Wywrota

Komentarze

Nisza Krytycznoliteracka – „Wiązka” Filipa Surowiaka

Z dniem dzisiejszym rozpoczynamy kolejną odsłonę projektu Niszy Krytycznoliterackiej, będącą kontynuacją poprzednich części forumowych zmagań użytkowników z twórczością młodych pisarzy. Liczymy na wasz udział!
Nisza Krytycznoliteracka · 16 maja 2011 · nisza krytycznoliteracka · 33 komentarze

Dominika Ciechanowicz
Dominika Ciechanowicz 4 maja 2011, 19:30
Panie i Panowie, zaczynamy!

Jak powszechnie wiadomo, i w życiu i w literaturze ważne jest pierwsze wrażenie. Na co, w pierwszej kolejności, zwróciliście uwagę, czytając opowiadanie tego niewątpliwie utalentowanego prozaika? Rozbawiło Was, zaintrygowało, czy zdenerwowało? Zgodzicie się z opinią z „Przedsłowia”, w następujący sposób rekomendującą prozę Filipa Surowiaka: „Momentami odnoszę wrażenie, że tylko się bawi, bo zbyt łatwo odpala fajerwerki słownych lub intertekstualnych skojarzeń, ale już po chwili dostrzegam, że zostałem wciągnięty w jakąś deliryczną groteskę lub posępną komedię, jaką niestety bywa nasze życie. Jest to ten typ prozy, której klimat lubię(...), w której krzyżują się ze sobą trywialność i tajemnica, outsiderska dezynwoltura i piekąca świadomość absurdu istnienia”?

Do dzieła, Wywrotowcy!
Rafał Kwiatkowski
Rafał Kwiatkowski 4 maja 2011, 21:09
Pierwsze wrażenie, kiepsko napisane. Irytujące " że poważnie rozważam, nie wpadł na to " itp., dodatkowo nalot bo-bo-bo, aż odbija się jakiemuś obżartemu bobo. Jeszcze zabawne " ciągnie monolog ", albo " kolega podjął rękawicę ". Cały tekst strasznie toporny, język na poziomie płaszczyzny A, co dzisiaj razi jednoznacznością, wyrazy jakby stały osobno, każdy z innej parafii w parafinie zwrotów typu " niczym miraże, i aby tak ". Treść, niestety pseudogłębia, autorytarny głos mędrca, który klepie banały. Tonacja pompatyczna i toporna. Nic ciekawego, nic nowego, nic w języku polskim. Zwykłe wypracowanie na temat " ach, jaka mądrość z drutami w nirwanie".
Jarosław Klebaniuk
Jarosław Klebaniuk 4 maja 2011, 22:47
Pretensjonalne i pozbawione realizmu. Skoro w knajpie jest tylko ta jedna barmanka, to ma co robić i nie powinna mieć czasu na te oczka. Koledze rozsądniej byłoby dać jednak imię. Tak byłoby prawdziwiej.

Skoro wykreowany został "zamrożony ananas w stanie nieważkości", to powinien być pociągnięty do końca. Czy to on kocha Patrycję i ma ochotę na piwko w ostatniej kwestii, czy też już go nie ma, bo pisarz o nim zapomniał? Takich obrazowych wizji nie tworzy się po nic. Jako efekciarstwo same w sobie nie są potrzebne. Powinny stanowić jakąś potrzebną część narracji.

I jeszcze uwaga formalna. Gdy bohaterka mówi i nikt jej nie przerywa, także narrator opisami, to nie ma sensu mnożyć akapitów. Taki zabieg wersyfikacyjny jest niezrozumiały.
Dominika Ciechanowicz
Dominika Ciechanowicz 5 maja 2011, 13:33
O, to ciekawe, co mówicie, panowie. Zwłaszcza, że „kiepsko napisane” i „pozbawione realizmu”. Bo ja w przypadku tej prozy nie mam co do języka specjalnych zastrzeżeń. Możliwe, że to zabrzmi nieprofesjonalnie, ale po prostu lubię to, co dobrze się czyta i na tej podstawie formują się u mnie pierwsze wrażenia na temat tekstu. Dopiero potem zaczynam analizować, szukać nawiązań i kontekstów. A prozę Filipa Surowiaka czyta mi się zdecydowanie dobrze.

