Komentarze
Ostatnia strofa jest rozstrzygająca, odczytuję pointę jako podkreślenie sprzeczności między "boskim" przyzwoleniem dla autodestrukcyjnych tendencji ludzkości, a niezręcznym milczeniem w kwestiach najbardziej zasadniczych - skąd się to wszystko wzięło, jak powstało. Bo tak właśnie jest, że kreacjonizm jest łatwy, przystępny, ale niczego nie tłumaczy.
Ten wybuch interpretuję jako metaforę upadku cywilizacji, czy może konkretniej, jakiejś szeroko pojętej moralności, jako efektu działalności ludzkości "rozgrzeszonej".
To wystawianie ran i twarzy na słońce brzmi jak niema modlitwa, pytanie, czy też może nawet skarga.
Natomiast nie wiem jak powiązać tę moją dość kulawą interpretację z tytułem, z wyjątkiem oczywiście wspomnianego już motywu mesjasza.
Pozdrawiam i mam nadzieję, że jeszcze ktoś zechce sie wypowiedzieć :)
Zwraca uwagę biblijny ton, jaki został wykorzystany w tekście, a także jego domniemane "zaangażowanie" w pewną sprawę, choć może to zbyt pochopne stwierdzenie. Znacznie bezpieczniej byłoby to ująć w ten sposób: wiersz, poprzez połączenie tradycyjnej melodii psalmicznej (łatwo ją sobie wyobrazić) z nowoczesną formą wiersza, a uzupełniony o ogląd na rzeczywistość spaczoną, powinien niepokoić, co sugeruje nam Dominika we wstępie.
Rzeczywiście, niepokój pozostaje, bo przywołuje mi na myśl Jezusa chodzącego po wodzie zatrutej odpadami chemicznymi.
W głowie podzieliłam ten tekst na takie trzy warstwy: raz to, co mówi Marcin o tonie biblijnym ("pan przyszedł do mnie"), dwa - sprawa globalno-ekologiczna, a trzy - wkraczamy na tereny intymne. No bo co to byłby za tekst, jeśli nie potrafiłby zahaczyć o te najbliższe nam uczucia, o struny typowo - nie ludzkie, a jednostkowe. Ten końcowy wybuch kojarzy mi się ze wspomnianym na początku progiem, choć bardziej w stronę: miarka się przebrała. Taki wewnętrzny wybuch z Czarnobyla, zewnętrzny wybuch łez, kiedy wszystkiego ma się dość i kiedy wszystko się sypie. I może to "jak trwoga to do Boga" (choć akurat to pan przychodzi), a może poszukiwanie nadziei w pewnych symbolach. Człowiek to jednak taki fajny osobnik, który zawsze niespodziewanie wytrzaśnie skądś dodatkowe siły. Po tym tekście zaczynam się zastanawiać skąd.
Ale tak samo pod trzecią warstwę, żeby było jeszcze bardziej intymnie niż religijnie, da się podciągnąć kwestie damsko-męskie. Na Jezusa wskazuje biblijny sposób ujęcia wypowiedzi i tytuł, ale czy to musi być koniecznie on? Czy pana (w końcu pisany z małej litery) nie możemy potraktować po prostu jako mężczyzny (powracającego - "zmartwychwstanie" tego, co było przed zatruciem związku - albo nowego, który pomaga odnowieniu podmiotu)?
Na razie sobie głośno o tym myślę, potem będzie czas na zebranie tych wszystkich myśli do kupy. Tylko jak patrzę na to, co powypisywałam, to rzeczywiście, tkwi w tym wierszu pewna uniwersalność.
PS Autorka to chyba lubi bardzo przerzutnie :D
Co do struktury wiersza, zastosowanie powtórzeń wydaje mi się tu dobrym pomysłem. Powracające frazy „dziś pan przyszedł do mnie” i „więcej nie zatrujesz” brzmią jak jakaś modlitwa albo zaklęcie. W ogóle jest w tym wierszu coś trochę gorączkowego, mam wrażenie i to jest bardzo udane.
czarna procesja
wyszedłeś, a na nich nie mogę liczyć.
oflagują się, pokrzyczą i znikną.
nic nie będzie już takie samo, nie udawaj,
że spacerujesz po nocach i widzisz.
czy to ważne, kto kłamał bardziej?
rozbieram ściany z obrazów, pochylam się,
znajduję tylko białe prostokąty,
miejsca do zapełnienia. nic nie jest tak ważne.
skąd pomysł, że ludzi trzeba lubić?
wychodzić naprzeciw, otwierać ramiona,
dawać, brać, a potem sporządzić rachunek,
żeby zostały już tylko pełne popielniczki.
barman ma ładny uśmiech.
patrzy na wszystkich, jakby ich kochał.
jedyny na świecie zna tajemnicę,
wchodzenie po schodach, grzebanie kluczem w zamku.
ja znalazłam inną drogę przez miasto,
stopy ogrzeje mi kot.
Nie pomyślałam wcześniej o szpitalu, a rzeczywiście też się ładne to układa :)
"skąd pomysł, że ludzi trzeba lubić?
wychodzić naprzeciw, otwierać ramiona,
dawać, brać, a potem sporządzić rachunek,
żeby zostały już tylko pełne popielniczki." - coś pięknego!
Ten z kolei wiersz uważam za bardziej czytelny, widzę tu studium rozstania i związanej z nim bolesnej, obezwładniającej pustki. Znajduję również zwątpienie w sens reakcji międzyludzkich, podkreślenie częstej interesowności tych relacji.
Z pointy wyłania się nonkonformizm, inna droga, omijająca fałsz i wyrachowanie. Czasem spokój ducha i zgodę ze sobą dostaje się za cenę samotności. Ten kot też chyba nie jest przypadkowy, wszak wiemy, że społeczne konwenanse mają za nic i od zawsze podążają własnymi ścieżkami :)
Oni to może fałszywi przyjaciele, ludzie, którzy powinni być blisko, kiedy się ich potrzebuje, jednak mimo krzykliwych deklaracji i zapewnień znikają i trzeba sobie radzić samemu. Każdy z nas ma w gronie swoich znajomych kogoś, kto jest z nami tylko, gdy czasy są dobre, a ucieka w momentach kryzysu.
dziś przyszedł do mnie pan
mówił więcej nie zatrujesz rzeki
od tego są zakłady przemysłowe
produkują plastykowe rurki
sztuczne włosy lalek
itd itd
Druga sprawa z kotem: Radek powiedział, że one mają społeczne konwenanse za nic, ale... społeczeństwo się na nich zemściło, wkładając w metaforyczny stereotyp, w pewne ramy zachowań. Kultura ukazuje wszystkie stare panny z kotem, na nich opierając obraz samotności. Pod tym względem tekst powyższy dla mnie kuleje, bo nie rozprawia się ze stereotypem, lecz go powtarza.
Ten utwór zdecydowanie poruszył mnie najbardziej ze wszystkich, które tu omawialiśmy.