Sting w ostatnich latach raczej nie był kojarzony z rockową muzyką. Ale to się zmieni po kolejnym albumie Anglika, który w tej właśnie stylistyce ma być utrzymany.
Dwunaste studyjne solowe dzieło Stinga będzie nosić tytuł "57th & 9th". Nazwa albumu jest skrzyżowaniem ulic, które artysta codziennie przemierza w drodze do studia. Ważniejsze dla fanów jest to, że Anglik wróci na albumie do mocnych gitar i gitarowego brzmienia jako dominującego na wydawnictwie.- Ta płyta to swego rodzaju podsumowanie wszystkiego, co robiłem, ale jej wyróżnikiem będzie energia - opowiadał Sting w rozmowie z magazynem "Rolling Stone".
Przyznał również, że rockowy kierunek zasugerował mu menedżer Martin Kierszenbaum. Zaś inspiracją dla piosenek była śmierć w ostatnich miesiącach wielu pomnikowych postaci świata rocka, w tym Lemmy'ego, Glenna Freya, Davida Bowiego. Im poświęcona jest na płycie ballada "50,000". Wśród tematów, o których śpiewa artysta, nie zabrakło tych, które dotyczą ekologii, a także problemu uchodźców.
W studiu Stinga wspomogli między innymi perkusista Vinnie Colaiuta, gitarzysta Dominic Miller, a także Jerry Fuentes i Diego Navaira z zespołu The Last Bandoleros.
Ostatnia solowa płyta Stinga to "The Last Ship" z 2013 roku.
Sting 2 sierpnia wystąpi w Operze Leśnej w Sopocie. W roli supportu wystąpi Joe Sumner, jego syn.