Wywrota

Jeszcze dłuższy dystans, jeszcze więcej ironii

Autor spiętrza sensy i serwuje je czytelnikowi nie przejmując się zbytnio jego losami. W myśl zasady: „kto słabszy, ten odpada”, gdyż Szeremeta, jak się okazuje, jest przede wszystkim miłośnikiem boksu.

Krzysztof Szeremeta (rocznik 1990) to już nie byle kto na mapie najmłodszej poezji polskiej. Pomimo młodego wieku prudniczanin zdążył już bowiem zostać laureatem Połowu, wydać arkusz poetycki pt. Długi dystans oraz pojawić się w antologiach, w tym jednej dwujęzycznej. Śledząc zatem jego sukcesy na niwie poetyckiej, można więc było się spodziewać, iż niedługo do rąk czytelników trafi jego pierwsza pełnowymiarowa książka.


I tak oto w 2012 roku, po niespełna trzech latach od opublikowania wspomnianego arkusza, w serii Zeszytów Poetyckich ukazał się debiutancki tomik Szeremety, o jakże wdzięcznym tytule, Nowy dokument tekstowy.

 

Od początku więc wiadomo, że będziemy mieć do czynienia z ironistą, który nie omieszka prowadzić nierównej gry z czytelnikiem – gry, która tegoż czytelnika kosztować będzie sporo wysiłku, by nadążyć za znaczeniami tworzonymi w mgnieniu oka przez młodego poetę. Poezja Szeremety jest bowiem próbą zostawiania śladów w taki sposób, by ów czytelnik miał problem z ich odnalezieniem, jednocześnie dobrze się przy tym bawiąc. Doskonale widać to na przykładzie utworów takich jak: „Always look on the bright side of life” czy „Ring wolny”, w których autor spiętrza sensy i serwuje je czytelnikowi, nie przejmując się zbytnio jego losami. W myśl zasady: „kto słabszy, ten odpada”, gdyż Szeremeta, jak się okazuje, jest przede wszystkim miłośnikiem boksu (dyscyplinie tej poświęcił wiersz „Ustawiane pojedynki”, traktujący także o granicy pomiędzy byciem sportowcem a celebrytą: „kolega z grupy opowiadał o sesji zdjęciowej/ dłoni lennoxa lewisa dla playboya. dłoń/ lennoxa lewisa zajmuje całą stronę magazynu playboy”).

 

W Nowym dokumencie tekstowym dominuje tematyka sportowa i religijna, przy czym sport ów dorównuje jej statusem i bynajmniej nie jest mniej ważny dla podmiotu. Takie postawienie sprawy każe więc zadać pytanie o to, jakie tematy wolno poruszać dwudziestolatkowi. O czym można pisać w tymże wieku? – zdaje się pytać Szeremeta, który, idąc za przykładem Ernesta Hemingwaya, wydaje się pisać li tylko o tym czego sam doświadczył, próbując swoim przeżyciom nadać nowy, poetycki wymiar, niejako deprecjonując tym samym rolę poety, wymuszającą na twórcy mówienie wyłącznie o rzeczach ważnych dla ogółu. W tym sensie autor książki nie jest zatem specjalnie oryginalny, jednak robi to na tyle przekonująco, iż nie ma powodów, by mu nie wierzyć.

 

Dochodzimy więc do, moim zdaniem, najważniejszego utworu w książce, którym jest „Campeones”, gdzie autor wyśmiewa czytelnicze przyzwyczajenia i całą otoczkę towarzyszącą pisaniu wierszy: „(…) jeśli chodzi o cierpienie, niewiele mam do powiedzenia (…) Przeżyłem wydarzenie epokowe, gdy poniósł się poziom wody”. W tym wierszu Szeremeta wyznaje również swoje poglądy: „jestem dwudziestoletnim rzymskim katolikiem”, jednocześnie, między wersami, przestrzegając nas przed stereotypowym traktowaniem katolików, których gros ludzi postrzega dziś, jako mentalnie żyjących w średniowieczu, słuchających tylko Radia Maryja, tudzież przywiązujących się do krzyża (co oczywiście nie jest prawdą, gdyż, jak pokazuje poeta w drugiej strofie, katolicy to przecież normalni ludzie, nie żadni tam fanatycy). To ważne przesłanie, albowiem, jak najprawdopodobniej twierdzi autor, paradoksalnie najbardziej uprzedzone są osoby uważające się za tolerancyjne. W tym wypadku nie sposób więc nie wspomnieć wiersza Tomaža Šalamuna pt. ”Żywcem zamurowani”, i choć wiersz ten odnosi się do komunistów, to jego przesłanie jest uniwersalne: „Komuniści używają tych samych krzeseł, tych/ samych schodów. Pod ich skórą tak samo płynie/ krew. Gdy jedzą, połykają; patrzą oczami,/ ta sama elektryczność oświetla mieszkania tych/ ludzi (…)”.

 

Czyżby więc Krzysztof Szeremeta był nowoczesnym poetą katolickim? O takie stwierdzenie można się pokusić, choć, oczywiście, brzmi ono górnolotnie. Zresztą sam autor broni się przed jakimkolwiek zaszufladkowaniem. Wystarczy bowiem przytoczyć dwa wiersze dedykowane Bogu (!), w których jednak nie ma nic odnoszącego się do Stwórcy. Tutaj bowiem wchodzi w grę kwestia świadomości, bo jak sam podmiot przyznaje: „poza oficjalnym mam własny obrządek” czyli, innymi słowy jego rolą jest trzymać się na dystans – którego, nawiasem mówiąc, od groma w wierszach poety, a który był nieomal wizytówką Długiego dystansu.

 

Nowy dokument tekstowy zawiera sporo wierszy z arkusza wydanego w 2009 roku, jednak Szeremeta postanowił wprowadzić w nich pewne zmiany. I tak, np. w utworze „Odjazd” pozbył się drugiej strofy: „Trzy minuty, zanim opowiem o trawieniu, / dusznościach i mokrych dłoniach, zanim wyjaśnię, / dlaczego nie mówimy”, przyspieszając tym samym narrację w wierszu, co tylko podniosło jego walory artystyczne. Niestety, owe zabiegi nie zawsze wychodzą na korzyść wiersza (niech za przykład posłuży utwór „Przyjazd”, w którym autor usunął, skądinąd, bardzo dobry wers: „Bóg jednak przez skórę, a skórę mam zimną”, zastępując go efekciarskim i nie tak sugestywnym zdaniem: „Kruki w wersji empetrzy, kruki na kilka mega”.

 

Co do powyższego efekciarstwa, to cóż, w wierszach Szeremety czytelnik znajdzie go sporo. Choćby w wierszu „Stacja oprawy graficznej” (już tytuł wiele mówiący), gdzie padają takie wersy: „Nie zadzwoni do ojca. To nie jego wina. Wina/ nie występuje, rzeka wystąpiła.” Taka nieuzasadniona gra słów niestety mnie nie przekonuje (zważywszy na fakt, iż wytłumaczenia dla rzeki w dalszej części utworu nie sposób znaleźć), podobnie jak w tekście „Pierwsze zdjęcie”, gdzie: „Na smutnym Ruczaju wieje jakby chujem wiało”. Stąd powtarzam: jest to nic innego jak zwykła żonglerka, która niczego nie wnosi, a do której upodobanie składam na karb młodości.

 

Podobnie jak wszelka grypsera (znak czasu, wszak język jest nieskończony), której trochę za dużo jednak w tej poezji, przez co niekiedy wywołuje znużenie u czytelnika, a nawet sprzeciw przeciwko takiemu modnemu stylowi pisania.

 

Tak, bowiem Szeremeta jest poetą modnym, który, nie chcąc podlegać żadnym klasyfikacjom, uwielbia (uwaga!) rymować – na przekór. Dla niego wiersz musi przede wszystkim brzmieć. I to brzmienie często determinuje treść, która powstaje niejako do rymu. Czasami jednak prudniczanin daje się ponieść, przez co wychodzi tandetnie, wręcz po częstochowsku. Z drugiej strony można to interpretować, jako świadomy zabieg autora, mając w pamięci jego ironiczny stosunek do pisania, bądź, tak jak w przypadku Bartłomieja Majzla, jako stan kompletnego odlotu, podczas którego nie liczy się forma, tylko to, jak ów stan zapisać. Dlatego czytelnik podczas lektury wciąż zadaje sobie pytanie: „może właśnie wtedy mamy do czynienia z prawdziwą poezją?”

 

Pomimo tych zgrzytów, warsztat Szeremety jest dobry, a czasami nawet bardzo dobry. Szczególnie można go „podziwiać” w wierszu – pantum „Kyrie”. Poradzenie sobie z tą, „malajską formą wiersza”, jak na debiutanta uważam za nie lada wyczyn. Co więcej, odnoszę wrażenie, że pisanie wierszy dla niego jest bardzo proste (stąd też może mieć taki a nie inny stosunek do pisania), wskutek czego Nowy dokument tekstowy cechuje niezwykła plastyczność. Czytelnik nie uświadczy jakiś kuriozalnych metafor, potknięć, wszystko wydaje się płynne, nawet jeśli nie do końca przekonuje.

 

Podsumowując, debiutancka książka Krzysztofa Szeremety jest przyzwoita, choć nie rzuca na kolana, nie powoduje, że czytelnik nie może zasnąć przez jeden wers, który nieopatrznie wbił się do głowy. Być może dlatego, że tej pozycji brakuje właśnie drapieżności, która charakteryzowała „Kanadę” Tomasza Bąka (rocznik 1991), w bezpośrednim starciu wygrywającym na punkty z autorem „Nowego dokumentu…”. Jednak Szeremeta ma tę zaletę, że, w przeciwieństwie do autora z Tomaszowa Mazowieckiego, nie pisze o wszystkim, lecz skupia się na wybranych problemach, będąc w tym nad wyraz konsekwentny. Ma swoją niszę (?) i nie aspiruje do miana głosu pokolenia (żeby było jasne: nie twierdzę bynajmniej, iż robi to przywołany Bąk), po prostu pisze wiersze, traktując to jako pewną formę rozrywki, kolejny etap w życiu. Choć może mamy tutaj do czynienia z wyższym stopniem ironii.


                                                                                                                

                                                                                                   Rafał Różewicz

 

Krzysztof Szeremeta
Nowy dokument tekstowy

wyd. Zeszyty Poetyckie, 2011.

Rafał Różewicz

Rafał Różewicz

34 Nowa Ruda/ Wrocław
3 artykuły 52 komentarze


Dodaj komentarz anonimowo lub zaloguj się
 
Oliwia 23 marca 2012, 21:30
Poetom modnym? Poetą! Autorze, wstyd!
Sporo powtórzeń, jeszcze więcej komunałów i stereotypów.
Irytująca recenzja, przykro mi.
Rafał Różewicz
Rafał Różewicz 23 marca 2012, 23:33
Dziękuję za opinię, pozwolę się nie zgodzić, ponieważ recenzja jest całkowitym zaprzeczeniem tego, co Pani znalazła. Jeżeli chodzi o jakiekolwiek stereotypy - w recenzji dobitnie ukazuję, jak autor tomiku, i za pomocą jakich środków, próbuje je obalać.

Poeta modny to ten, kto wie, co dzieje się na czasie w języku poetyckim. I jakie tematy są aktualnie nośne (Szeremeta tradycyjne tematy porusza w nader nowoczesnej formie). To takie samo określenie, jak choćby poeta awangardowy, egzystencjalny.

Powtórzenia, jeśli nawet, wynikają z analizy tomiku w celu wykazania, jak autor na poziomie tematycznym i językowym uchyla się od jednoznacznej klasyfikacji.

Myślę, że lepiej byłoby, gdyby przeczytała Pani od razu ostatni akapit, albowiem tam zamieściłem moją ocenę książki. Bo chyba od początku chodziło Pani o jednoznaczną opinię. Przykro mi, że nie zawarłem jej w pierwszym akapicie i nie wystawiłem gwiazdki tudzież cyfry w skali od 1 do 6 albo od 1 do 10.
Oliwia 24 marca 2012
Pan się tylko ośmiesza. Styl wypowiedzi zaprezentowany w tekście oscyluje na poziomie gimnazjalisty. O okaleczonej ortografii nie wspomnę, bo nie chciałabym się nachalnie powtarzać.

Niestety, panie Rafale, nawet tania ironią nie uratuje poziomu recenzji. Może następnym razem pójdzie lepiej, czego panu życzę. Szczerze i bez sarkazmu.
Oliwia 24 marca 2012, 00:18
Tania ironia, pardon. Autokorekta. Komentarzy - w przeciwieństwie do artykułów - nie można poprawiać. Szkoda, że pan nie zechciał spróbować. Pozdrawiam i żegnam.
Kuba Sajkowski 25 marca 2012, 19:52
Dwie rzeczy koniecznie do poprawki:
- "Poetom" - w 3 akapicie od końca
- oraz argument "w tak młodym wieku" - może byłbym w stanie zdzierżyć "jak na debiutanta", to by miało faktycznie sens (no bo faktycznie nie ma sensu porównywać autorow doświadczonych z debiutantami), ale argument wieku zawsze będę uważał za głupawy, niezależnie od tego czy użyty po to, by zganić, czy po to, by potraktować ulgowo.
Kuba Sajkowski 25 marca 2012, 19:56
Ale ten tekst powyżej i tak mi się lepiej czytało niż tą drugą recenzję,
bo tej drugiej nie kumam ni w ząb :(
/z całą sympatią dla niszy i dla Krzysztofa Szeremety, którego książka jest bardzo ok/
Rafał Różewicz
Rafał Różewicz 26 marca 2012, 13:11
kurde, fakt, nie zauważyłem tego błędu, serdecznie przepraszam oraz dziękuję za uwagi.
Rafał Różewicz
Rafał Różewicz 26 marca 2012, 13:35
dziękuję jeszcze raz, kajam się i najmocniej przepraszam zarówno czytelników, jak i samego autora, bardzo mi wstyd.. to się już więcej nie powtórzy.
Jadwiga G.
Jadwiga G. 7 kwietnia 2012, 20:25
Ciekawa recenzja. :)
przysłano: 2 czerwca 2011 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca