Literatura

Niosący światło

„Droga” to solidna proza, zapadająca w pamięć, niebanalna, stawiająca istotne pytania. Wystarczająco dobra, żeby zachęcić do lektury kolejnych pozycji z dorobku McCarthy'ego.

 

 

„Znał już to uczucie, kryjące się za odrętwieniem i tępą rozpaczą. Świat kruszący się do surowego rdzenia rozczłonkowanych bytów. Nazwy śladem przedmiotów odchodzące z wolna w niepamięć. Kolory. Nazwy ptaków. Jedzenie. I w końcu to, co kiedyś człowiek uważał za prawdę. Święty idiom odarty z desygnatów, a więc z własnej realności”[1]

 

 

„Wiedział tylko, że dziecko to jego racja bytu. Powiedział: Jeśli nie jest słowem Bożym, to Bóg nigdy nie przemówił”[2]

 

 

Pierwsze zetknięcie z pisarstwem jednego z najważniejszych twórców współczesnej literatury amerykańskiej nie było przypadkowe. Podyktowane zostało przede wszystkim tematem świata po apokalipsie, który wprawdzie jest już mocno eksploatowany i wysłużony, jednak kiedy zostaje podany w niebanalny sposób może nadal intrygować, dawać pole dla wyobraźni, a także stanowić punkt wyjścia dla interesujących refleksji. Po drugie, zastanawiało jaki kształt przybierze pod piórem McCarthy'ego ten wyzyskany przez literacką i filmową fantastykę motyw.

 

Jednak po przewertowaniu nieco ponad stu stron powieści pojawiło się odczucie oscylujące pomiędzy znudzeniem a irytacją, wynikające z niezwykłej oszczędności języka, nadmiernej drobiazgowości opisu, powolnej, monotonnej narracji, powracającej nieustannie do podobnych, niemal identycznych motywów fabularnych, w końcu zaś, z potraktowania tematu w sposób może i niesztampowy, jednocześnie jednak nie satysfakcjonujący w pełni. I to ma być ów wielki, przyrównywany do Faulknera Cormac McCarthy, w swojej najlepszej, jak można sądzić, odsłonie, w nagrodzonej Pulitzerem Drodze? Czy to wszystko, co ma do zaoferowania? Po przeczytaniu mniej więcej połowy, książka powędrowała w kąt, by w końcu trafić z powrotem na biblioteczną półkę, na miejsce obok Krwawego południka, Suttree i W ciemności, na których jedynie na ułamek chwili spoczęło chłodne, sceptyczne i mało zainteresowane spojrzenie.

 

Dziwna to sprawa, ale w jakiś czas później Droga przypomniała o sobie obrazami pojawiającymi się ni stąd ni zowąd w myślach, wyobrażeniami wyniesionymi z przeklętego świata po apokalipsie, zachęcając niejako do ponownego po nią sięgnięcia, do dania jej jeszcze jednej szansy. To prawda, wizja McCarthy'ego na długo pozostaje w pamięci, nie pozwala o sobie zapomnieć w prosty sposób. Wybrzmiewa obrazami, o wielkiej plastycznej intensywności, niepokojącymi, mrocznymi, czarnymi jak noc, jak śmierć.

 

To niezwykłe jak z owej językowej ascezy, minimalizmu i fragmentaryczności opisu, jakimi operuje McCarthy, wyłaniają się sugestywne, dystopijne wizje umarłego świata. Szokujące, drastyczne obrazy śmierci, rozkładu, degradacji człowieka, portrety bohaterów odartych z człowieczeństwa, ludzkiej tożsamości, opętańczo dążących do zaspokojenia własnej fizjologii, do przetrwania, które pozbawione jest wszelkiego sensu, wszelkiej nadziei. Wielce interesująca jest także gra z popularnymi konwencjami, jaką McCarthy prowadzi w obrębie tekstu. Elementy wyniesione z powieści drogi, science fiction czy horroru stanowią z jednej strony fundament dla świata fikcji oraz opowieści, z drugiej zaś, swego rodzaju asumpt dla wymykającej się ograniczeniom klisz gatunkowych refleksji nad kondycją człowieka i świata.

 

Przeprawa przez Drogę, przez popioły świata po zagładzie, cmentarzyska cywilizacji, lodowatą, nieprzeniknioną noc, śmierć, strach, łzy, odkrywa niezwykle szerokie pole dla interpretacji, mogące pomieścić różne odczytania. Od tych najbardziej oczywistych, odwołujących się do aktualnych lęków człowieka, związanych z widmem wojny nuklearnej, katastrofy biologicznej, po równie ważne współcześnie filozoficzne dywagacje na temat Boga, Zła, istoty człowieczeństwa. Ponad całym tragizmem i zgrozą świata przedstawionego wciąż obecne są pytania o to, czy w rzeczywistości, która stała się piekłem można utrzymać, elementarne wartości, stanowiące o istnieniu i tożsamości człowieka; pytania o miejsce Boga, Jego obecność bądź „śmierć". Refleksja zawarta w Drodze, a nade wszystko jej finał, podpowiadają, by czytać ją przez pryzmat heroicznej, nieprzejednanej walki o transcendentny wymiar życia człowieka, o ocalenie owego „świętego ognia, boskiego tchnienia".

 

Pytanie czy warto było zagłębiać się w powieść Cormaca McCarthy'ego, brnąć do końca, pomimo początkowego zniechęcenia? Wszystkim, którym od pierwszych stron nie udzielił się powszechny zachwyt nad książką amerykańskiego pisarza powiadam, że warto. „Droga” to solidna proza, zapadająca w pamięć, niebanalna, stawiająca istotne pytania. Wystarczająco dobra, żeby zachęcić do lektury kolejnych pozycji z dorobku McCarthy'ego, nie na tyle jednak, by w przypływie euforii wynosić amerykańskiego pisarza na literacki piedestał.

 

 

 

©Adam Wierzchołek

 

 

________________________________________________________

 

[1] C. McCarthy: Droga. Tłum. Robert Sudół, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2008, s. 85.

[2] Ibidem, s. 9.

 

 

 

 

C. McCarthy, Droga

tłum. R. Sudół

Wydawnictwo Literackie, 2008

Liczba stron: 270

 
OnTheRoad

OnTheRoad

38 Tychy
11 artykułów 1 komentarz


Dodaj komentarz anonimowo lub zaloguj się
 
przysłano: 16 pazdziernika 2012 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca