Literatura

O uciszaniu dziewcząt i sile oporu. „Chodźcie z nami!” Carol Gilligan

Znamy te wszystkie śmieszne normy, te wszystkie próby wepchnięcia nas w schemat, te wszystkie stare ciotki, własną piersią broniące społecznego status quo i oczekujące, że kiedyś przyjdziemy z posiłkami.

Dawno, dawno temu, kiedy w Polsce szalał stan wojenny, radziecka Wenera 13 pędziła w kierunku  Wenus, a literackiego Nobla odbierał Márquez, amerykańska psycholożka i pisarka Carol Gilligan wydała niepozorną książeczkę zatytułowaną Innym głosem i – ku własnemu zdumieniu – narobiła strasznego zamieszania. Książka prędko stała się bestsellerem, przetłumaczono ją na różne obce języki, autorka natomiast ogłoszona została jedną z matek-założycielek etyki troski i feminizmu różnicy.

 

Feminizm różnicy dla świata zrobił dużo, choć świat chyba nie zawsze to docenia. Zajął się, na przykład, tym absurdalnym podziałem cech ludzkich na „męskie” i „kobiece” oraz rozprawił z binarnością pewnych opozycji (emocje kontra rozum). Wysunął też kilka innych tez, z którymi miewam ochotę polemizować, ale nie czas teraz na to i nie miejsce. Grunt, że w mnogości feministycznych teorii znalazł feminizm różnicy stałe miejsce i że Gilligan swoją publikacją silnie się do tego przyczyniła.

 

Rewolucyjny – jak widać z perspektywy czasu – potencjał tej pozycji drzemał w stwierdzeniu, iż dotychczasowa psychologia stawiała znak równości między człowiekiem a mężczyzną, wykluczając z tej definicji gdzieś tak połowę ludzkości. Teraz przeoczona połowa ludzkości zaczęła mówić o swoich doświadczeniach, które okazały się niekoniecznie pasujące do wcześniejszych koncepcji człowieka w ogóle.

 

I stąd ten „inny” głos, tak w dużym skrócie.

 

Ale nie tylko stąd. Bo jeszcze jedna ciekawa kwestia została wtedy przez Gilligan poruszona; kwestia, do której autorka powróci, między innymi, w Chodźcie z nami!, czyli w książce, do omówienia której tym przydługim wstępem zmierzam. Otóż głos, którym mówią kobiety nie jest, zdaniem Gilligan, ich autentycznym głosem, lecz głosem nabytym; głosem, którym dziewczęta uczą się mówić w okresie dojrzewania, tłumiąc tym samym swój prawdziwy głos. A uczą się, bo tego oczekuje od nich otoczenie. Moment uciszania prawdziwego  głosu jest też etapem uświadamiania sobie pewnych prawd o świecie i społecznych norm: „Kiedy wchodzą w okres dojrzewania i stwierdzają, że są poddawane swoistemu treningowi głosu i ucha, uczone, jaki głos ludzie chcieliby słyszeć i co mogą powiedzieć, żeby nie dowiedzieć się, że są głupie i niegrzeczne, relacje między wnętrzem a zewnętrzem stają się dla nich zasadniczą sprawą. Codziennie są pouczane, co mogą ujawnić, a co powinny zatrzymać dla siebie, jeśli nie chcą usłyszeć, że są wybuchowe, złe albo zwyczajnie nie mają racji”.

 

I tu też coś jest na rzeczy, prawda? Znamy te wszystkie śmieszne normy („to, co wypada powiedzieć jest ważniejsze od tego, co naprawdę myślisz”), te wszystkie próby wepchnięcia nas w schemat („jak dorośniesz, to sama zobaczysz”), te wszystkie stare ciotki, własną piersią broniące społecznego status quo i oczekujące, że kiedyś przyjdziemy z posiłkami.

 

Znamy? Jak znamy, to z radością przeczytamy Chodźcie z nami! i z ulgą odkryjemy, że nie jesteśmy w swojej niezgodzie na uciszanie odosobnione. I że to nie są żadne fanaberie, żaden młodzieńczy bunt, z którego kiedyś wyrośniemy po to, by myśleć i mówić „tak jak wszyscy”. Poważni ludzie na poważnym uniwersytecie przeprowadzili w końcu poważne badania: „Słuchaliśmy z koleżankami i kolegami relacji dziewcząt  opisujących rozmaite zachęty i nagrody oferowane za to, by zachowały dla siebie swoje myśli i uczucia. (…) Jednak najbardziej uderzyła mnie w toku badań klarowność szczerych głosów dziewcząt i siła, z jaką opierały się one próbom uciszenia ich w miarę ułudy, jaką były dla nich relacje. Dziewczęta, umiejące się wysłowić (…) opowiadały o swoich doświadczeniach, zastanawiając się nad tym, co je spotyka. Wejście w kobiecość zakłócało ich poczucie realności i prawdziwości.”

 

Bardzo wnikliwa i zaskakująca jest ta analiza procesu gubienia, czy zagłuszania prawdziwego głosu: Gilligan opiera się na niezliczonych rozmowach przeprowadzonych z dziewczętami na różnych etapach rozwoju, przygląda się mechanizmom cenzury i autocenzury, by opowiedzieć historię, którą przecież znamy z autopsji, nawet jeśli nie do końca sobie ją uświadamiamy. Jedną z mocniejszych stron tej pozycji jest fakt, że Gilligan w sensie dosłownym oddaje głos dziewczętom, z którymi rozmawia: znajdziemy w książce zapisy niezliczonych rozmów, wypowiedzi osób często tak mądrych i ciekawych, że ich historie same w sobie zaczynają wciągać niczym niezła powieść.

 

Warto też wspomnieć o interdyscyplinarnym charakterze książki: autorka czerpie sobie swobodnie z dziedzin dość luźno z psychologią powiązanych (antropologia, socjobiologia), a szerokość jej spojrzenia gwarantuje  świeże ujęcie i całe  mnóstwo niebanalnych wniosków.

 

Last but not least – książka Gilligan napisana jest świetnym stylem, z polotem i lekkością na miarę literatury z wysokiej półki. Autorka, jak sama wspomina, mimo studiów psychologicznych i pragnienia bycia terapeutką, aż do licencjatu żyła głównie „w świecie Szekspira i Tołstoja, Joyce’ a, Faulknera czy Woolf”. Jej książka roi się więc od literackich nawiązań, a obserwacje i diagnozy obrazowane są przykładami z Sofoklesa, Williamsa czy Hawthorne’a.

 

Reasumując: ważny i mocny głos. Głos, w który warto się wsłuchać.

 

I wcale nie trzeba być dziewczynką.

 

 

 

Carol Gilligan, Chodźcie z nami! Psychologia i opór

Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2013

Stron 160, okładka miękka.

 

Dominika Ciechanowicz

Dominika Ciechanowicz

42 Zielona Góra
350 artykułów 39 tekstów 2799 komentarzy
Współpraca
Zasłużeni dla serwisu


Dodaj komentarz anonimowo lub zaloguj się
 
przysłano: 20 sierpnia 2013 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca