Teatr

„Ale o tym później”, czyli obłędna pozorność w „Nienasyceniu” według S. I. Witkiewicza.

O twórczości Witkacego powiedzieć można wiele, ale na pewno nie to, że jest jednoznaczna. Wejście w istotę jego twórczości wymaga nie lada skupienia, odrobiny niekonwencjonalnego odbioru i elastycznej wyobraźni

 

O Witkacym powiedzieć można wiele, ale na pewno nie to, że jest jednoznaczny. Wejście w istotę jego twórczości wymaga nie lada skupienia, odrobiny niekonwencjonalnego odbioru i elastycznej wyobraźni. Niestety nie wszyscy to rozumieją. Sztuka ma to do siebie, że jej oddziaływanie zasadza się na indywidualnej interakcji na linii dzieło (nie autor!) – odbiorca. Ta zależność pociąga za sobą bardzo istotną dla funkcjonowania sztuki informację, mianowicie 

że indywidualny odbiór tekstów kultury nierozerwalnie wiąże się z ich jeszcze bardziej indywidualną interpretacją. Sytuacja jest prosta, gdy refleksje zachowuje się dla siebie. Komplikacje pojawiają się z kolei wówczas, gdy bierze się takowe na warsztat, czyniąc z nich cokolwiek nowego, nawet pozornie. Tu, aby używać sądów wartościujących, należy (z perspektywy odbiorcy) zadać sobie pytanie dotyczące argumentów pro et contra. Argumentów. Wyraz ten, tak dobitnie brzmiący, powinien stać się słowem kluczem dla polskiej sceny krytyki teatralnej. Mości Panie i Panowie, nie kompromitujmy się.

 

Nienasycenie w reżyserii młodego Tomasz Hynka nie spotkało się z pochlebnymi recenzjami krytyków. Martwi jednak nie to, że recenzje były raczej jednoznaczne, ale fakt, że były one puste i de facto pozbawione linii argumentacyjnej. Wymienianie nazwisk nie ma tu najmniejszego sensu. Odgórne polecenia? Klapki na oczach? Naprawdę nie wiem. Pewne pisma i pewne osoby idą niestety po stałej linii, która zajmuje się krytyką nie sztuki, a osób. Skaza pozostaje jednak skazą. Bo co można myśleć, gdy osoba, nazywająca siebie krytykiem teatralnym pisze, że, parafrazuję: „wprawdzie nie czytałem książki, ale sztuka nie spełniła moich oczekiwań” – jakich zatem oczekiwań? Czytając dalej trafimy na tak obłędne zarzuty jak „ascetyczna scenografia”, „chaos”, „nuda” kierowane oczywiście wobec elementów surrealistycznych. Szkoda, ogromna szkoda, że takie ataki kumulują się na osobie reżysera, który jawi się jako jedna z ciekawszych postaci młodej polskiej sceny teatralnej. Pozostaje nam wejść w polemikę z opiniami już upublicznionymi i szukać nadziei w osobach, które problem widzą.

 

W ton powyższych słów doskonale wpisuje się spektakl w reżyserii Tomasz Hynka. Co 

właściwie zrobił reżyser? Otóż zauważył coś, co chyba nie do końca udało się Grodeckiemu w filmowej wersji Nienasycenia, a mianowicie aspekt ponadczasowy, chwilami może aż nadto widoczny, ale na pewno niezwykle istotny.

 

Witkacy napisał dramat o tych samych problemach, z którymi borykają się ludzie nam współcześni. Jedyna różnica pomiędzy jego Nienasyceniem, a Nienasyceniem Hynka polega  na odmiennie i ciekawie dobranym rekwizytorium. Owa „ascetyczna scenografia” idealnie wpisuje się w uniwersalizm sztuki. Jest ona symboliczna i niedopowiedziana, czyli dokładnie taka, jak wszystkie inne elementy spektaklu.

 

Nienasycenie to tytuł wtórny, gdyż pierwotnie Witkacy nazwał swoje dzieło Obłędem. Nie nam oceniać, który z tytułów lepiej „pasuje”, możemy za to wysnuć z tego zabiegu pewne wnioski interpretacyjne. I rzeczywiście, „obłęd ściele się tu gęsto”, czyli dokładnie tak, jak w świecie realnym. Witkacy ze wszystkich elementów budujących świat, wybrał te, które najcelniej definiują Polaków jako naród i jako indywidua. Najbardziej wymowna wydaje się tu postać głównego bohatera – Genezypa (Krzysztof Kwiatkowski), który uwikłany w życie, próbuje osiągnąć bardzo mglisty i zmienny cel. Warto zauważyć w tym miejscu, że debiutujący w tej sztuce aktor udźwignął ogromny ciężar, który wziął na swoje barki. Potrafił bowiem oddać tak subtelne (pozornie) zmiany jak ewolucja narracji, mająca miejsce w drugiej części spektaklu. Jego egzystencja naznaczona jest znamieniem erotycznego napięcia, które dosłownie pulsuje w trakcie spektaklu. I pod tym adresem pojawiły się zarzuty. Niejednokrotnie krytykowano bowiem wszechobecną na scenie nagość. Ponownie zapomniano jednak o tym, że i ona może mieć wymiar symboliczny. Bohaterowie sztuki są nadzy nie tylko fizycznie, ale także mentalnie. Pomiędzy tymi dwoma elementami nie ma mowy o dychotomii. Ekshibicjonistyczne sceny autoprezentacji emocjonalnej byłyby bez „stanu pierwotnego” absolutnie niepełne.

 

Część dylematów, z którymi boryka się Genezyp i inni bohaterowie to zapewne echa bujnej biografii samego Mistrza. Mamy tu bowiem do czynienia z seksualną obsesją, trudnymi stosunkami rodzinnymi, szczególną rolą matki, gorzką ironią w podejściu do świata etc. Istotną rolę odgrywa w spektaklu głos wewnętrzny Genezypa, czyli DNA (Grażyna Rogowska). Przez pryzmat tej wykoślawionej postaci, przywołującej na myśl najbardziej groteskowe kreatury, dokonać można analizy psychologicznej postaci głównego bohatera. Jedno wiemy na pewno – Genezyp ulega czemuś, co pierwotnie stanowić mogło jego alter ego, a z czym zaczyna żyć we frapującej symbiozie.

 

Nienasycenie to jednak sztuka nie tylko o indywidualności wrzuconej w wir wielkiego świata, ale

także o Polsce i tym, że „o tym później”. To motto przewija się zawsze, gdy jesteśmy u szczytu sensownej konkluzji, ta myśl burzy każdy przejaw racjonalności, co ujawnia raczej jednoznaczny stosunek autora do ówczesnej (i chyba aktualnej) sytuacji kraju. O Polsce mówi się tu jako o „przedmurzu”. Brzmi to dumnie gdy weźmiemy pod uwagę romantyczny rodowód, ale stanowi pustą konotację, ponieważ w Nienasyceniu Polska nie jest już przedmurzem żadnej wartości, gdyż sama żadnych wartości nie broni. Honor i Ojczyzna zostały zabite przez postać wielkiego wodza Kocmołuchowicza (Wiesław Cichy), wartości rodzinne ukazane zostały jako szerząca się patologia, erotyka jako zwierzęce napięcie i tak dalej.

 

Hynek nie stworzył nowej sztuki, co zarzucano mu niejednokrotnie. Dokonał jednak aktu translacji Witkacego na język „dziś”, na dzisiejszą symbolikę, dzisiejszy (także) kontekst kulturowy. Zauważył potencjał jednej z najważniejszych sztuk autora Szewców i umiejętnie przeniósł go na scenę Teatru Studio, zachowując „pozorność wszystkiego” tak charakterystyczną dla sztuk Witkacego. 

 

Jacek Podgórski / Nisza Teatralna

 

Nienasycenie wg S. I. Witkiewicza

Teatr Studio im. S. I. Witkiewicza

Reżyseria: Tomasz Hynek
Scenografia: Mirosław Kaczmarek
Ruch sceniczny: Mikołaj Mikołajczak
Kostiumy: Mirosław Kaczmarek
Czas trwania spektaklu: 220 min.
Data premiery: 29.10.2009 r.
Występują: Genezyp (Krzysztof Kwiatkowski), Księżna (Ewa Błaszczyk), Tengier (Mirosław Zbrojewicz), Ojciec / Kocmołuchowicz (Wiesław Cichy), Abnol (Karol Wróblewski), Scampi (Wojciech Zieliński), Matka (Elżbieta Piwek), Toldzio (Mateusz Lewandowski), Książę (Stanisław Budny), Eliza / Lilian (Monika Obara), DNA (Grażyna Rogowska), Persy (Monika Fronczek), Michalski (Jacek Król), Benz (Krzysztof Stróżycki), Bazyli (Janusz Stolarski).

 

Do Teatru Studio

Zdjęcia


Jacek

Jacek Podgórski Jacek

34 Warszawa/ Iława
18 artykułów 62 teksty 2276 komentarzy
Pierwszy redaktor działów Teatr i Kino. Były opiekun sekcji prozatorskiej i poetyckiej. Lubię klopsy. Naprawdę.
Zasłużeni dla serwisu


Dodaj komentarz anonimowo lub zaloguj się
 
przysłano: 26 sierpnia 2010 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca