Literatura

O złych narkotykach i dobrych politykach. „Dzieci wojny narkotykowej"

Uświadamianie zamiast prohibicji, leczenie zamiast przepełnionych więzień, programy rządowe zamiast nalotów. Przyznajcie sami, że to wcale nie brzmi źle.

Narkotyki, jak powszechnie wiadomo, są okropnie złe. Ogłupiają, uzależniają i prowadzą do różnych strasznych chorób, najczęściej kończących się śmiercią. Źli dilerzy wciskają je na podwórkach niewinnym dzieciom, które potem przestają chodzić do szkoły, odrabiać lekcje i grać w ping-ponga, uciekają z domów i w końcu zamieniają się w rozklekotane pół-zombie o rozbieganych oczach, wstrzykujące sobie heroinę na dworcu Zoo. Poza złymi dilerami, winni tego stanu rzeczy są: Bob Marley, Ozzy Osbourne, Kurt Cobain, punki, hippisi, Gandalf oraz Janusz Palikot (Bill Clinton się, na szczęście, nie zaciągał). Plus parę innych podejrzanych osób i organizacji, propagujących wśród bezbronnej młodzieży pogląd, jakoby zapalenie skręta nie zawsze prowadziło do powolnej śmierci w męczarniach.

 

Prosty sylogizm: skoro narkotyki są złe, przeciwieństwem zła natomiast jest dobro, wynika z tego logicznie, że dobrzy są ci, którzy z narkotykami walczą, tak?

 

Czyli, dajmy na to, politykiem ambitnym będąc, co opłaca się mówić, żeby przekonać ludzi o swoich dobrych intencjach oraz trosce o życie i zdrowie dzieci i młodzieży? Najbardziej, oczywiście, opłaca się mówić, że z narkotykami będzie się walczyć do upadłego i to wszelkimi dostępnymi metodami. Wychodzi się wówczas na polityka prawego, silnego oraz zdecydowanego.

 

Zapewne nieobce było Richardowi Nixonowi takie myślenie, gdy w 1971 roku ogłaszał rozpoczęcie wojny z narkotykami. Wojny, która trwa po dziś dzień i która wciąż zbiera, jak to się obrazowo mówi, krwawe żniwo.   

 

Żeby nie było, że jestem cyniczna: może on wcale nie chciał źle, ten Nixon.

 

Ale dobrze też raczej nie wyszło.

 

A o tym, jak wyszło poczytać można w Dzieciach wojny narkotykowej: zbiorze tekstów analizujących konsekwencje międzynarodowej polityki antynarkotykowej, ze szczególnym uwzględnieniem wpływu tejże polityki na dzieci oraz młodzież. Bo to jest, okazuje się, grupa najbardziej w tym konflikcie pokrzywdzona, mimo haseł o „bezpieczeństwie naszych dzieci” na sztandarach, z którymi Stany Zjednoczone na wojnę ze złem wyruszały.

 

Znajdziecie w tej książce wstrząsające historie dzieci wychowanych w gospodarstwach zajmujących się produkcją koki i pozbawionych jakichkolwiek środków do życia w momencie zniszczenia plantacji – przykładem jedenastoletni Javier z Kolumbii, który wyznaje: „W przyszłości chcę zostać prawnikiem. Jeśli jednak zostanę przy rolnictwie, pewnie będę musiał uprawiać kokę. (…) Będę umierał ze strachu przed nalotami i przemocą. Chciałbym, żeby koka przestała być jedynym realnym źródłem utrzymania. To przez nią jest wojna.(…) Chciałbym prosić ludzi na całym świecie o pomoc. Tu jest cierpienie. Ludzie umierają. Głodują”. Znajdziecie relacje z życia Afgańskich rodzin zmuszanych do sprzedawania własnych córek, by spłacać długi przemytnikom – dziewczynki te, znane jako „opiumowe panny młode” doznają upokorzeń i przemocy, a „opowieści o ich marnym losie i maltretowaniu krążą po mieście". Znajdziecie w końcu przejmujący esej matki dwóch uzależnionych od heroiny synów, która w trakcie walki o życie i zdrowie swoich dzieci odkryła, że restrykcyjna polityka antynarkotykowa tylko utrudnia uzależnionym ludziom powrót do społeczeństwa.

 

Po co to wszystko? Chyba głównie po to, by pokazać światu jak nieskuteczne są obowiązujące praktyki. Ale nie żeby pokazać sobie a muzom, ponarzekać dla samego narzekania. Autorzy przedstawiają całkiem konkretne propozycje rozwiązań palących problemów społecznych związanych z narkotykami czy przez narkotyki spowodowanych, nawołują do „wprowadzenia pozytywnej polityki tolerancji, współczucia, odnowy, redukcji szkód i ukojenia”. Uświadamianie zamiast prohibicji, leczenie zamiast przepełnionych więzień, programy rządowe zamiast nalotów.  Przyznajcie sami, że to wcale nie brzmi źle.

 

Zastanawiam się, czy możliwa jest w naszym kraju merytoryczna, rzetelna i sensowna dyskusja na temat polityki narkotykowej. I dlaczego – przepraszam za pesymizm – nie. W polityce bardziej przydatne są chwytliwe hasełka i demonstracje siły, jak w przypadku walczącego z dopalaczami Donalda Tuska, któremu chyba do tej pory wydaje się, że zamykając kilka sklepów rozwiązał problem.

 

Jeśli jednak dyskusja taka byłaby możliwa, to pozycja ta miałaby wielką szansę ją zapoczątkować. A przynajmniej stać się cennym źródłem informacji. I choć osobiście nie wierzę, by politycy mieli nagle zacząć słuchać głosu rozsądku i przestać wpadać wciąż w te same pułapki stereotypowego myślenia o narkotykach, to bardzo, bardzo chciałabym się co do nich mylić.

 

 

 

Dzieci wojny narkotykowej. O wpływie polityki antynarkotykowej na młodych.

Red. Damon Barrett

Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2013

Stron 352, okładka miękka.

Dominika Ciechanowicz

Dominika Ciechanowicz

42 Zielona Góra
350 artykułów 39 tekstów 2799 komentarzy
Współpraca
Zasłużeni dla serwisu


Dodaj komentarz anonimowo lub zaloguj się
 
Logik
Logik 21 pazdziernika 2013, 19:22
Myślę, że się skuszę na Pani książkę :D
ataga
ataga 21 pazdziernika 2013, 21:33
święta racja, sama nigdy nie brałam narkotyków, ale jest to spory problem, nie tak dawno, bo w tą sobotę, byłam świadkiem rozmowy kilku nastolatków o "śniegu", w komunikacji miejskiej, a inny w niedziele ledwo trzymał się na nogach /nie było czuć od niego alkoholu, ale po oczach wiadomo było o co kaman, do tego prawie dostał w twarzyczkę, bo do wszystkich "startował"/, dziwię się, że coraz częściej młodzież nie skrywa fascynacji narkotykami, a wręcz chwali się, że je zażywa i to w miejscach publicznych, w tym temacie dzieje się coraz gorzej, zamiast lepiej..
Marcin Sierszyński
Marcin Sierszyński 22 pazdziernika 2013, 18:16
Myślę, że nie samo branie używek jest tutaj problemem, tylko nieodpowiedzialna polityka ze strony państwa - piętnująca osoby uzależnione, zamiast im pomagająca.
Matkovsky
Matkovsky 25 pazdziernika 2013, 22:35
Przede wszystkim - Pani Ciechanowicz! Kolejny świetny tekst! :) Nie wiem co mogę więcej tutaj dodać.

Co do komentarzy - trafiłam przypadkiem ale słabo mi się robi i muszę coś wyjaśnić:

Jeżeli ktoś nie miał styczności i stwierdza po kimś, że jest naćpany "nauczycielskim" sposobem, to lepiej żeby nic nie mówił. Co do rozmów na temat narkotyków w tramwajach/autobusach/na ulicy - ktoś, kto kiedykolwiek miał styczność z "ćpaniem" na pewno nie będzie się tym chwalił w miejscu publicznym - sfory smarkaczy próbują sobie w ten sposób zaimponować. W rzeczywistości nie mają zielonego pojęcia na ten temat- wiedzę czerpią ze słabych filmów i innych kwejków.

Marcin! Dyskusje na takie tematy nie mają sensu, błagam! Uwierz mi, osoby nazywane narkomanami, tzw "osoby z problemami" same sobie pomogą. Przestańmy mydlić sobie w końcu oczy. Jak ktoś jest narkomanem to i tak z pomocy państwa nie skorzysta bo narkomani siedzą zakopani po domach i piwnicach i mają w dupie pomoc. Co do grupy wymienionej na początku wypowiedzi kierowanej do Ciebie - pomoc państwa sprowadziłaby się do wypłacenia im pieniążków (oczywiście wiadomo na co by poszły) lub organizowania "SPOTKAŃ" (prowadzonych przez debili, którzy nie są w temacie).

Jedyne co jest warte poruszenia w tej sprawie - CHORY SYSTEM KAR W TYM KRAJU. Temat rzeka, szkoda, że nikt sobie tego do serca nie weźmie i te biedne dzieci siedzą po pierdlach.
agamemnon
agamemnon 28 pazdziernika 2013, 01:53
Ja tylko ciekaw jestem, jak autorka sobie wyobraża to: "...Uświadamianie zamiast prohibicji, leczenie zamiast przepełnionych więzień, ..."
Bo coś wydaje mi się, że każdy kto chce, uświadomiony jest, leczenie też jest, a problem narasta.
Bardziej uświadamiać, to z agitacją się kojarzy. Więcej leczyć? to kolejne szpitale na ten cel szykować (za nasze zresztą pieniądze).
A co z tymi, co będąc uświadomieni - olewają tę świadomość, a będąc leczeni, po chwilowej poprawie zdrowia wracają do tego samego, albo nawet nie czekając na wyniki, uciekają z placówek leczniczych?
Łatwo się tezy stawia (zwłaszcza na nie), a mnie ciekawiłoby jakie to genialne pomysły na rozwiązanie problemu ma autorka?
I nie o slogany proszę, tylko o rzeczywiste, racjonalne pomysły.

Tymi "wstrząsającymi" historiami rodzin i dzieci z ośrodków produkcji, też nie należy zbytnio epatować, bo ludzie tam wieki całe bez koki uprawiania żyli.
Tam inne są powody, inne zależności i złożoności, tyle, ze autorka poszła po najmniejszej linii oporu. Na litość najlepiej się bierze czytelników.
Usunięto 1 komentarz
przysłano: 16 pazdziernika 2013 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca