Szatan, anioł i kosmita - wywiad z producentami projektu "Metropolis" w ramach Soundedit'15

Redakcja
Redakcja
Kategoria muzyka · 29 września 2015

To nie tyle „wyjazdowy” punkt programu, co wydarzenie towarzyszące Festiwalowi. Lubimy Poznań. To dobre miasto do pracy. Tak się złożyło w tym roku, że powstała idealna sytuacja. Przy projekcie „Metropolis” wspiera nas silnie firma Bilety24 właśnie z Poznania, CK Zamek w Poznaniu ma świetną salę i doskonałym sprzętem, był wolny termin…

 

W tym roku ekipa Soundedit przygotowała niespodziankę - w kooperacji z firmą Bilety24 oraz CK Zamek w Poznaniu - w postaci wydarzenia towarzyszącego Festiwalowi. 29 października (czwartek) w CK Zamek w Poznaniu odbędzie się seans filmu „Metropolis”. Jednak nie będzie to jedynie projekcja. Ścieżkę dźwiękową do filmu wykonają na żywo znakomici artyści. Połączenie historycznego kina, elektroniki, rocka i opery będzie bezprecedensowym wydarzeniem. Takie wykonanie nie miało do tej pory miejsca. Władysław Komendarek wystąpi w roli tapera. Przygotuje specjalną, niepowtarzalną improwizację, którą wykona wraz z towarzyszącymi muzykami: Igorem Gwaderą – gitara elektryczna oraz Agnieszką Makówką – sopran. Na pytania dotyczące projektu „Metropolis” odpowiedzieli jego producenci: Maciej Werk i Dawid Brykalski.

 

(Mateusz Królik): Kino, elektronika, rock i opera… Skąd pomysł na połączenie tych światów pod szyldem projektu „Metropolis”?

(Maciej Werk, Dawid Brykalski): Kiedyś Władysław Komendarek opowiedział nam, że wystąpił raz czy dwa jako taper grając właśnie do „Metropolis”. Przypomnieliśmy sobie ten film i pomyśleliśmy, że do niektórych scen to aż się prosi o żeński operowy śpiew… Władkowi pomysł się spodobał.

(Dawid Brykalski): Potem obejrzałem film raz jeszcze, posłuchałem jak Władek do niego grał i doszedłem do wniosku, że do elektroniki i sopranu trzeba dołożyć gitarę, ale taką z ogniem. Żeby panowie naprawdę ostro zagrali w gwałtownych scenach. To również Komendarek zaakceptował, a Igor Gwadera zgodził się wystąpić. Ot, mieszanka wybuchowa… Nie mogę się doczekać premiery.

 

Władysław Komendarek (taper), Igor Gwadera (gitara elektryczna) Agnieszka Makówka (sopran). Dlaczego wybór padł właśnie na tych artystów?

(Maciej Werk): Władek jest kosmitą. On ma całkowicie w nosie nasze ziemskie życie i sprawy. Żyje tylko muzyką i dla muzyki. Jest też prawdziwą legendą polskiej sceny muzyki elektronicznej. Jego artystyczna wyobraźnia wydaje się być nieskończona, a młodzieńcza buntownicza postawa nadal pełna energii i szczerości. Kosmita w składzie to – jak mawiał Lech Wałęsa – ogromny plus dostani.

 

(Dawid Brykalski): Agnieszka Makówka z Teatru Wielkiego uwiodła mnie skromnością, zaangażowaniem i entuzjastycznym podchwyceniem pomysłu. Praktycznie od razu rzuciła się w wir pracy, z przygotowaniem merytorycznym nie ma żadnego problemu. Jak ktoś ma takie doświadczenie na scenie, to poradzi sobie nawet z kosmitą i młodym diabłem z gitarą… Agnieszka musi być niczym anioł cierpliwości wśród tych dwóch narwańców.

 

Igor Gwadera… Poznałem go przy okazji innego projektu. I to był strzał w dziesiątkę. Igor na backstage’u cichy, skromny i skupiony, z łatwością skradł show pozostałym muzykom. Ja nie wiem co on ma w rękach i głowie, ale pewnie dlatego tak szybko złapał dobry flow z Władkiem. Jeden gra jak kosmita, drugi jak Szatan.

 

(Maciej Werk): Myślę, chcemy, dążymy do tego, by Poznań długo wspominał ten wieczór.

 

Czy trudno jest połączyć w jednym projekcie tak różne muzyczne osobowości?

(Maciej Werk): W sumie… Nie zastanawialiśmy się nad tym. Pewnie dla kogoś spoza branży może wydać się to trudne, ale dla nas chyba jakoś nie… Może to kwestia doświadczenia. Współpracowaliśmy już z Władysławem, przerobiliśmy wiele zabawnych i mniej zabawnych sytuacji… To artysta, człowiek, który zawsze potrafi zaskoczyć.

 

(Dawid Brykalski): Współpracowałem z Igorem, praca z nim to przyjemność. Sądziłem, że problemem może być relacja z Agnieszką, ale okazało się, że to wspaniała osoba: skromna, pracowita, zdolna i otwarta na nowe wyzwania.

 

Więc już podczas sesji fotograficznej widać było, że wytworzyła się pewna sympatyczna więź. Wiem, że teraz artyści pilnie opracowują warstwę muzyczną, aranże, a Władysław tam wszystkim dyryguje. Jak im pójdzie wspólnie na scenie dowiemy się 29 października w Poznaniu. Jestem przekonany, że muzycznie stworzą coś wyjątkowego, co wpisze się w kontekst filmu i nada mu nowy wymiar.

 

Czy październikowy pokaz filmu będzie jedynym, czy może planujecie ruszyć z projektem „Metropolis” w trasę? Czy takie wykonanie miało miejsce już wcześniej?

(Maciej Werk): Tak, myślimy o trasie… Po Poznaniu powinno udać się wystąpić w Goleniowie, skąd pochodzi Igor. Następnie chcielibyśmy, by projekt „Metropolis” zaistniał w Krakowie i Łodzi. Oczywiście, rozmawiamy już z kilkoma kolejnymi miastami, ale jest za wcześnie by coś zdradzać.

 

Co do wykonania – nie, takiego „taperowania” do „Metropolis” nie było. Władysław grał solo, inni „elektronicy” też próbowali, był aranż na orkiestrę symfoniczną i mniejsze składy smyczkowe. Tego, co przygotowaliśmy to nie dość, że nikt nie próbował, to nawet – sądząc po zaskoczeniu, jakie obserwujemy – nikt się nie spodziewał. I bardzo dobrze. Działamy pod szyldem Soundedit, a Soundedit stara się robić rzeczy, których nikt wcześniej nie robił.

 

Macie swoje ulubione soundtracki?

(Dawid Brykalski): I tak, I nie… Jak dobra muzyka to zawsze po nią sięgnę. Ostatnio chętnie sięgam po muzykę z „True Detectiv”, ale podoba mi się koncepcja soundtracków do „Californication” i „Mad Men”. Przy „Californication” pracują naprawdę znawcy… Jeden z odcinków kończy się piosenką pierwszego laureata nagrody Festiwalu Soundedit „Człowieka ze Złotym Uchem”, czyli Daniela Lanois. Inny odcinek zamknięto świetnym utworem Beth Hart…

 

Ze staroci dobre są płyty z muzyką do „Gladiatora” i „Helikopter w ogniu”, zdaje się, że to robiła ta sama ekipa… Wielkim fanem nie jestem, ale oglądając filmy staram się uważnie wsłuchiwać nie tylko w dialogi, wybuchy i odgłosy strzelania… (śmiech).

 

(Maciej Werk): To ja przewrotnie… Soundtracki to… soundtracki. Nie mogę się doczekać kiedy zacznie się nowy sezon „Big Bang Theory”, z pewnością jestem uzależniony od serialu, więc i od piosenki go otwierającej… No i te wykonania Sheldona albo Wolowtiza! (śmiech).

 

A na poważnie, moje ulubione soundtracki to: „Hard Days Night” , „Help” , „Yellow Submarine” oraz „Let It Be”.

 

„Wyjazdowy” punkt programu Soundedit organizujecie po raz pierwszy. Do tej pory wszystkie wydarzenia związane z imprezą miały miejsce w Łodzi. Czy w kolejnych edycjach również będziecie chcieli jedno z festiwalowych przedsięwzięć zorganizować w innym mieście? Dlaczego w tym roku wybraliście Poznań?

(Maciej Werk, Dawid Brykalski): To nie tyle „wyjazdowy” punkt programu, co wydarzenie towarzyszące Festiwalowi. Lubimy Poznań. To dobre miasto do pracy. Tak się złożyło w tym roku, że powstała idealna sytuacja. Przy projekcie „Metropolis” wspiera nas silnie firma Bilety24 właśnie z Poznania, CK Zamek w Poznaniu ma świetną salę i doskonałym sprzętem, był wolny termin… Soundedit jest znany, a nawet bardzo znany. I w Łodzi, i w Polsce, i w Europie. Dzięki koncertowi poza Łodzią o Festiwalu dowie się jeszcze więcej osób. Same plusy dodatnie! (śmiech).

 

Czemu zatem mieliśmy nie spróbować? Ponoć w życiu żałuje się najbardziej tego, czego się nie zrobiło.

 

Przesłaniem filmu „Metropolis”, wspomnianym w planszy na początku i na końcu, są słowa: „Pomiędzy rozumem a rękami musi być serce”. Co według was jest sercem Festiwalu Soundedit?

(Dawid Brykalski): Sercem Festiwalu Soundedit jest Maciej Werk.

 

(Maciej Werk): Po takim tekście nie wypada mi nic już dodać…

 

Z Maciejem Werkiem i Dawidem Brykalskim rozmawiał Mateusz Królik