Teatr

Plastikowa „Lalka” w Teatrze Polskim

Rosnącej z minuty na minutę katastrofy nie były w stanie uratować nawet wybitne kreacje aktorskie: sytuację Cywki, Preis, czy chociażby Porczyka można by porównać do wybitnych marynarzy, którzy próbują zatamować dziurę w wielkim tankowcu taśmą klejącą, ponieważ wszystko inne wyrzucono za burtę tuż przy porcie.

 

„Tylko nie waż mi się wymieniać żadnych wad: złych przedstawień trzeba bronić, kochanie” – powiedziała pani polonistka swojemu wyraźnie zdegustowanemu uczniowi, z gracją właściwą damie starego porządku podając szatniarce jaśniejący nowoczesnością, plastikowy numerek. „Bo widzisz, to jest trochę tak, jak z najsłabszym dzieckiem w klasie – nigdy nie jest tak, że całość jest do luftu, zawsze się znajdzie jakaś rzecz, w której ancymon będzie dobry, trzeba się tylko odrobinę postarać, pomyśleć i taką rzecz wynaleźć. Zresztą, kto Ci ma go bronić? Reżyser? Reżyser jest jak patologiczny ojciec: zmajstruje, co mu tam do głowy przyjdzie, czasem nawet trochę nieświadomie, doprowadzi do rozwiązania, pointeresuje się jeszcze kilka tygodni, a potem zostawi na pastwę losu i czym innym się zajmie. Mnie tam one strasznie wzruszają, takie złe przedstawienia.” Dodała pani polonistka z uśmiechem, po czym zgrabnie przystąpiła do perorowania na temat  domniemanych plusów obejrzanego przed kilkoma minutami dzieła. Wyraźnie zdegustowany uczeń milczał taktownie, wojując jednocześnie z wyraźnie za długim szalikiem. Ja podsłuchiwałam bezczelnie, zręcznie pozorując mozolne zapinanie guzików. 

 

Czy możliwe jest jednak napisanie czegokolwiek dobrego o sztuce, która wydaje się zostać zrobioną specjalnie po to, aby się nie podobała? Mowa, oczywiście, o skandalicznie złej „Lalce” z Teatru Polskiego we Wrocławiu w reżyserii P. Rubina. Nagromadzenie błędów zauważalnych nawet przez osoby kompletnie nieinteresujące się teatrem jest tak duże, iż wręcz prowokuje do zastanowienia się, czy aby nie celowe. Gwoli ścisłości: to naprawdę nie jest tak, że ja jestem uprzedzona do uwspółcześnionej klasyki, okraszonej iście kloacznym poczuciem humoru oraz niewybrednymi wulgaryzmami. Wręcz odwrotnie, nie mam nic przeciwko, aczkolwiek jest jeden warunek: jest to w porządku tylko wtedy, kiedy to czemuś służy. Niestety, w tym przypadku nie służy niczemu. Sama idea skrótów w tekście poprowadzonych w stronę ukazania ciężkiego życia młodego polskiego obywatela jest nie tyle prosta, co wręcz prostacka - dramatyczny monolog polegający na wykrzykiwaniu coraz to nowych imion i skandalicznie niskich kwot wynagrodzeń brzmi, jakby został przeniesiony ze znalezionego w Internecie scenariusza młodzieżowych jasełek.

 

Ciągła gra z konwencją to zabieg o tyle ciekawy, o ile wyeksploatowany, do tego musi być przeprowadzany z dużą dozą delikatności i precyzji – czego również wyraźnie zabrakło. Nieustanne przebieranki artystów scenicznych, dynamiczne zmiany scenografii, muzyki, świateł ciekawiły przez pierwszych kilka scen; potem już tylko nużyły. Rosnącej z minuty na minutę katastrofy nie były w stanie uratować nawet wybitne kreacje aktorskie: sytuację Cywki, Preis, czy chociażby Porczyka  można by porównać do wybitnych marynarzy, którzy próbują zatamować dziurę w wielkim tankowcu taśmą klejącą, ponieważ wszystko inne wyrzucono za burtę tuż przy porcie. Kultowe już „Iza, wsadź mi palec w dupę” oraz „Jeb mnie na szezlongu” wprawiały w zachwyt jedynie obecną na sali młodzież w wieku gimnazjalnym, u starszych wywoływały tylko uśmiech politowania.

 

Reasumując: „Lalka” to spektakl tragicznie wręcz niedobry, oparty na wyświechtanych pomysłach i zwyczajnie rozwlekły, niby nowoczesny, ale tak naprawdę plastikowy, niczym szatniany numerek. I naprawdę ciężko znaleźć mi jakikolwiek związany z nim pozytyw. Chyba, że…  Ostatecznie, pani polonistka miała trochę racji. Ostatecznie, stworzenie spektaklu praktycznie pozbawionego zalet może być przecież potraktowane jako swoisty sukces.

 

Katarzyna Rutowska/ Nisza Teatralna

 

„Lalka” w reżyserii Wiktora Rubina

Teatr Polski we Wrocławiu,


utwór sceniczny - Jolanta Janiczak, Wiktor Rubin
dramaturgia - Jolanta Janiczak, Piotr Rudzki
scenografia, reżyseria światła - Mirek Kaczmarek
kostiumy - Mirek Kaczmarek, Małgorzata Matera
muzyka - Piotr Bukowski
ruch sceniczny - Maćko Prusak
koordynator projektu - Hanna Frankowska


obsada:
Izabella - Kinga Preis
Wokulski - Bartosz Porczyk
Prezesowa, Helunia - Krzesisława Dubielówna
Krzeszowska - Dominika Figurska
Stawska - Halina Rasiakówna
Wąsowska - Katarzyna Strączek
Rzecki, Model - Michał Chorosiński
Suzin, Wysocki, Starski - Adam Cywka
Baron Dalski - Marian Czerski
Węgiełek, Książę - Mariusz Kiljan
Szlangbaum, Krzeszowski - Rafał Kronenberger
Mraczewski, Anonim 1, Model - Michał Mrozek
Lisiecki, Anonim 2, Model - Andrzej Wilk
Łęcki - Wojciech Ziemiański
Pasażerowie - Magdalena Kabata, Ewa Wilk/Piotr Rudzki
Gospodarz/Posłaniec - Mieczysław Paska


Premiera w Teatrze Polskim na Scenie im. Jerzego Grzegorzewskiego 20 grudnia 2008

spektakl z dnia: 15.12.2010

Nisza Teatralna

Nisza Teatralna

14 Wrocław/Warszawa
49 artykułów


przysłano: 11 listopada 2010 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca