Od 11 listopada 2011 na deskach małej sceny Teatru Bagatela przy ulicy Sarego 7 możemy oglądać „Wujaszka Wanię”. Jest po raz pięćdziesiąty szósty wystawiany w Polsce.
Waldemar Śmigasiewicz w swym dorobku reżyserskim ma sztuki z różnych bajek. Znajdziemy tu Szekspira, Moliera, Kafkę, ale też Zelenkę, czy młodych dramaturgów ze wschodu: Nikołaja Koladę i Neżdanę Nedę. Przede wszystkim zaś znajdziemy Witolda Gombrowicza, przez którego teksty Śmigasiewicz przedzierał się wielokrotnie, nie tylko w teatrze, ale i w swej pracy doktorskiej. W ostatnich latach reżyser też był dość różnorodny: od komedii muzycznej Wystarczy noc w 2005 przez m.in. Hamleta, Zbrodnię i karę, Proces, w 2009 Kieszonkowy atlas kobiet Sylwii Chutnik, aż do Wujaszka Wanii w Teatrze Bagatela. Sztuką Antoniego Czechowa zajął się Śmigasiewicz po raz drugi. Pierwszy miał miejsce w 2006 roku w Teatrze Nowym w Poznaniu.
W recenzjach po poznańskim spektaklu przeważały zdania o uczuciu i poczuciu melancholii, o swobodzie, jaką dał reżyser swym aktorom oraz o wiernej realizacji tego, co Czechow napisał. Wszystko się zgadza. Aktorzy snują się po scenie zapadli w nudzie i niechęci. Mają świadomość pospolitości, która ich dogania, ale nie uciekają. Są nie do końca pogodzeni, ale też niewalczący, są melancholijni. I tylko w Sonii, która podskakuje i jak stary szewc ciągnie wino z baniaka, jest trochę więcej energii. Może to młodość a może wiejskie obycie dalekie od wyuczonego znużenia Heleny. Służący czyści samowar, meble stoją, szafkę co jakiś czas ktoś otwiera, by wyjąć kieliszek lub butelkę, a to wszystko za taką właśnie mgłą marazmu. I my znajdujemy się w tej mgle, bowiem ułożenie sceny nie jest klasyczne. Miejsca dla widzów znajdują się przed sceną i po obu bokach, a najniższe krzesła prawie na scenie, tak że siedzimy praktycznie obok Siebierkiakowa, Sonii czy na wyciągnięcie ręki od przechadzającej się Heleny. Jesteśmy w salonie, zaproszeni na herbatę. Tę mgłę melancholii rozwiewa Seriebriakow, ogłaszając swe plany dotyczące gospodarstwa. Wtedy emocje biorą górę, a charaktery się ostrzą. Astrow wypowiada parę ważnych kwestii o monotonii i zwyczajności życia, Helenie jakby krew zaczęła szybciej krążyć, a Wania przeżywa swe psychiczne katusze, stając się najwyrazistszą postacią spektaklu.
Zresztą aktorzy są tego spektaklu stroną zdecydowanie najmocniejszą. Faktycznie, reżysera nie widać tu prawie w ogóle. Wygląda to tak, jakby na początku delikatnie ich prowadził, a gdy już poznali swe postacie, pozwolił nimi po prostu być i oni nimi po prostu są, tworząc to czechowowskie ziemiańskie miejsce na świecie. Trudno powiedzieć, który z nich gra najlepiej, to zależy od roli, bo to postać jest bardziej lub mniej, nie aktor. Trójka: Starczewski, Walach, Sanakiewicz wydaje się najmocniejsza. Ale Grabowska z Leonowiczem są tuż za nimi. I tylko Bogucki stworzył Tielegina dalekiego, myślę, od wyobrażeń po lekturze. Trochę fircyk, trochę tak podśmiechuje się trzymając gitarę, trochę mu wszystko obojętne, ale momentami prawie płacze.
Wierność tekstowi jest oczywista. Przestawione są bodajże dwie rozmowy, reszta dokładnie tak, jak napisał w latach 1899-1900 Antoni Czechow. Scenograf sumiennie zadbał o szczegóły – antyczne meble, samowar, baniak wina, mapy doktora Astrowa, w końcu stare ruble – leżą na stole, gdy Sonia podlicza rachunki. Zastanawiają stroje. Są niby z tamtego czasu, ale niewielu by zdziwiło, gdyby dziś ktoś w takich chodził po ulicy. Helena czy Sonia w sukienkach w kwiatki i długich swetrach nie zaskoczyłyby nikogo. Podobnie jak Wania w jasnych spodniach i sztruksowej marynarce. Może to próba pokazania uniwersalności Wujaszka Wani.
Po tak poprawnej sztuce, ładnie klasycznej, pokazie bardzo dobrych umiejętności aktorów zadajemy sobie jednak pytanie: po co? Po co po raz kolejny adaptować Czechowa w takiej formie? Dlaczego go nie interpretować, dlaczego nie pójść dalej, tak jak zrobił to choćby Paweł Miśkiewicz w Mewie w Teatrze Starym? Po tej sztuce nie dziwi fakt, że w czasie teatru autorskiego, eksperymentalnego, pełnego obrazów video, kamer, współczesnych problemów społecznych, ekonomicznych, tożsamościowych, Teatr Bagatela stoi raczej na uboczu wielkich festiwali, nagród i analiz krytycznych. Jest jednak duża grupa widzów, którzy na eksperymenty, kamery i komentarze sytuacji społecznej nie mają ochoty. Mają ochotę na klasyczny teatr. Na klasycznie pokazaną klasykę. Dla nich jest ten Wujaszek Wania i z pewnością zaspokaja ich potrzeby.
Anna Wyrwik
Wujaszek Wania
Antoni Czechow
przekład Jarosław Iwaszkiewicz
reżyseria Waldemar Śmigasiewicz
scenografia Maciej Preyer
muzyka Mateusz Śmigasiewicz
Teatr Bagatela w Krakowie
Premiera 11 listopada 2011
Recenzowane przedstawienie wystawione było 25 marca 2012
Fot. Piotr Kubic (źródło)