Hemingway mawiał, że w literaturze „prawdziwie poważny stosunek do pisania jest jedną z dwóch rzeczy absolutnie niezbędnych. Drugą, niestety, jest talent”. Jak dla mnie, Surowiak bezapelacyjnie dysponuje talentem. Dlatego nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że efekciarskich wizji nie tworzy się po nic. Jeśli się ma talent, to należy się nim popisać.
Figa
Figa 5 maja 2011, 15:46
Dla mnie to opowiadanie jest napisane bardzo dobrze, chociaż temat może wydawać się na granicy tandety, czy jak to wyżej panowie napisali. Fakt, może barmanka nie ma czasu na robienie na drutach i może właśnie dlatego zawiązuje te oczka? Mnie zwykle trudno odnaleźć się w tekście, w którym wygłaszane są teorie na temat życia, istnienia i inne subiektywne rozważania, bo mam swoich i tak zdecydowanie za dużo. To może być właśnie tą granicą? No a mimo to autor wykazał się precyzyjnością, bo nie stworzył banału, że barmance strasznie zależy i zaraz wyjdzie na ulice wykrzyczeć tym ludziom wierzącym swoje myśli. Ona to mówi tak, jakby właśnie wygrała milion, kiedy każdy mówi o życiu tak na poważnie i na serio. Dlatego piwo i to miejsce, jest idealne na takie rozmowy. Jeśli w ogóle mogę stwierdzić, że "Dwadzieścia siedem oczek" to opowiadanie z przedrostkiem post czy avant pop, to Surowiak od dziś jest moim idolem.
Dominika Ciechanowicz
Dominika Ciechanowicz 5 maja 2011, 16:26
Aha, słuszna uwaga z tą barmanką, Figa. Pewnie, że nie chce wykrzyczeć swoich myśli - skoro właśnie zapaliła blanta, to pewnie ma zwiększony dystans do tego, co widzi:)

Czekam na więcej spostrzeżeń i uwag dotyczących Waszego pierwszego wrażenia.

A tymczasem druga kwestia: intertekstualność. Barmanka powołuje się na egzystencjalistę Sartre'a - dlaczego?
Justyna D. Barańska
Justyna D. Barańska 5 maja 2011, 19:40
Ale przecież z tymi drutami to nie przypadek. Po pierwsze, należy zwrócić uwagę na dwa porządki: sakralny, który łączy się z ruchem i to nie byle jakim, bo w jednym kierunku (podążając za księdzem tak właściwie dążą do zbawienia) oraz statyczne profanum, pewien skok w bok i tu się objawia pewien egzystencjalizm. Bo oni świadomie zeszli w bok, są odpowiedzialni za siedzenie w knajpie czy tam kawiarni. I ja sobie interpretuje te oczka, jako pokazanie, że nie można tak bezpośrednio przeć do przodu (no jakby ten szalik wyglądał na szerokość jednego oczka?), że sens tkwi w zgłębianiu ścieżki, polega na błędach (oczka nie są idealne i jednocześnie z ich powodu zbaczamy z głównego szlaku). 27 oczek tam i z powrotem to dla mnie również ściągnięcie klapek z oczu.

Jeśli i intertekstualność chodzi, to pojawia się również RAJ UTRACONY i myślę, że ten utwór też może wiele pomóc w odkrywaniu sensu opowiadania.

I tak w ogóle, to podoba mi się. Żadnej toporności nie widzę, raczej się ubawiłam, a fragment z panem ananasem - cóż, żałuję, że sama tego nie napisałam. Uważam, że styl opowiadania jest jak najbardziej adekwatny do bohatera-narratora. A na ile wypowiedzi wszystkich bohaterów mają być głębokie? Podejrzewam, że na tyle, na ile kieliszek pozwala. To są dokładnie takie rozmowy, jakie prowadzą Polacy, gdy się napiją: albo zgrywają znawców polityki, albo filozofii.

To akurat taki typ prozy, który lubię, ponieważ pozostawia punkty zaczepienia, do których można powrócić i podrążyć, odkrywając kolejne sensy.

Czy dobrze gdzieś wyczytałam, że książka zawiera wątki autobiograficzne?
Michał Domagalski
Michał Domagalski 5 maja 2011, 21:29
Niestety mam wrażenia...
Słabe momenty, np. jak dla mnie grafomańskie: "ciągnie monolog", "kolega podjął rękawicę" itp.

Wydźwięk: na plus.

Co do intertekstualności: Zauważalna. Sam Sartre dwukrotnie. W końcu ów zamykający pierwszy akapit "Piknik w piekle" to prawie owe "Piekło to inni". "Raj utracony" jak najbardziej. Poza tym postacie literackie (w tym przypadku odwołanie do ich literackości, bo przecież nie historyczności) Jezusa i kolegów.

Oczywiście, Jarosławie, tego dnia nic się nie dzieje w kawiarni (w której za ladą - nie barem!- jest barmanka), więc dziewczyna ma czas na oczkowanie.

Dominiko, czy autor ma talent? Jak dla mnie po tym fragmencie tego nie widać. Jest on raczej przeciętny.
Aleksandra Lubińska
Aleksandra Lubińska 5 maja 2011, 23:09
Nie. Nie, nie, nie, nie, nie. Nie.

Wrażenia mam dość straszne. Wszystko mocno zalatuje mi wodą toaletową "Dorota Masłowska", to pomieszanie barowej rzeczywistości z potoczystymi fragmentami jak po amfetaminie, ten Sartre i te oczka. Cała różnica polega na tym, że Pani Dorota uprawia swój dresing całkiem wdzięcznie, a tutaj jest przeraźliwie topornie. Na początku wali mi w oczy dwukrotne powtórzenie "niczym". Potem "nie pomnę". Za bardzo kiczowate i oklepane, bym mogla zaliczyć to do warstwy sacrum, zbyt wysublimowane (mimo wszystko) na profanum.

Dorotka M., ale nie tylko. Dołączają do niej średniej klasy utwory z czasów Polski Ludowej; te dialogi pozbawione pierwiastka uwiarygodniającego psychologię postaci, pełny wykład marksizmu-leninizmu w każdej kwestii. Główny bohater, któremu trzeba wytłumaczyć, co jest słuszne, a co nie.

"Barmanka powołuje się na egzystencjalistę Sartre'a - dlaczego?"

Nie wiem, może z jakichś względów Autor uznał, że Sartre jest mniej oklepany, niż Schopenhauer albo Cioran.
Panie Jezu, naprawdę, marzę o utworze, w którym wspomniany będzie, nie wiem, Wittgenstein. Albo Popper. Lub ktokolwiek inny.

Od początku do końca opowiadania odnoszę wrażenie, że nie chodzi tu o pisanie, tylko o autora, który uprawia pisanie, macha mi zza tekstu, próbując przekonać, iż ma w głowie szalenie mądre rzeczy i że ja te mądre rzeczy stanowczo powinnam kupić.

Nie kupuję.
Marcin Sierszyński
Marcin Sierszyński 6 maja 2011, 11:04
Być może za bardzo poważnie podchodzicie do tekstu, podczas gdy autor cały czas puszcza nam oko: "To nie dzieje się naprawdę"; chociażby wykorzystaniem witkacowskiej burleski, możliwości porozmawiania o metempsychozie, nietzscheańskim kryzysie religii czy istoty władzy z barmanem właśnie, służącym, szewcem i tak dalej; również wspomniany blant może o tym świadczyć. Już od początku, gdy pojawia się figura Pana Ananasa, nie możemy brać wszystkiego serio, chociaż istnieje spora doza prawdopodobieństwa realności czytanej sytuacji. Zauważcie, że pod koniec długiego wywodu Patrycji bohater i ona sama rozładowują atmosferę powagi: unieważniają jej monolog.

W ten sposób "Dwadzieścia siedem oczek" jest naprawdę frapującą literaturą.

@Rafał Kwiatkowski: "Autorytarny głos mędrca, który klepie banały". To byłaby słuszna uwaga, gdyby Surowiak zostawił nas w bez ostatnich wypowiedzi bohaterów. W tym momencie nie powinniśmy brać bardziej na serio tych słów, chociaż możemy - na potrzeby interpretacji.

@Jarosław Klebaniuk: Literatura nie musi być realistyczna, naturalistyczna itp. Twój komentarz brzmi niemal jak wypowiedź programowa. ;)

@Dominika Ciechanowicz: Co do słów Hemingwaya, sądzę że w takim razie Surowiak ma tylko 50% szczęścia. Hemingwayu, płoń.
Dlaczego barmanka rozmawia o Sartrem? Najwyraźniej ostatnio go czytała... Wiadomo, że jest bardzo popularny w wielu kręgach, bowiem jest bardzo literacki, niemal aforystyczny i dość klarowny. Jako autor książek pojawia się, aby wyjaśnić genezę wywodu Patrycji, natomiast nas bardziej powinno interesować motto opowiadania. Tyle, że jest to znów proste, co wyjaśniają słowa barmanki.
Dominika Ciechanowicz
Dominika Ciechanowicz 6 maja 2011, 15:04
Michał, czytałam cały zbiór jego opowiadań i talent zauważam. Ale możliwe, że w tym, co tu przedstawiono nie manifestuje się on w pełni.

Marcin, Surowiak ma 50% procent szczęścia - w sensie, że nie ma tu poważnego stosunku do pisania? Dobrze rozumiem?

Bo ten zarzut ma chyba rację bytu - już pojawiło się zdanie o błahej tematyce.

Co sądzicie - zbyt błaha, by nazwać to dobrą prozą? Nie pierwszy to i nie ostatni człowiek, który siedzi i pisze o tym, że siedzi i pije. Ale z drugiej strony - mamy tu krytykę zinstytucjonalizowanej religii, mamy te wszystkie nawiązania, które tak świetnie wychwyciliście...
Michał Domagalski
Michał Domagalski 6 maja 2011, 19:36
Z nawiązań i krytyki katolicyzmu nie ma jeszcze dobrej literatury. Stylistycznie nieciekawie! Zaś reszta: na plus, chociaż, jak już wielu rzekło, sztampowo, topornie i raczej...
Anna Balcerowska
Anna Balcerowska 6 maja 2011, 21:01
Trudno na podstawie takiego fragmentu wyrokować, czy Autor ma talent, cz nie ma. Do mnie taka proza zdecydowanie nie przemawia. Mam wrażenie, że Surowiak chciał stworzyć coś fajnego poprzez połączenie filozofii, humoru i krytykę społeczeństwa. I rzeczywiście mieszanka tych elementów może się złożyć na interesujący tekst, ale w tym przypadku wyszło jakoś tak sztucznie i topornie.

Wydaje mi się też, że raczej mamy tu do czynienia z krytyką sprowadzania praktyki religijnej do bezmyślnego rytuału, a nie z krytyką katolicyzmu jako takiego.
Justyna D. Barańska
Justyna D. Barańska 6 maja 2011, 21:19
No dobra, skoro już się przyznajemy, to też jestem po lekturze wszystkich opowiadań i na dodatek traktuję ten zbiorek jako całość. Nie wiem, na ile takie traktowanie "Wiązki" jest poprawne, ale to pierwsze, co nasunęło mi się na myśl: jako twory autonomiczne te opowiadanka są zbyt szczątkowe i dopiero pozbieranie informacji ze wszystkich daje bardziej spójny obraz. Więc jeśli miałabym jakieś zastrzeżenia, to na pewno dotyczą właśnie tego: nazwać rozdziałami lub częściami, a nie zbiorem opowiadań. Wspomniałam ten "Raj utracony", bo chyba pojawia się w każdej części i tak się zastanawiam nad połączeniem jej z okładką. Może to wcale nie chrystusowa korona. Bo wiązka to chyba ze światłem związana, tak? A Raj Utracony o Lucyferze jest, którego imię oznacza światło, prawda?
Zatem zastanawiam się czy autor-narrator-bohater ma ambicję do bycia Lucyferem, który się przeciwstawił Bogu (tej procesji) i został zrzucony w otchłań (do knajpy/w pijaństwo/włóczęgę itd.)? Co o tym myślicie? Bo kurcze, przywołanie Miltona chyba nie było tylko po to, aby pochwalić się erudycją?

Jeśli chodzi o krytykę Kościoła, instytucji czy te bezmyślne rytuały - to rzeczywiście, z tym się Surowiak nieco spóźnił. Taki dość popularny chwyt w prozie polskiej. Chciałabym zapytać naiwnie skąd to się wzięło, ale nietrudno jest odpowiedzieć sobie. Inna sprawa, czy ten śmiech nie staje się już tak samo bezmyślny, jak rytuały, które krytykuje?
Sporo w "Wiązkach" prób uchwycenia się płaszcza, na którym prześlizgnęli się inni twórcy. Chlańsko, wyzwolenie seksualne, sprawy religijne, przejście z jakiejś wiochy do dużego miasta i wiążące się z tym zagubienie - no nic nowego... ale i tak żałuję, że nie zostało przytoczone inne opowiadanie w barze o tym, jak można obudzić się w dobrym humorze i ile trzeba się nawalczyć w polskich realiach, żeby ten dobry humor utrzymać.
Michał Domagalski
Michał Domagalski 6 maja 2011, 21:53
Czyli jednak słabo!

O całym tomiku nie będę się wypowiadał, bo nie zapowiada się po lekturze tego fragmentu na czytanie całości.
Johannes Tussilago
Johannes Tussilago 6 maja 2011, 21:55
Mam nadzieję, że opowiadanie nie jest wersją, która zostanie opublikowana w zbiorze. Bo jeśli jest, to ktoś tu nie wykonał dobrze swojej roboty. Kto? Autor? Redakcja? Nie życzę sobie marnować papieru na taką fuszerkę. Niektórym wydaje się, iż bycie autorem publikowanych dzieł zwalnia od obowiązku dopracowania tekstu od strony formalnej. A czy to się komuś podoba, czy nie, ma to znaczenie. No to sobie pomarudziłem.
Opowiadanie należy do tych, które przeczytałem i do którego nie wrócę. Jest pomysł - "sztrykowane" rozważania barmanki. To plus. Ładne porównanie do "zdobywania" Ziemi, tego jej zróżnicowania równoleżnikowego i południkowego. To zdecydowanie dobry fragment.
Myślę, jak powiedział Marcin, że nie można tego tekstu traktować poważnie. Bo jeśli tak, rozważania to płytkie. Nudzi mnie już ta nieustanna wojna polsko-polska i podział na moherowców i komuchów, pisowców i peowców itd. itp. Wszystko sprowadza się do narosłych stereotypów i podpuszczania jednych na drugich. I "widok" procesji w tym opowiadaniu i jej krytyka też należałaby do tego podejścia. "Z nawiązań i krytyki katolicyzmu nie ma jeszcze dobrej literatury. " - ot co. Nic tu nowego w tym zakresie. Wystarczy włączyć telewizor, otworzyć gazetę, posłuchać ludzi w autobusie. Żadnej głębi.
I zastanawiam się, czy przypadkiem, mając na uwadze nie całkiem poważne podejście do tego tekstu, to tak naprawdę nie samokrytyka bohatera, który próbuje w ten szczególny dzień, gdy "normalny polski obywatel" idzie w procesji, nie pić. Chociaż tak naprawdę nie reprezentuje sobą nic więcej - patrz zakończenie. Ale takie spojrzenie też byłoby pozbawione głębi, prawda?
Ta sztrykująca barmanka sprowadza nas na właściwe miejsce dla każdego - jeden ma swoich 27 kroków w procesji, 27 wyklepanych modlitw, inny 27 oczek, jeszcze inny 27 łyków piwa... i to życie, które kryje się gdzieś pomiędzy z całą głębią.
Pomysł tak, wykonanie nie. Autor talent ma, ale to jeszcze nieoszlifowany SUROWIAK. Czy diament - nie wiem. Może tylko agat.
romantka
romantka 7 maja 2011, 09:28
Śmieszne, najbardziej podoba mi się dwa zdania:

"Widzę ich, jak roztapiają się w tym przerażającym upale i nie chcę nawet rozumieć, w imię czego robią, co robią"

Chyba najbardziej lubię i szukam w literaturze czegoś co opisze moją rzeczywistość, czegoś co nazwie nienazwane, czy czute ale nie zauważone. Kiedy mogę się w duchu zaśmiać i powiedzieć "o tak, wiem jak to jest". Wtedy jest to dla mnie dobra literatura. I właśnie tak się czuję, jak czytam to opowiadanko.

"starając się jak najmniej zrozumieć, żeby przypadkiem nie ponieść porażki"

O kurcze, to dla mnie prawie jak definicja religijności. Jak czytam ostatni monolog w którym jest ten cytat, to rozumiem co Pan Kierowca miał na myśli pisząc, że nie wiadomo czy się śmiać czy płakać przy czytaniu tego autora. Ponieważ z jednej strony negliżuje coś co wszyscy znamy i nam się nie podoba, a z drugiej storny żyjemy w tej rzeczywistości więc, trudno śmiać się z samego siebie.

To opowiadanie, to takie niby frywolne, szeleszczące śmiesznie słowa, a z drugiej strony nasycone jest polskością i nie wiesz nawetk kiedy ją wypijasz.
Aleksandra Lubińska
Aleksandra Lubińska 7 maja 2011, 10:06
Prawdę mówiąc, mam z lekka w nosie to, czy Autor podchodzi poważnie, czy niepoważnie, czy temat jest serio, czy nie. Można napisać świetne, błyskotliwe opowiadanie o siedzeniu na fotelu. Tutaj jest po prostu pretensjonalnie w sztywności, topornie i nudno - jeżeli nawet podejdę do tekstu jak do picu, to nadal to będzie po prostu słabe stylistycznie.`

Oglądałam kiedyś dzieła jednego ze współczesnych polskich artystów; artysta był jasno świecącą gwiazdą, a jego prace - przeraźliwym bełtem estetycznym. Dla mnie. Ale chyba nie muszę tego ciągle dodawać. Zapytałam znajomą z ASP, o co chodzi z szumem dookoła tego człowieka, bo bardzo zależało mi na tym, żeby to pojąć. Usłyszałam coś takiego: wiesz, te dzieła wiele zyskują, gdy przeczytasz jego prace teoretyczne.

Dziękuję serdecznie za coś takiego.

Podobną sytuację mam z Kozakiem, którego książkę dostałam od Pawła do zrecenzowania. Kozak jest niesamowicie spójnym teoretycznie twórcą, bardzo inteligentnym i o błyskotliwych spostrzeżeniach. Ale jego murale i tego typu rzeczy... ohyda. I jeżeli kiedykolwiek zetknę się z jego dziełami, nie mogę pozwolić na to, by moja ocena była spaczona przez cokolwiek, poza samym obrazem. Nie podpisywałam umowy na prawdy absolutne, więc nie wiem, jak to jest w tej materii, ale uważam, że utwór powinien być tak skondensowany, by zawierał w sobie wszystko, co niezbędne do jego odczytania przy odpowiednich chęciach i relatywnie standardowej wiedzy.
romantka
romantka 7 maja 2011, 11:24
Tak sobie siedzę i myślę:
To tak jak napisać swój wiersz i nie przeczytać żadnego w swoim życiu
lub myśleć, że obrazy są tylko po to żeby w jednym momencie zachwycić i być ładne. W sensie, że rzeczywistość jest trochę bardziej skomplikowana. Tak łatwo mi oceniać wszystko tylko ze względu na to czy coś mnie dotyka czy nie, a z drugiej strony potrzeba trochę wyjścia z siebie, i z tych ściśnietych namydlonych rąk, żeby zostać zrozumianym przez innych i ich rozumieć.
Zawsze biłam się z myślą, o tradycji czy kulturze, że to nie potrzebne czy zniewalajace. Ale od jakiegoś czasu zagłębiam się np w historie malarstwa i te same obrazy które wcześnie ogladałam bez, jakby to nazwać, wkładki teoretycznej teraz widzę je jakbym zmieniła oczy na jakies inne i trudno mi ocenić które oczy są lepsze. Czy można odczytywać wartość autora bez patrzenia na rzeczywistość która go otacza? Myślę, że można ale wtedy to chyba musi być ktoś wybitny, wielki, ponadczasowy.
- Takie myśli mi się nasunęły odnośnie twojego komentarza Loobensky
Pozdrawiam
Justyna D. Barańska
Justyna D. Barańska 7 maja 2011, 11:49
Akurat wczoraj czytałam tekst Boya "Czy myć zęby, czy ręce", w którym poruszał kwestię metod biograficznych i sporu z antybiografizmem. I stwierdził, że nie jest szkodą dla organizmu mycie i zębów, i rąk (jakby nie patrzeć, to nawet wskazane). Loo problem poszerzyła o teorię tworzoną przez autora, Romantka dorzuciła teorię w ogóle i całą otoczkę kulturową. Czy może to przeszkodzić w odbiorze, czy wręcz go wspomóc? O jakim odbiorze mówimy: o wzruszeniu, wrażeniach estetycznych czy pogłębieniu tego o zrozumienie dzieła?
Mnie zawsze powtarzają, że najpierw trzeba dzieło brać w jego macierzystym kontekście, dopiero później we własnym, bo przecież interpretujemy w punktu, w którym się aktualnie znajdujemy, uwarunkowani przez takie, a nie inne czynniki, różniące się od tych, w których tworzył autor.
Jeśli chodzi o tło pozaliterackie, to jest trochę dla mnie, jak z "Akademią Pana Kleksa" - w dzieciństwie stanowiła dla mnie baśniową przygodę, a kiedy się dowiedziałam, że była wydana w czasie wojny, zupełnie inaczej zaczęłam postrzegać hordy wilków.

I tu się dla mnie rodzi pytanie, czy Surowiak przekazuje nam coś ważnego? Wciela pewien społeczny obraz do opowiadań i przez jakąś woalkę (humoru, filozofii - bez względu na to czy głęboka) ukazuje?
Albo z innej strony: może za bardzo drążymy? może to ma być podwórkowa filozofia? a może po prostu już nieco na siłę poszukujemy głębi, która ma wyznaczać dobrą literaturę, przez co w prostych utworach jej nie dostrzegamy? bo raczej stwierdzenie takie, jak m.in. moje, że książkę dobrze się czytało, wcale nie oznacza, że mamy do czynienia z dobrą literaturą i dobrze napisaną - nie wiem, gdzie wtedy umieszczona by Prousta ;)
Marcin Sierszyński
Marcin Sierszyński 7 maja 2011, 13:01
Widzę, że poruszamy nowy wątek - i wydaje się dość ważny do przyjęcia opowiadania.

Zarówno romantka, jak i Loo mają rację, ale tylko z jedną mogę się zgodzić. ;) Wynika to z różnego podejścia do recepcji i interpretacji, gdzie znacznie bliżej mi do stanowiska tej pierwszej. Szkice teoretyczne pomagają oczywiście w odbiorze literatury - a współczesnych sztuk wizualnych, podejrzewam, jeszcze bardziej (co jest tematem na osobną dyskusję). Mimo to dobra literatura nie potrzebuje takich podpórek i jestem przekonany, że z takim przykładem mamy do czynienia powyżej. Można do "Dwudziestu siedmiu oczek" podejść zwyczajnie, bez żadnej wiedzy teoretycznoliterackiej. Proza Surowiaka jest głęboko osadzona w rzeczywistości, w jakiej się znalazł autor, jednak potrafi on bez zadęcia i z humorem komentować ten zastany świat. Można przecież, jak zauważyłem po komentarzach, zupełnie pominąć groteskę i wziąć na poważnie ten tekst, skupiając się na jego przekazie, ale można też go nie przyjąć w warstwie ideologicznej i zwyczajnie pośmiać się z sytuacji. To wskazuje na siłę, nie słabość tekstu.

@Justyna: Surowiak na pewno chce nam przekazać coś ważnego, ale nie sili się na zuniwersalizowanie poruszanych problemów. On filtruje je przez własną osobowość i komentuje, choć nie bezpośrednio. Nie jest gadatliwy, a bohaterowie, których opisuje, wcześniej pewnie obserwując, mają tutaj największe prawo głosu. Postawiwszy na tak szeroką autonomię postaci daje nam możliwość uwierzytelnienia jego opowiadań. Stąd pewnie ten "spór" o "realizm" i poważne, dość jednostronne podejście do opowiadania.
romantka
romantka 7 maja 2011, 13:31
Może to kwestia osobowości czy sposobu myślenia, a nie jakaś fundamentalna zasada jeśli chodzi o sposób patrzenia na tekst. Heh, ja np zanim przeczytałam to opowiadanie najpierw przeskanowałam komentarze, potem przeczytałam tekst Kierowcy i dopiero zabrałam się za meritum. Hehe. Zabawne to, sama siebie zaszufladkowałam do danego sposobu myślenia - czego normalnie unikam jak ognia.
Swoim komentarzem nie chciałam stwierdzić, że nie robie i nie myśle tak samo jak Loobensky, tylko, że zastanawiam się nad istotą korzystania z obu par oczu.

Namalowany obraz przez powyższe opowiadanie jest klarowny, zabawny i wystarczająco nie płaski. Hehe, chyba co do tego możemy się zgodzić ?
Dominika Ciechanowicz
Dominika Ciechanowicz 7 maja 2011, 14:13
Cieszy mnie ten wielogłos – świadczy o tym, z jak różnych perspektyw spojrzeć można na jeden, dość w gruncie rzeczy prosty tekst. Świadczy też o tym, że w odbiorze literatury - poza kompetencjami - liczy się coś tak zwyczajnego, jak gust.

Podobnie jak Justyna, traktuję zbiór jako całość i jak dla mnie ta całość się broni. Czy broni się powyższy tekst jako odrębny byt – kwestia sporna. Opowiadanie to forma, która nie jest przecież obwarowana jakimiś szczególnymi wymogami, nie musi mieć określonej struktury, jest tu miejsce na dywagacje, luźne przemyślenia, postaci drugoplanowe. Inna sprawa, to to, czy wprowadzenie tych postaci coś wnosi. Po co na przykład ta pani Tereska z kuchni i jej rocznik urodzenia? Czy takie zabiegi coś wnoszą?

Kolejna rzecz – na ile monolog barmanki wydaje Wam się autentyczny? W sensie językowym?
romantka
romantka 7 maja 2011, 14:41
oo miałam już ucichnąć, ale muszę coś powiedzieć odnośnie pani Tereski.

Heh, mi ten zabieg daje dużo smaczku (może polskiego właśnie, bo kojarzy mi się z polską "babą" w czepku i białym kitlu) dlatego że jest to osoba z którą Patrycja pracuje, więc musi się stykać i mieć relacje i może jest starszą, prostą osobą, która może próbuje trochę matkować młodej dziewczynie (no jeśli już nawet uczy ją robienia na drutach). Taka pani Tereska kojarzy mi się, z panią w szatani albo woźną w miejscu pracy z którą trzeba umieć nawiązać kontakt żeby się dogadać. Hehehe, nie mogę się nie śmiać, bo kojarzy mi się to z osobą z którą ja pracuję i o takim samym imieniu, hehe. I może TEŻ dlatego jest mi tak swojsko przy tym opowiadanku :)
Michał Domagalski
Michał Domagalski 7 maja 2011, 20:54
Rozważania Wasze słuszne. Gust, wielość spojrzeń... Jednak to wszystko obok tekstu. Wydaje się jednak, że - jako rzekło już wielu - nie problem tu filozofii (ta może i ciekawa), a raczej stylu, który miejscami trąci zabiegami... grafomańskimi (?), topornością (?) - jak chciało wielu. Czy zyskuje ów utwór, gdy potraktujemy go jako całość większej układanki? Ja się niestety nie dowiem...



strony: 1 2 »

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca