Teatr

Olga Tokarczuk w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu – „Kotlina"

Najnowsze przedstawienie Teatru Współczesnego we Wrocławiu, to adaptacja szokującej, mocnej i pięknej powieści Olgi Tokarczuk „Prowadź swój pług przez kości umarłych".


Od premier sztuk teatralnych nie oczekuję wiele. Potrzeba niespodziewanej iskry, aby pierwsze sceniczne odegranie mnie do siebie przekonało. Szczególnie, jeżeli chodzi o teatr współczesny. Ostatnim premierowym spektaklem, który powziął się tego wyzwania, aby powalić mnie na kolana, była najnowsza inscenizacja powieści Olgi Tokarczuk Kotlina, z premierą 9 marca w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu. Obiecująca reżyserka polskiej sceny teatralnej Agnieszka Olsten, na swój warsztat wzięła powieść Prowadź swój pług przez kości umarłych wspomnianej wcześniej polskiej pisarki. Tekst wielce ambitny przy pomocy Igora Stokfiszewskiego został zamieniony na scenariusz teatralny.

 

W doborowej obsadzie, z szerokim wachlarzem doświadczonych aktorów, reżyserka chciała oddać klimat akcji z Kotliny Kłodzkiej. Nie przewidziała chyba jednak, że część z widzów może tekst Tokarczuk mieć przeczytany na świeżo. Z pozostającymi żywo w pamięci obrazami i scenami. Odbijającym się zaskoczeniem, pozostającym posmak niedostatku po finałowych scenach z książki. Owszem, przedstawienie opierało się na tekście Olgi Tokarczuk, jednak samo zaburzyło ideę zawartą w powieści i jak miała być ukazana na deskach teatralnych. Przedstawienie, wykorzystując nowe media, rozbiło w drobny mak czas akcji powieści. Zaburzyło poukładaną treść książki, nie oddając klimatu wietrznych ziem. Pomimo tego, że samo w sobie nie miało być adaptacją, nie wykorzystało szans, jakie dawał tekst książki. Nie wprowadzając jeszcze większego chaosu, zacznę od uwag ogólnych.

 

Przedstawienie składało się z urwanych fragmentów powieści. Selekcja taka, doprowadziła do zamazania prawdziwych losów bohaterki, Janiny Duszejko (gościnnie w roli Renate Jett). Spektakl rozpoczyna się prawie dziesięciominutowym wyciem. Skowytami głównej bohaterki, otoczonej trzema psami. Zabieg ten miał na celu oswojenie zwierząt z obecnością widowni, jednak irytujący dźwięk nie spełnił roli udanego wprowadzenia. W prawym przednim rogu sceny, na zdezelowanym fotelu siedzi mężczyzna w podeszłym wieku. Jest nim Bogusław Kierc, odgrywający rolę sąsiada Janiny, Matogę. Po kakofonii, kolejne sceny wprowadzały mnie w narastające oburzenie. Książkowa scena przyodziania zmarłego sąsiada w garnitur, przepełniona w tekście emocjami i sprzecznościami, na deskach teatru została skompromitowana. Obdarta z godności, wystylizowana na pierwotny, rytualny taniec wokół ofiary, z muzyką zatrzymywaną przyciskiem na scenie przez aktorów. Kolejne wyolbrzymienie postaci, dotknęło Tomasza Orpińskiego, odgrywającego rolę policjanta, prezesa i syna Matogi. Nadpisane, a można wręcz powiedzieć przerysowanie postaci były całkiem nie na miejscu. Nie obyło się bez przekleństw, przemocy na scenie i co jest charakterystyczne dla wrocławskich teatrów, nagości. Sceny rodem z Pussy Riot, nie zostały wykorzystane. Drzemiący w nich potencjał został zduszony zanim nabrał rozpędu. Kolejną postacią, która mogła stanowić podstawę do rozwinięcia skrzydeł dla Janiny Duszejko był Dyzio (Maciej Kowalczyk). Tutaj, nastąpiło kolejne wprowadzenie przerostu formy nad treścią. Przerzucenie na płaszczyznę czysto fizyczną, nieskazitelnych metafizycznych emocji i relacji zabiło piękno i niewinność Dyzia (Maciej Kowalczyk). Bowiem, sprowadzenie relacji mistrz – uczeń, jaka została stworzona między Dyziem, byłym uczniem Janiny, a nią samą, do niewypowiedzianego erotycznego romansu było niewybaczalnym faux pas.

 

Jedynym elementem, wiernie oddanym z tego bogatego w przemyślenia tekstu, był motyw astrologii. Wypielęgnowany i za sprawą konsultacji astrologa, Sylwii Dominik, wiernie oddany. Dużym plusem, okazało się zaangażowanie żywych zwierząt, mianowicie trzech psów w przedstawienie: Kolo, Santosa i Weny. Przez pierwsze trzy sceny, zwierzaki idealnie wpasowały się w ciekawą scenografię stworzoną przez Olafa Brzeskiego. Wykorzystanie naturalnych tworzyw dodało charakteru scenicznej kompozycji. Sprzyjało zbliżeniu się człowieka do natury oraz odebraniu Janiny Duszejko jako ekologicznej konserwatystki.

 

Elementem, który oczarował mnie nieodwołalnie od samego początku były efekty świetlne. Bartosz Nalazek, reżyser światła, wykonał kawał fascynująco pięknej roboty. Efekty światło cienia, przenikania, tworzenia podziału na scenie były nieodzownym ratunkiem dla choreografii aktorów. Niestety, w tym aspekcie nie można powiedzieć, że poradzili sobie z dużą przestrzenią sceniczną. Przerosła ich, pozostając piękna dla scenografii i światła. Prostota ruchów, rodem z baletu z Bauhausu, została pochłonięta przez wielkość sceny. Sprawiła, że pięknie ułożone naturalne deski, przytłoczyły wyuczone kroki. Nie zaprzeczam, że ruch był pewną dopracowaną ideą. Wszystko w tej teatralnej przestrzeni odnajdywało swoje miejsce. Jednak podkreślę, że zagubiło się w wielkiej scenicznej przestrzeni. Nie pozwoliło tak sobą zachwycić, jakby mogło. Po nieudanych początkowych scenach, w miarę niezłym środku pojawiła się katastrofa w postaci finału.

 

Dramaturg, dał się porwać własnym uczuciom odnoszącym się do głównej bohaterki, Janiny Duszejko (Renate Jett). W książce uczucie winy zostaje zawieszone w próżni, na scenie została osądzona. Zabito jej ekologiczny obraz, wielkiej miłośniczki zwierząt. Upodlono i odarto z tak pielęgnowanych przez cały spektakl słów Renaty Jett jakoby: Cierpienie człowieka łatwiej mi znieść niż cierpienie zwierząt.

 

W moich oczach, zabito wartości, jakie książka powinna ze sobą znieść. Zabito wiarę, że istnieją prawdziwi obrońcy zwierząt. Może reżyserka, po paru spektaklach zmieni zdanie co do zakończenia. Podtrzymuje jednak swoje zdanie, że od premier sztuk nie oczekuję zbyt wiele.

 

Agata Iżykowska

 

 

Kotlina

na podstawi powieści Olgi Tokarczuk Prowadź swój pług przez kości umarłych

reżyseria: Agnieszka Olsten

scenariusz: Agnieszka Olsten, Igor Stokfiszewski

dramaturgia: Igor Stokfiszewski
scenografia: Olaf Brzeski
kostiumy: Joanna Kaczyńska
muzyka: Kuba Suchar
choreografia: Tomasz Wygoda
reżyseria świateł: Bartosz Nalazek
wideoprojekcja kosmosu: Krzysztof Mielczarek
trener psów: Krzysztof Tatar

 

Premiera 9 marca 2013

Teatr Współczesny we Wrocławiu

 

 

Agata Iżykowska

Agata Iżykowska

32 Wrocław
75 artykułów 1 komentarz


Dodaj komentarz anonimowo lub zaloguj się
 
przysłano: 13 marca 2013 (historia)


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca