dół. Na frontowej ścianie domu zazwyczaj znajdowały się trzy niewielkie okna – po obu stronach drzwi i nad nimi. W środku nie mogło być niestety zbyt jasno, ale było ciepło, więc przetrwanie gwarantowane. 

 

Dzisiejsza architektura mocno mnie zszokowała. Otóż większość domów na prowincji, czyli wszędzie poza ReykjavÍkiem, to marne i bardzo brzydkie budowle. Jeśli wyłączysz z tej charakterystyki niewielki procent domów bardzo kosztownych, luksusowych, wybudowanych w ostatnich latach, kiedy Islandczycy mocno się wzbogacili na turystycznym boomie, to można śmiało powiedzieć, że dom przeciętnej islandzkiej rodziny to rodzaj baraku, nietrwałego i brzydkiego, zbudowanego w dość niechlujny sposób. Elewacje bardzo często są kryte blachą falistą lub jakimś koszmarnym sidingiem. Domy murowane w całości to do niedawna duży luksus. Jest kilka powodów, dla których tak budowano.

 

Hotel ION, Thigvellir National ParkNowoczesne budowle w Reykjawíku są już rzecz jasna bardzo ładne. Buduje się sporo przestronnych mieszkań z ogromnymi oknami w tzw. plombach, a także przestronne wille z ogromnymi, całkowicie przeszklonymi ścianami, w których rzeczywiście salony zajmują duże powierzchnie. 

 

Największe wrażenie zrobiły na mnie dwa islandzkie budynki – gmach opery, całkowicie wykonany ze szkła i metalowych konstrukcji, i ogromny, prosty, strzelisty i pusty w środku gmach katedry w Reykjavíku. No i pewien hotel stojący na metalowym stelażu, na polu lawy, w pobliżu jeziora Thingvellir.

 

Czyli nie mający fundamentów? Czy to ze względu na wieczną lub wieloletnią zmarzlinę? Pewnie latem ziemia wokół nich lubi się „roztapiać”?

 

pole lawy, okolice jeziora Mývatn; foto: PiKNie zmarzlinę tylko glebę wulkaniczną. Wbrew pozorom na Islandii wielkie mrozy bywają rzadko. Lód się oczywiście utrzymuje przez długie miesiące, ale to nie są siarczyste mrozy.  Natomiast cała wyspa to jedna wielka kamienisto-żwirowo-lawowa mieszanka. Widziałem kilkakrotnie, jak wygląda kopanie fundamentów czy roboty drogowe. Masa ciężkiego sprzętu o potężnej mocy, ogromne młoty pneumatyczne, kruszarki, koparki – wszystko, żeby się przebić przez kamień i rozdrobnić tę twardą skorupę.  Zabiera to mnóstwo czasu i musi być niesamowicie kosztowne.

 

Kolejnym ciekawym elementem dawnych domów Islandczyków opisanych przez Aldę Sigmundsdóttir był pokój kąpielowy, który działał troszkę na zasadzie sauny – tzw. łaźnie (baðstofa). Zimą wielokrotnie życie codzienne w całości przenosiło się do baðstofa ze względu na rozniecone pośrodku palenisko. Czy tego rodzaju pomieszczenia Islandczycy nadal lubią mieć pod swoim dachem?

 

Byłem w kilku domach islandzkich. W żadnym nie uświadczyłem łaźni parowej z tej prostej przyczyny, że w prawie każdej, nawet malutkiej (kilkusetosobowej) miejscowości, mają tam basen kąpielowy z łaźnią i hotpotami. Zwykle przy każdym basenie są dwie, trzy takie niecki jak jacuzzi tylko bez bąbelków, z wodą pełną minerałów, w temperaturach 38, 40 i 42 stopnie Celsjusza; do tego jedna niecka bądź beczka z wodą lodowatą – do 4 stopni Celsjusza. Oczywiście baseny są na otwartej przestrzeni, pod gołym niebem. Łaźnie z kolei są zasilane naturalną wodą siarkową, strasznie śmierdzącą, ale bardzo zdrową dla organizmu. Skóra, po kilku tygodniach kąpieli w niej, robi się gładka jak u dziecka. 

 

Ciekawe, czy woda ta ma również właściwości odmładzające. Zauważyłeś może, żeby Islandczycy jakoś lepiej się „konserwowali” dzięki tym kąpielom i zimnemu klimatowi? 

 

gorące źródło, rejon  Gejzír; foto: PiKIslandczycy są żywotni i długo pozostają sprawni. Mimo ciężkiego klimatu bardzo wielu seniorów prowadzi aktywne życie. Sporo starszych osób ćwiczy na siłowni i chyba tylko obłożnie chorzy nie korzystają z basenów i łaźni parowych. Jestem pewny, że ta woda ma ogromny wpływ na ich zdrowie i kondycję. W Stykkishólmur, na półwyspie Snaefellsnes, gdzie mieszkałem, woda zawiera wielokrotnie więcej minerałów niż w uzdrowisku Baden-Baden. Z kolei w bardzo znanym i popularnym wśród turystów miejscu – Blue Lagoon pod Keflavikiem – wytwarza się naturalne kosmetyki z tych właśnie pierwiastków skondensowanych w wodzie. Na samym basenie i wokół niego odkłada się na kamieniach naturalny „krem” niesamowicie oczyszczający i odświeżający skórę. Ta woda jest naturalnym źródłem zdrowia Islandczyków. 

 

Łaźnie, sauny, wspólne kąpiele. Członkowie projektu „Busem przez świat” pisali na swoim blogu, że na islandzkich basenach przed wejściem do wody bierze się zbiorowy prysznic nago – wszystko w celu zachowania czystości wody. Jak to jest z tym wstydem u Islandczyków? Myślę, że dla nas byłoby to nie do przejścia.  

 

Odkąd nauczyłem się tej islandzkiej łaźniowo-basenowej ultrahigieny, za każdym razem kiedy w Polsce idę na basen, muszę walczyć z obrzydzeniem. Islandczycy przed wejściem na basen nie tyle biorą prysznic, co bardzo porządnie myją całe ciała. Rzeczywiście odbywa się to w zbiorowych łazienkach. Kilkuletnie maluchy i dziadkowie obok siebie – wszyscy myją się nago i to bardzo starannie, gadają ze sobą, nie spieszą się. Nikogo w takiej męskiej łazience nie szokuje widok mycia miejsc intymnych, wręcz odwrotnie – dbanie o higienę przed wejściem do basenu jest wyrazem szacunku wobec drugiego człowieka.

 

Poza tym ludzie często przynoszą ze sobą przybory do golenia i w takich publicznych łazienkach oprócz kąpieli golą zarost, golą sobie głowy; słowem, traktują te miejsca jak przedłużenie swoich domów. Baseny i gorące źródła to także miejsca spędzania wolnego czasu i spotkań towarzyskich. Opłaty za wejście na basen w Islandii są śmiesznie niskie i liczone za cały dzień. Dlatego na baseny przychodzą całe wielopokoleniowe rodziny, i to nie tylko w weekendy, ale w powszednie dni. Ludzie przychodzą się wygrzać w gorącej wodzie. W sumie Islandczycy mało pływają, częściej siedzą godzinami w tych gorących nieckach i rozmawiają z sąsiadami. Wieczorami zaś baseny (często otwarte do 22.00) wypełniają się nastolatkami.

 

Na wyspie z pewnością znajdują się turyści albo przyjezdni – sam byłeś jednym z nich. Jak oni reagują na takie zasady? Nie każda nacja jest przecież tak otwarta. 

 

Odpływy Blue Lagoon, okolice Keflaviku, Foto: PiKWiększość turystów na początku jest nieco zszokowana taką otwartością (oprócz Skandynawów), ale szybko łapią, o co tu chodzi i stosują się do zaleceń. Łatwo jednak rozpoznać turystę po skrępowaniu i oglądaniu się na boki podczas wstępnych ablucji. Niestety nie wszyscy zaskakują. Opowiem Ci przykrą historyjkę. 

 

Islandczycy z reguły są przyjaźni, nawet jeśli nie wylewni to mili wobec obcokrajowców, ale jak ktoś złamie jedną z ważnych zasad, potrafią być nieprzyjemni. Widziałem sytuację, kiedy do baseniku o temperaturze 40 stopni, trzy na trzy metry kwadratowe, w którym siedziało kilkoro dojrzałych Islandczyków obojga płci i ja, weszła para obcokrajowców. Kobieta chyba przyjechała w odwiedziny do mężczyzny, bo zdecydowanie nie była miejscowa i nie zachowała zasad. Miała makijaż i „zrobioną” na lakier do włosów fryzurę. Bił od niej zapach słodkich perfum. Ewidentnie nie wzięła kąpieli. Kiedy weszła do tej bardzo gorącej wody, jej zapach się zwielokrotnił w kilka sekund i stał się nie do zniesienia. Islandczyków opanowało takie oburzenie, że zaczęli podniesionymi głosami dawać temu wyraz, pokazywali sobie tę parę palcami i głośno, po islandzku komentowali sytuację. Wreszcie atmosfera stała się tak ciężka, że kobieta uciekła z basenu. To zachowanie było pogwałceniem islandzkich obyczajów i budziło obrzydzenie. Pierwszy raz widziałem wtedy taką ostrą reakcję miejscowych.

 

Dodam, że na każdym basenie, w szatni i w łazience wiszą tablice z instrukcjami dokładnego mycia się w kilku językach (w tym w języku polskim) oraz rycinami przedstawiającymi nagie ciało z zaznaczonymi na czerwono częściami ciała, którym należy poświęcić szczególną uwagę. 

 

Każdy skandynawski kraj ma swoje przysmaki. Szwedzkiego śledzia chyba mało co przebije. Islandczycy z pewnością także mają swoje rarytasy. Czy dalej smaży się płuca owcy jako antidotum na kaca? Przeczytałam o takim zwyczaju w Małej księdze…

 

O owczych płucach nie słyszałem, ale o kilku potrawach Ci opowiem.

 

Kiedy pracowałem w porcie, przy przeładunku i sortowaniu ryb, podczas jednej bardzo ciężkiej zmiany nasz szef osobiście przyrządził nam pewien stary przysmak rybacki na uzupełnienie energii. Wyobraź sobie wielki kilkukilogramowy pęcherz ikry dorsza podgotowany ostrożnie na parze. Właściwie ikra była tylko ścięta. Jedynymi przyprawami były sól i pieprz. Szef narzekał, że nie ma cebulki, czosnku albo pietruszki. Zajada się tę nieco „pasztetową” masę łyżkami, jak kaszę. Białko i tłuszcz w najczystszej i najzdrowszej postaci. Osobiście po kilku łyżkach miałem dość. 

 

A co ze słynnym sfermentowanym rekinem? Według autorki Małej księgi przysmak ten podaje się dziś raczej w ramach dowcipu i głównie właśnie przyjezdnym. Pozwól, że ją zacytuję: „Daj turystom kąsek >>zamarynowanego rekina<< (chichot) i obserwuj, jak ich twarze wykrzywiają się ze zgrozą, zanim zaczną krzyczeć wniebogłosy, że dali się nakłonić do wzięcia do ust czegoś tak ohydnego”. Czy Ty również go próbowałeś? 

 

Tak. Zjadłem ten kuriozalny antyprzysmak dwa razy, z ciekawości. Za pierwszym razem, w wersji taniej – z Bonusa (tani supermarket) – to był horror! Mięso było łykowate i niemożliwie śmierdziało uryną.

 

Za drugim razem, przy okazji zwiedzania tradycyjnej farmy rekiniej – tym razem to mięso było dziwne, ale całkiem zjadliwe. Sfermentowane mięso rekina jest aksamitne w konsystencji, delikatne w smaku, rozpływające się w ustach, z dyskretną nutą uryny... Przysmakiem dla mnie raczej nigdy nie będzie, ale można spróbować. Dodam tylko, że dzisiaj nie poluje się już na rekiny. Na farmy trafiają rekiny złowione w sieci przez przypadek. To już duża rzadkość.    

 

Dowcip z koreczkiem z rekina trochę się narzuca wobec turystów, ale raczej znajomych niż przypadkowych, bo trzeba się liczyć z gwałtownymi reakcjami. Pracując w pewnym starym i ekskluzywnym hotelu natomiast, widziałem jak Islandczycy w Dniu Mężczyzny jedli tego sfermentowanego rekina jak smakołyk, obficie popijając tradycyjną wódką. 

 

Teraz chciałabym Cię spytać o nieco ciemniejszą stronę życia Islandczyków. Duży odsetek mieszkańców wyspy zmaga się z alkoholizmem. Powszechna jest także wśród nich depresja. Temat ten niejako wrósł także w ich literaturę. Poruszony został na przykład przez Auður Avę Ólafsdóttir w książce Blizna. Czy masz jakieś doświadczenia z tym związane? Rozmawiałeś z wieloma ludźmi. Jak oni sobie z tym radzą? 

 

Islandia to kraj depresjogenny z niekończącą się zimą, więc picie alkoholu w ciemne, wietrzne wieczory w zaciszu własnego domu niejako się narzuca. Problem musiał być spory, bo inaczej Islandczycy nie wprowadziliby częściowej prohibicji. Alkoholizm jest chorobą narodową Islandczyków, podobnie zresztą jak depresja, tyle że ogarniętą. System działa dość sprawnie. 

 

Czyli Islandczycy wprowadzili jakieś ograniczenia sprzedaży alkoholu? 

 

Gejzir Little; foto: PiKDzisiaj alkohol sprzedaje się ludziom powyżej 21. roku życia w konkretnej sieci sklepów Vinbudin, które otwarte są między 15.00 a 18.00, o ile dobrze pamiętam. Te Vinbudiny to takie dyskonty. Na półkach stoi ciepłe piwo i inne alkohole, wszystko wygląda bardzo nieatrakcyjnie. Nie ma też reklam alkoholu na bilbordach. No i ceny są niesamowicie wysokie. W nocnych klubach, w centrum Reykjavíku ludzie bawią się oczywiście hucznie i „na wesoło”. Piją sporo i jedzą sporo, ale nie widać agresji, bójek czy awantur. 

