Teatr

Jeleń zepsuł zabawę (recenzja Bachantek)

Spektakl długo nabiera rozpędu. Zupełnie jakby wstęp miał służyć oswojeniu się z postaciami, scenografią i muzyką. Powolne ruchy aktorów, niezwykle plastyczne i wyraziste mają u początku w sobie coś ociężałego. Zupełnie jakby budowali podwaliny pod rozpędzającą się karuzelę, która na końcu zawiruje w szaleńczym tempie.  

 

Bachantki, w reżyserii Maćko Prusaka w Teatrze Pantomimy we Wrocławiu, to współczesna interpretacja mitu o Dionizosie. Bohaterowie tragedii, ubrani w stroje nam współczesne, przemieszczają się po zmyślnie skonstruowanej przestrzeni. Scenografia w wykonaniu Mirka Kaczmarka ogranicza się do drewnianej platformy, w którą symetrycznie, na przedzie, powbijane są toporki. Za nimi, ustawiony w pewnej odległości stół pełni funkcję wyposażenia jadalni jak i biura. Nad nim kosz do koszykówki, w którym umieszczono głowę wypchanego jelenia. W to wszystko został wpisany kult Dionizosa, boga dzikiej przyrody i dawcy winnej latorośli. Dlatego bohaterowie nieustannie piją wino, czy to do obiadu, ciasta czy w trakcie przyjęcia. Jest to znaczący symbol, jeden z wielu, wykorzystany przez reżysera. Sam spektakl natomiast skupia się wokół ostatnich, najbardziej dramatycznych wydarzeń boskiego mitu, obejmuje wątki od pochwycenia Dionizosa przez zbrojnych Penteusza, aż do tragicznego końca tebańskiego władcy. Jak w takiej przestrzeni sprawdza się opowieść o kulcie Dionizosa? Niezwykle sprawnie. Chociaż akcja napiera tempa dopiero w scenie rozmowy syna (Anatoliy Ivanov) z Kadmosem (Artur Borkowski) i Tejresjasem (Radek Kasiukiewicz). Wtedy to, interakcje stają się o wiele bardziej żywiołowe, pełne pasji i dynamiki. Etiuda Ivanova, który wprawia swoje ciało w niezwykły wir, lawirując wokół powbijanych w scenę toporków, jest kluczowa dla finału. Bowiem jego szaleńcza ekspresja, zostaje przeniesiona na inne postaci w finalnym mistycznym szałe. Układ choreograficzny powiela się. Agresja zamknięta w ruchu stanowiła niezwykłe przełożenie ostatniego aktu Bachantek, w którym to wysłany na Kithajron władca Penteus/Ojciec (Jan Kochanowski) przygląda się kobietom. W finale dramatu władca ginie, rozszarpany przez najbliższe mu kobiety. Spektakl natomiast kończy się wyciemnieniem. W momencie, gdy już muzyka stawała się nieznośnie głośna, gdy miało nadejść rozwiązanie tragedii wszystko nagle się wycisza…

 

Nabudowywane od początku spektaklu napięcie rozprasza się. Nie ma w tym jednak żadnego niedostatku, spektakl bowiem od początku igra z percepcją widza. Maćko Prusak bawi się zmysłami odbiorcy, zmusza do wzmożonej uwagi. Bowiem, bez uważnego śledzenia drobnych niuansów spektakl staje się nieczytelny. I tak, gdy w centralnym punkcie sceny nawiązuje się interakcje między Kadmosem a Tejresjasem w tle przemyka Diniozos, ciągnąc za sobą małą walizkę na kółkach. Symbolizuje to powrót Bachanta na dwór tebański. Ciekawie również został ograny symbol jelenia. Nad stołem, w centralnym punkcie sceny została zawieszona, na koszu do koszykówki, wypchana głowa jelenia. Jego pysk uwieczniony z półotwartą gębą, sprawia wrażenie jakby był w trakcie rozpaczliwego krzyku, wydawanego w ostatnich chwilach przed śmiercią. To trofeum należy do Penteusa, apodyktycznego ojca, który wprowadza w domu rządy patriarchatu. Żadna z kobiecych postaci w jego obecności nie może być szczęśliwa. Dopiero gdy Ojciec znika ze sceny, Matka (Anna Nabiałkowska), Córka (Paula Krawczyk-Ivanov) jak i Służąca (Agnieszka Dziewa) mogą swobodnie rozkoszować się winem, muzyką i towarzystwem gości. Wspomniany jeleń, w czasach starożytnych był symbolem bliskość świata nadprzyrodzonego. Penteus jako myśliwy, przeciwnik kultu Dionizosa, niszczy więc wszystko co związane ze światem nadprzyrodzonym. I gdy w domu trwa zabawa, Penteus przerywa ją wkraczając na scenę z zabitym jeleniem na plecach. Rzuca trupa na stół i przerywa tym samym kult Bachanta. To symboliczne odcięcie się od świata nadprzyrodzonego nie trwa jednak długo. Bowiem Dionizos nawiedza dwór i wprawia pozostałych gości ponownie w szczęśliwy nastrój, który zepsuł despotyczny Ojciec. Sama relacja postaci, decyzja reżysera, aby skomplikowane relacje z antycznego dramatu przełożyć na schemat: Ojciec, Matka, Syn i Córka, było strzałem w dziesiątkę. Nie dość, że klimat ten pasował do obranej estetyki, ale również systematyzował i porządkował akcję. Nie ma co ukrywać, mężczyźni zdominowali ten spektakl i pomimo, tego, że tytułowa rola miała przypaść Bachantkom (Matce, Córce i Służącej) to patriarchat wprowadzony przez Ojca, wyrazista kreacja Syna oraz sam Dionizos zawładnęli sceną.

 

Na temat ukrytych znaczeń i scen można by się rozwodzić, bowiem Maćko Prusak stworzył dzieło kompletne, bogate i estetycznie poruszające. Uwspółcześniona interpretacja Bachantek powinna być numerem jeden na liście „Do zobaczenia”, przez końcem sezonu teatralnego 2015/2016.

 

Bachantki

według Eurypidesa

Reżyseria: Maćko Prusak

Scenariusz i dramaturgia: Marta Giergielewicz

Scenografia: Mirek Kaczmarek

Muzyka: Marta Giergielewicz i Maćko Prusak

Obsada: Mariusz Sikorski, Jan Kochanowski, Anna Nabiałkowska, Paula Krawczyk-Ivanov, Agnieszka Dziewa, Antoliy Ivanov, Artur Borkowski, Radek Kasiukiewicz

Premiera: 10 czerwca 2016

 

Agata Iżykowska

Agata Iżykowska

32 Wrocław
75 artykułów 1 komentarz


przysłano: 12 czerwca 2016 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca