Na mającą rosyjskie korzenie artystkę naprawdę warto mieć bacznie. Dziewczyna łączy w swej muzyce przyjemne brzmienia i dryg do zgrabnych melodii. Porusza się po syntetycznych, kolorowych, nierzadko pastelowych i migoczących rejonach elektronicznego popu. Tak, czerpie z lat 80., ale robi to z ogromnym wdziękiem i bardzo pomysłowo.
W delikatniejszych, sennych, snujących się momentach, Shura przywołuje skojarzenia z Jessie Ware ("Touch"), z którą zresztą wcześniej współpracowała, ale potrafi też nagrać bardziej klubowe kawałki w stylu dawnej Madonny (świetny disco groove w "Nothing's Real") czy w klimacie Janet Jackson ("Tongue Tied"). Ma też podobny do sióstr Haim dar tworzenia wspaniałych, wokalnych harmonii ("What's It Gonna Bei", "Make It Up"). Jej głos z kolei chwilami ujawnia pewien rockowy pazur, z którego zasłynęła Gwen Stefani ("What Happened To Usw"). Kilka kompozycji w zestawie jak miniatury "(I)" i "(II)", oraz 10-minutowe "The Space Tapes" i "White Light" wskazują ponadto, że Shurę interesują nie tylko ładne piosenki, ale i dźwiękowa przygoda.
"Nothing's Real" nie jest ciosem, nie jest debiutanckim nokautem, głównie z uwagi na eklektyzm i pewne rozproszenie twórczych wizji. Shura pokazuje jednak, że jest zdolną, mającą wiele pomysłów artystką, na którą koniecznie trzeba zwrócić uwagę.