 

Żeby jednak bardziej konkretnie odpowiedzieć na to pytanie trochę się odsłonię prywatnie.

Moje osobiste islandzkie doświadczenia są bardzo specyficzne, gdyż od lat leczę się z choroby alkoholowej. Jestem trzeźwy od lat, ale to wymaga kontaktu z innymi trzeźwymi alkoholikami. Na Islandii mówi się, że co drugi obywatel był lub będzie na odwyku przynajmniej raz w życiu. Spory procent Islandczyków ma świadomość, że alkoholizm jest chorobą, że trzeba i można ją leczyć. Tam panuje zupełnie inne podejście do ludzi, którzy deklarują, że są trzeźwymi alkoholikami, zupełnie inaczej niż w Polsce, ponieważ ten temat nie stanowi żadnego społecznego tabu. O tym się mówi, z tą chorobą się pracuje i żaden trzeźwy alkoholik nie doświadcza społecznego ostracyzmu. Dość surowo natomiast traktuje się czynnych uzależnionych, którzy sieją w społeczeństwie zamęt. Ludzie mieszkający w małych skupiskach – osadach, miasteczkach, na farmach – oni wszyscy się znają, więc tam nikt nie ukryje swoich przypadłości. Jeden z moich szefów był zdeklarowanym trzeźwym alkoholikiem. To był sympatyczny, wesoły i pracowity facet, dumny z tego, że jest trzeźwy. Spotykałem się z nim na mityngach AA. 

 

W mojej malutkiej miejscowości (około 1000 mieszkańców wraz z przyjezdnymi) mityngi odbywały się po islandzku. Nic nie rozumiałem, ale kiedy się przedstawiłem i opowiedziałem po angielsku o swojej chorobie, samotności, lęku przed odrzuceniem i poprosiłem o wsparcie, wszyscy obecni wypowiadali się najpierw po islandzku, a potem specjalnie dla mnie dodawali kilka zdań po angielsku, mimo że nie wszyscy biegle się nim posługiwali. Mało tego, po pierwszym spotkaniu zostałem zaproszony do domu jednego z kolegów ze wspólnoty i Islandczycy urządzili specjalnie dla mnie spotkanie całkowicie po angielsku. To było niesamowicie mocne doświadczenie wsparcia i bliskości drugiego człowieka. Islandczycy mają jakiś rodzaj rozumienia, pogłębionej świadomości, co wynika chyba z tej islandzkiej samotności, z tego zmagania się z okrutnym klimatem, ciemnością nocy polarnej i chorobami duszy. Wielu Islandczyków, których poznałem, to ludzie obdarzeni jakimś rodzajem duchowej siły, spokoju, pokory i zrozumienia dla innego. Oczywiście pewnie nie wszyscy, ale takie są moje osobiste doświadczenia.

 

To nie koniec naszej rozmowy, a jedynie jej pierwszej części. Serdecznie zachęcamy Was do lektury kolejnego odcinka pt. Pomiędzy swoim a obcym. Porozmawiamy o tym jak Islandczycy traktują przybyszów. Dowiecie się, jaką pozycję zajmują kobiety w społeczeństwie islandzkim. Paweł opowie także kilka ciekawych historii o... owcach. Czy wiedzieliście, że na Islandii jest więcej owiec niż ludzi? 

Rozmowa i redakcja tekstu: Anna Bugajna i Paweł Kaczorowski

Foto [wszystkie zdjęcia oprócz opisanych inaczej]: Paweł Kaczorowski

Jednym ze źródeł inspiracji w tej rozmowie była książka:

 

Alda Sigmundsdóttir, Mała księga dawnych Islandczyków. O zwyczajach, tradycjach i przesądach

Tłumaczenie: Katarzyna Bażyńska-Chojnacka, Piotr Chojnacki

Wydawnictwo Poznańskie, 2020 r.

 

Zobacz również recenzję książki Święte słowo

islandzkiej autorki Sigríður Hagalin Björnsdóttir

 

Zdjęcia


Redakcja

Redakcja

26 z Internetu
7904 artykuły 1719 tekstów 70 komentarzy
Wywrota.pl to interdyscyplinarny serwis społecznościowy zajmujący się kulturą. Jest jednym z pierwszych portali kulturalnych w polskim Internecie – działa od 1998 roku. W tym czasie otrzymał wiele prestiżowych nagród, m.in.: Papierowy Ekran…


Dodaj komentarz anonimowo lub zaloguj się
 
tay
tay 29 czerwca 2020, 16:43
oh...
Ania
Ania 3 sierpnia 2020, 15:26
Islandia to przepiekne miejsce. Poza Busami bardzo fajną relację mają u siebie też Ready for Boarding www.readyforboarding.pl/k/podroze/islandia w tym o basenach właśnie też czy o super jedzeniu :)
przysłano: 16 czerwca 2020 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca